Co może być w tych liczbach i w tych pomiarach zachwycającego? Jeśli patrzymy na przykład na Wawel i mówimy jaką rolę pełnił, jacyż tu królowie bywali, jakie uroczystości się odbywały, to mówimy o wielkich sprawach, a pan nagle mówi, ile waży arras, albo ile kilometrów nici zostało zużytych do jego utkania, albo ile waży złoto na kopule Kaplicy Zygmuntowskiej, albo ile jest schodów i tak dalej i tak dalej. Co w tych liczbach i w tym mierzeniu wszystkiego jest takiego pasjonującego?
Próbuję ten fenomen zobrazować opisując górę. Góra jaka jest, każdy widzi, ale dla każdego ta góra będzie inna. Dla jednego to będzie bardzo wysoka góra. Drugi był w Himalajach i mówi, a nie, to nie jest taka wysoka znowu góra. Dla jednego to będzie góra majestatyczna, dla drugiego będzie to góra święta, więc każdy tej górze przypisze inny kontekst i inny sens. Więc jeżeli spytamy tych wszystkich ludzi, aby opisali nam tę górę, to każdy z nich przedstawi zupełnie inny opis, i my w końcu nie wiemy, czy mówimy o tej samej górze, czy nie. I wtedy przychodzi geodeta i mówi, długość, szerokość geograficzna i wysokość nad poziomem morza. Kropka. Czyli zestaw liczb, które opisują tę górę w sposób jednoznaczny, skończony i ostateczny. Tu nie ma żadnej dyskusji. Ten opis ma dodatkowy walor, że jest wolny od subiektywnych opinii opisujących. A więc bez względu na to, w co danych geodeta wierzy, czy jakie ma przekonania, czy jakie ma gusta, zmierzy współrzędne i wysokość tej góry.
I dlatego właśnie uważam, że geodezja jest genialną nauką do opisywania materialnego świata, który nas otacza, ponieważ opisuje go w sposób rzetelny i jednoznaczny. I dopiero na tym jednoznacznym opisie, jak na fundamencie, możemy budować stabilny opis danych obiektów dalej, a więc bardziej abstrakcyjny.
Pan jest Panem Południkiem. Co to znaczy, że pan szuka południka krakowskiego?
Południk krakowski ja nawet znalazłem i to nawet też nie jeden. Tutaj właśnie słowo wyjaśnienia z tymi południkami zerowymi. XIX wiek przez niektórych był nazywany wręcz festiwalem południków zerowych, bo niemalże każdy kraj z w miarę wysoko rozwiniętą astronomią i geodezją wyznaczał własny, narodowy południk zerowy. A wcześniej niemalże każde obserwatorium astronomiczne wyznaczało tak zwany południk fundamentalny, czyli południk, który wyznaczał tę oś obserwacji astronomicznych w danym obserwatorium.
I jeżeli dane obserwatorium zyskiwało na randze, na znaczeniu w pracach badawczych, w pracach takich często też użytkowych jak np. służba czasu, czyli nadawanie sygnału czasu, aby w całym kraju czy w całym regionie ustawiano zegary np. na kolei czy na potrzeby handlu, jeżeli ustawiano zegary wedle tego obserwatorium, to to obserwatorium zyskiwało na randze i kiedy przychodziło do zdecydowania, które to obserwatorium ma być tym narodowym, które wyznacza ten południk narodowy, to właśnie to najważniejsze wygrywało.
W XIX wieku tych południków zerowych było kilkadziesiąt na całym świecie. Było z tym spore zamieszanie i w końcu w 1884 roku zwołano specjalną konferencję w Waszyngtonie, gdzie państwa miały uzgodnić, który w końcu z tych południków wybierzemy jako ten międzynarodowy i wszyscy będziemy używać jednego.
Polska wcale gorsza nie była. Polacy też swoje Greenwich mieli. Niedawno właśnie z okazji Roku Mikołaja Kopernika przy Starym Obserwatorium Astronomicznym w Ogrodzie Botanicznym przy Kolegium Śniadeckiego został uroczyście oznaczony Krakowski Południk Zerowy w tej opcji wyznaczonej już oficjalnie przez Obserwatorium Krakowskie w 1792 roku.
Przenosimy się na Wawel, ponieważ jest pan także pracownikiem Zamku Królewskiego na Wawelu i jako pierwszy pan zmierzył i zważył Wawel. Skąd panu taki pomysł przyszedł do głowy?
Ta książka nie powstała z ambicji moich, czy z jakichś potrzeb badawczych nawet. Ona powstała na życzenie naszych gości. Pracując na Wawelu przez kilka lat, nasłuchałem się tego, o co ludzie pytają, co ich interesuje. Więc skoro pytają, ile jest okien, jaką powierzchnię ma dana sala, ile złota jest na kopule Kaplicy Zygmuntowskiej, albo ile waży arras, to ta odpowiedź im się po prostu należy.
Ale jak Pan to zrobił? Czy Pan chodził z metrem? Czy Pan chodził z wagą? Jak Pan ten Wawel zmierzył i zważył?
Zdarzało się niejednokrotnie osobiście mierzyć i ważyć różne obiekty na Wawelu. Oczywiście bardzo często z ogromnym wsparciem kustoszy, konserwatorów, historyków, także pracowników technicznych. Bo często były to dość karkołomne zadania, choćby zważenie arrasu.
I ile waży?
Największy waży zaledwie 50 kilogramów.
To szokujące. Myślałam, że dużo więcej.
Ale z drugiej strony nie powinno to dziwić, gdyż on jest tak naprawdę utkany w większości z jedwabiu.
Zaskoczyło mnie na przykład wynik moich badań na temat ilości złota i srebra w arrasach Zygmunta Augusta. Bo tu również oczywiście wszyscy się prześcigali, ileż to kilogramów złota i srebra jest w tych arrasach. Mozolnie od góry do dołu, warstwa za warstwą zliczałem dokładnie wszystkie złote i srebrne nici. Zajęło mi to trzy dni. Kiedy udało mi się dokładnie zmapować cały obraz takiej tkaniny i nanieść dokładnie, gdzie są złote i srebrne nici, to jeszcze grube złote i srebrne też grube i cienkie, więc cztery sorty nici metalowych, dopiero mogłem przejść do takich obliczeń na podstawie badań konserwatorskich tych tkanin, by móc oszacować, ile tej metalowej blaszki, która oplata jedwabną nić, tworząc tę tak zwaną nić metalową, ile tego metalu faktycznie tam jest. Okazało się, że w przeciętym arrasie jest zaledwie po kilka gram złota, co najwyżej kilkanaście gram srebra, i to srebro jest w stopie z miedzią, więc też kolejne kilka gram miedzi i tak kompleksowo w całej kolekcji ponad 130 tkanin mamy zaledwie niecałe pół kilograma tego złota.
Ja nie wiem, czy pan powinien to mówić, bo turyści będą rozczarowani. Mieli wyobrażenie, że ileś kilogramów złota, a tutaj zaledwie kilkadziesiąt gramów.
Ale właśnie te liczby są też potrzebne, ponieważ jak to mówią, prawda jest najwspanialsza pod warunkiem, że ją dobrze podamy.
Przepraszam, że zadam to pytanie i przepraszam za słowo, ale żadne inne nie przychodzi mi do głowy. Czy patrzyli na pana jak na wariata na tym Wawelu?
Jeżeli się stoi na drabinie trzy dni i zlicza się pojedyncze złote i srebrne nitki w tkaninie... Więc może i tak, może wariat był potrzebny.
W dalszej części rozmowy o Smoczym Szlaku w Krakowie i nie tylko...