Wit Szostak/fot. Agata Ciechanowska
Punktem wyjścia do napisania "Wylinki" stało się jedno zdanie: "W tym domu mieszka wiele wspomnień". Co by było gdyby przestać traktować tę frazę metaforycznie? Gdyby wspomnienia naprawdę mogły zamieszkiwać przestrzeń? Wit Szostak od dawna szukał tematu na powieść dla dzieci. Przez jedenaście lat nic nie wydawało się wystarczająco dobre. "Wylinka" była pierwszym pomysłem, który okazał się "żywy".
Czy to na pewno książka dla dzieci?
Wit Szostak należy do tradycji pisarzy, którzy wiedzą, że dobra literatura dziecięca musi działać na dwóch poziomach. Pierwszy to opowieść dla dzieci pełna przygód, baśni i tajemnicy, a drugi dla dorosłych, jako tekst, który otwiera się głębiej, pozwala wracać. Tak działa "Kubuś Puchatek", tak działają "Muminki", tak działają baśnie braci Grimm.
Dobre książki dla dzieci są jednocześnie książkami dla dorosłych. Często do nich wracamy i nie z przymusu czy obowiązku, ale dlatego, że odnajdujemy w nich coś bardzo ważnego i nie są to tylko wspomnienia. Odnajdujemy różne warstwy, które autorzy tam pozaszywali – mówi Wit Szostak.
(cała rozmowa do posłuchania)
Najbardziej sugestywnym elementem "Wylinki" jest czas. Dzieci odkrywają, że żyją w rzeczywistości uproszczonej takiej, w której nie ma rodziców, nie ma jesieni ani zimy, sierpień trwa wiecznie. Czas linearny dorosłych zostaje zastąpiony czasem mitycznym, czyli kolistym, powtarzalnym, baśniowym. To nie tylko zabieg literacki, to metafora psychologiczna. Dziecko żyje w świecie cykli i powrotów. Dorosły w świecie przemijania. W "Wylince" te perspektywy się zderzają.
Dzieci dość szybko odkrywają, że ich rzeczywistość jest inna niż ta, w której zazwyczaj przebywają. Tam czas nie upływa, sierpień jest wieczny. Liście nigdy nie zrudzieją, nie opadną z drzew, nigdy nie nadejdzie zima, nigdy nie będzie kolejnej wiosny, są zatrzaśnięci w tym sierpniu.
Baśniowa wylinka ma sugerować, że można zostawić za sobą przeszłość tak, jak wąż zrzuca skórę. Autor jednak nie pozwala swojej bohaterce zapomnieć, ponieważ nawet jeśli wspomnienia stają się martwe, wciąż w nas mieszkają.
W przypadku "Wylinki", by patrzeć oczami dzieci, musimy sięgnąć do wspomnień. Z jednej strony metafora wylinki jest odrzuceniem wspomnień, odcinaniem się od nich, bo w pewnym stopniu one są martwe. Ale z drugiej, żeby tę książkę napisać, musiałem właśnie wrócić do dzieciństwa, do wakacyjnych przygód, zapachów, lasów, które inaczej pachną, kiedy jest się dzieckiem, a inaczej, kiedy jest się dorosłym. Intensywność jest inna.