- Jak doszło do tego, że chłopak ze Śląska, zainteresował się, tak zwaną „czarną muzyką”, bo przecież nie tylko jazzem?
- Jakoś tak po drodze zetknąłem się z taką muzyką. Miałem 17 lat, kiedy dostałem swoja pierwszą płytę - singiel Ray’a Charlesa i wsiąkłem. Zachwyciło mnie to. Wówczas byłem bardzo zaangażowany w muzykę, głównie dawną, bo byłem w klasie skrzypiec i najchętniej grałem Bacha, Händla, Telemana. Także płyta Raya Charlesa była w moim życiu przełomem.
- Kiedy spoglądam w Pana biografię, dla mnie takim charakterystycznym rysem, który niejako spaja Pańską twórczość z tymi największymi amerykańskimi artystami, jest początek, bardzo charakterystyczny w biografiach wielu artystów soulowych, wielu artystów jazzowych, granie i występowanie w kościele, w chórze kościelnym, a następnie przy organach…
- Tak. Byłem związany z życiem parafialnym, a jako że właśnie dość wcześnie dałem się poznać jako dobrze śpiewający chłopiec, to w wieku ośmiu lat zacząłem śpiewać w chórze mieszanym, dorosłym chórze katedralnym w Gliwicach
- W naszym kraju muzyka kościelna jest trochę inna od tradycji amerykańskiej.
- Oczywiście, przecież nasza kultura muzyczna jest kompletnie inna niż ta w Stanach Zjednoczonych, Ameryki Północnej, to jest kompletnie inny świat. Tamten świat został stworzony przez ludzi, którzy zostali przywiezieni z Afryki do Ameryki, pracowali ciężko jako niewolnicy, no i tam utworzyły się te formacje, pieśni, pracy, modlitwy. W Europie budowaliśmy na zupełnie innych podstawach, więc właściwie w ogóle porównanie tego jest karkołomne, właściwie niemożliwe.
- Pana rodzinny Śląsk zwykło się uważać za ziemią ludzi ciężkiej pracy, za tym pojawiło się twierdzenie, że to właśnie tam najlepiej przyjmowały się gatunki takie jak blues, muzyka osadzona w tak zwanych „work songs”.
- Wie Pan, to jest kolejny mit, zupełnie dla mnie niezrozumiały o tyle, że wszędzie, nie tylko na Śląsku są ludzie ciężkiej pracy. Czy to rolnicy, czy robotnicy. Nie trzeba być górnikiem, żeby ciężko pracować. Nie trzeba być pracownikiem huty, żeby ciężko pracować. Ciężkiej pracy jest dość.
Nawet teraz, kiedy mamy sztuczna inteligencję i wszelkiego rodzaju nowości technologiczne wyręczają człowieka w wielu czynnościach, to ciężka praca jest po prostu nadal tym, co jest dniem powszednim bardzo wielu ludzi. Także z tym Czarnym Śląskiem to jest po prostu mitologizowanie, świetnie wyglądające w artykułach prasowych dotyczących śląskiego bluesa, ale ja się z tym zupełnie nie utożsamiam.