Jesteśmy zgodni co do tego, że w wymiarze politycznym w sobotę doszło do dużej mobilizacji społecznej. Kogo widzieliśmy na tym marszu? Czy rodzi się nam nowa siła polityczna?
Widzieliśmy dużo ludzi. Ja sobie nie przypominam tak dużej manifestacji w Warszawie. Chyba 1 maja 1989 roku 100 tysięcy warszawiaków, w tym powiewie wolności po Okrągłym Stole a przed wyborami czerwcowymi, też wyszło na ulice. Natomiast na demonstracjach w czasie stanu wojennego było to kilkanaście, rzadko kilkadziesiąt tysięcy. Inne demonstracje nie gromadziły tak licznej grupy – między 100 a 200 tysięcy, biorąc pod uwagę rozbieżności - będzie to jednak jakiś rekord. Jak duża była grupa zorganizowana, czyli przywieziona autobusami, tych nie-warszawiaków, którzy postanowili zaprotestować? Tego się nie dowiemy. To była demonstracja publiczna ponadstandardowa.
Widzieliśmy tam przedstawicieli koalicji, którą w czwartek ogłosił KOD. Powstała koalicja czy był to marsz ludzi niezależnych od partii?
Myślę, że trudno powiedzieć, co czuli ci ludzie. Gdybyśmy zrobili ankietę, to słowo koalicja nie zostałoby użyte. Raczej protest, sprzeciw, chęć wyrażenia swoich poglądów. Być może ta koalicja powstała w umysłach liderów ugrupowań, tych którzy byli współorganizatorami marszu. Myślę, że większość przywódców ruchów parlamentarnych, pozaparlamentarnych, opozycyjnych, chciałaby takiej koalicji. Tu już wchodzimy w politykę: od społecznego działania do przekucia w konkretne działania polityczne. To są różne sfery. Na razie jesteśmy na etapie społecznych przejawów niezadowolenia. W Polsce łatwo było zgromadzić ludzi przeciw czemuś. Teraz trzeba zbudować coś konstruktywnego. To jest pole do popisu dla przywódców KOD-u, PO, partii politycznych, które chcą jakoś odbudować swój autorytet.
Kto powinien bardziej obawiać się KOD? PiS, obóz rządzącej prawicy czy PO, która wydaje się tym słabsza, im KOD wydaje się silniejszy?
Niech ci nasi partyjni liderzy dostrzegają w tym szansę, a nie zagrożenie. Również opozycja, również partia rządząca. Bo jeśli wszędzie będzie widać strach, to niczego nie zbudujemy. Dla mnie jest to przejaw aktywności obywatelskiej, o którą walczyła partia rządząca, będąc w opozycji i której się domagała obecna opozycja, będąc partią rządzącą. Chcieliście aktywnych Polaków, to macie. Spróbujcie to zagospodarować.
Ale PO też powstała jako ruch antysystemowy, a stała się silną partią i rządziła przez dwie kadencje. Czy pan, jako politolog, wyobraża sobie KOD jako ruch nieformalny czy raczej zacznie się przekształcać w organizację polityczną?
Myślę, że jest wśród Polaków duża niechęć do partii politycznych i nie zmieni się to szybko. Jeśli KOD pójdzie w stronę partii politycznej, to w jego miejsce powstanie kolejny ruch społeczny. Nadal jest do zagospodarowania miejsce dla Polaków aktywnych publicznie czy politycznie, ale niechętnych do partii politycznych. To w tej chwili zagospodaruje KOD. Jeżeli tak się stanie – choć wątpię - to wtedy coś z tego KOD powstanie, coś co będzie ofertą bardziej społeczną niż polityczną.
Czy można wyobrazić sobie wspólne listy wyborcze? Zaczęli o tym wspominać liderzy: Ryszard Petru, Grzegorz Schetyna. Szef PO nie zaprzeczył, choć Nowoczesna wydaje się być naturalnym konkurentem dla PO i chyba ma podobnie adresowaną ofertę.
Mamy teraz w rankingach pewne zamieszanie, mamy próby kreowania nowych liderów. Ale myślę, że dużo zależy od tego, jak będzie postępował obóz rządzący. To wymusi na liderach opozycji zjednoczenie lub granie na własny rachunek. Myślę, że jest możliwe coś na kształt przedwojennego centrolewu. Ugrupowania, które będą jednoczyły się, jeśli chodzi o sprzeciw wobec rządu. Czy z tego powstanie lista wyborcza? Diabeł tkwi w szczegółach. Deklaratywnie tak dla frontu antyrządowego. Przed nami wybory samorządowe. Myślę, że listy będą zróżnicowane.
Czy można mówić w sposób jednoznaczny o tworzeniu jednej listy wyborczej, gdy do następnych wyborów mamy ponad 2 lata?
Jesienią 2018 roku będą wybory samorządowe. Może nam się zmienić ordynacja wyborcza. Wtedy zapadną decyzje wśród polityków, czy będą razem, czy osobno. Dla kogo ta ordynacja będzie korzystniejsza. Jakaś forma współpracy z pewnością pozostanie.
W środę partia rządząca przedstawi wyniki audytu poprzedniego rządu PO i PSL. To będzie polityczna burza czy burza w szklance wody?
To nawet nie burza w szklance wody, a w łyżce. Każda partia, która zaczęła rządy, zaczynała od tego, że rozliczy poprzedników. Żadnej skutecznie to się nie udało, chyba również z tego powodu, że nie było co rozliczać. Poza tym ważniejsze jest to, co będzie w najbliższych miesiącach i na czym to budować. Jeśli rządzące ugrupowanie chce znów rozliczać poprzedni rząd, to znaczy, że nie potrafi stworzyć pozytywnej oferty i nie potrafi wyeksponować sukcesów. Za pół roku, gdy znów będziemy mówili o rządach PO-PSL, to będzie to po prostu nudne. A Polacy nie lubią nudy w polityce.
W piątek 13 maja nie tylko mamy dowiedzieć się, jaki rating Polsce zostanie wystawiony przez agencję Moody's, ale ma też dojść do spotkania marszałka Marka Kuchcińskiego z liderami partii opozycyjnych w sprawie Trybunału Konstytucyjnego. Czy to zmieni polską politykę? A może kolejna odsłona niekończącego się sporu?
Spotkanie – moim zdaniem – niewiele wniesie. Marszałek politycznie nie jest decyzyjnym podmiotem, który miałby wpływ na to, jak będzie partia rządząca postępowała, jeśli chodzi o inicjatywy ustawodawcze w kwestii Trybunału Konstytucyjnego. Albo się rozmawia z woźnicą, albo z koniem. Marszałek nie jest woźnicą. Jeśli idzie o drugą sprawę - wiarygodności Polski jako największego państwa w tej części Europy - trzeba śledzić, czy ten rating będzie wpisywał się w negatywne oceny przemian polskich czy to będzie danie szansy polskim przemianom. Krótko mówiąc, pozytywne oceny mogą tę szansę stworzyć. Negatywne, co oczywiste, będą pewnym kosztem, które za te zmiany będziemy musieli zapłacić.