Gośćmi Filipa Drożdża byli wolontariusze Fundacji Szerpowie Nadziei - Ewa Bryniarska i Marian Krawczyk.
Czym dokładnie się zajmujecie?
Ewa Bryniarska: Pomagamy osobom z niepełnosprawnościami zdobywać górskie szczyty w Tatrach. Wnosimy te osoby w nosidłach, które są dostosowane specjalnie do ich potrzeb. Nasze skarby są osobami niesamowitymi. Pomaganie im daje nam ogromną radość. Skąd się to wzięło? Mówimy tak: mamy dwie zdrowe nogi, dwie zdrowe ręce i tym możemy pomóc.
Dlaczego skarby?
Marian Krawczyk: Skarbami nazywamy nasze osoby z niepełnosprawnością, ponieważ są one dla nas najważniejsze. Dbamy o ich bezpieczeństwo, dbamy o ich zdrowie w czasie naszych wycieczek. Są dla nas najcenniejsze i dlatego nazywamy ich skarbami.
Jak reagują na was inni turyści, inne osoby?
Marian Krawczyk: Bardzo pozytywnie. Często dostajemy brawa na szlaku, gratulacje, uściski, pozdrowienia. Przybijają piątki z nami, ze skarbami.
Jakie to uczucie dla osoby, która wniesie drugiego człowieka na szczyt?
Marian Krawczyk: Tego się nie da opisać. Są emocje, lecą łzy jak z wiaderka. Nazywamy to krojeniem cebuli.
Ewa Bryniarska: Nie ma osoby, która by nie wzruszyła się w takiej sytuacji. Tak jak mówi nasz fundator, czyli Krzysztof Sopczyk-Sopel - są rzeczy, których nie da się odzobaczyć i nikt nie wraca z wyprawy taki sam.
Czy można do was dołączyć?
Ewa Bryniarska: Oczywiście można do nas dołączyć, raz w roku jest nabór na stronie Facebooka Fundacji Szerpowie Nadziei. Zamieszczamy link do zgłoszeń, później są wybierane osoby, które zostają przyjęte do rodziny Szerpów. W tej chwili ponad 500 osób, ponad 500 wolontariuszy.
W przyszły weekend będzie szkolenie nowych Szerpów. Weźmie w nim udział 120 osób. Później okaże się, czy wszyscy zostaną. Zazwyczaj wszyscy zostają. Cała nasza rodzina jest podzielona na zespoły, jest tych zespołów 13 i w każdym zespole jest od kilku do kilkudziesięciu osób.
Chciałbym zapytać o sytuację ze wspólnych wypraw, która najbardziej utkwiła wam w pamięci?
Marian Krawczyk: Nieśliśmy Anię w kilkanaście osób w nosidle na Gęsią Szyję. Ona zawsze chciała zdobyć szczyt na własnych nogach. Nic jej nie mówiłem, ale około 30 metrów przed szczytem powiedziałem: "Ania, teraz zdobędziesz ten szczyt na własnych nogach". Ania szła, wszyscy ludzie stali w koło, bili brawo, i wszyscy Szerpowie "kroili cebulę". To jest niesamowite przeżycie.
Ewa Bryniarska: To są takie emocje, że pojawiają się łzy, ale to są łzy szczęścia. Zobaczyć uśmiech na twarzy skarba, jeżeli zdobędzie szczyt, nawet Rusinową Polanę, to serducho jest ogromne.
Czyli droga na szczyt zaczyna się od tego, by drugiej osoby nie zostawić na dole.