Wczoraj podsumował pan pierwszy rok swojej pierwszej kadencji. Z tego podsumowania przebija coś, co jest takim społecznym odczuciem, zresztą pan mówił o tym wprost. Dlaczego to wprowadzanie zmian, tego swojego pomysłu na Kraków, idzie tak wolno?
- Abstrahując od tego, że idziemy w dobrym kierunku, zakładałem, że pewne procesy pójdą szybciej. Czemu tak jest? Jest pewien opór materii. Jesteśmy w pewnym środowisku prawnym, gdzie wszystko musi być na tip top. To nie jest firma prywatna, gdzie się nie czeka na głosowania, ale rzeczy się wdraża. Tu trzeba wszystko skonsultować i dobrze. Trzeba przegadać zmiany ze związkami zawodowymi. Jak ktoś nie pracuje idealnie, nie jest łatwo go zwolnić.
Czy to też jest rodzaj schedy po prezydencie Jacku Majchrowskim? Pytam o zarządzających instytucjami i o rodzaj kultury korporacyjnej.
- Trochę tak. Jak przez 22 lata ludzie do czegoś byli przyzwyczajeni… Nie udało się choćby wdrożyć pełnego obiegu informatycznego. Jak wszedłem na początku, biurko miałem zawalone teczkami. Tak się łatwo nie pracuje. Trzeba czasu na wdrożenie nowych programów. Sam audyt trwał 3 miesiące. Wnioski i ich wdrożenie od października do stycznia. Potem wdrożenie nowej struktury, dzielenie wydziałów, departamenty, potem konkursy na nowe stanowiska. Cała machina ruszyła od marca/kwietnia.
Mówił pan też o zadłużeniu sięgającym 7,5 miliarda złotych, deficycie dochodzącym prawie do miliarda. Mamy dopiero pierwszą część roku, ale jakie są dzisiaj prognozy? O jakim deficycie z końcem 2025 roku będziemy mogli mówić?
- Na razie te parametry przyjęte w grudniu przy projektowaniu budżetu, utrzymujemy. Co miesiąc są rozliczenia. Nadwyżka się utrzymuje. Na razie się nie zadłużamy. W systemie na ten rok ciągle brakuje środków. Pozyskujemy środki zewnętrzne. Spółki miejskie pozyskują. Na oczyszczalnię Wodociągi pozyskały 120 milionów, MPK 120 milionów z KPO. 200 milionów pożyczek z KPO na zieleń. Z funduszy europejskich jest wniosków na 600 milionów. Nie wiemy, ile spłynie. Nie wiemy, jak dużo dziury budżetowej załatamy. Jakoś to jednak poskładamy.
Zmierzam do podwyżek. Komunikacja miejska… Kiedyś pan mówił, że to jest bardzo prawdopodobne. Po wyborach prezydenckich, czyli przed wakacjami?
- Kalendarz polityczny nie ma tu znaczenia. Na razie zajmiemy się STC. Założenia są gotowe. Dopracowujemy szczegóły. Ten druk musi się pojawić. 1 lipca wchodzi ta ostrzejsza strefa, której nie chcemy. Potem będzie taryfa biletowa. Podwyżki pewnie będą. Komunikowałem to. Mamy najtańszy bilet sieciowy w Polsce. Tam pewnie korekta w górę będzie. Inflacja była przez ten czas ze 100% pewnie.
Są jakieś szacunki ile może kosztować? 90 złotych obecnie kosztuje.
- Różne są wersje. Nie chcemy robić jednak terapii szokowej. To zależy od stanu budżetu. Jak będziemy potrzebowali większych wpływów, będzie większa podwyżka. Jeżeli się uda więcej środków pozyskać na zewnątrz… Wczoraj prezes Glapiński obniżył stopy procentowe o 0,5. To daje oddech na odsetkach. To 420 milionów rocznie. Tu zejdziemy nieco. To skomplikowany mechanizm.
Na końcu decyduje Rada, tak czy inaczej.
- Tak.
Przed wakacjami czy po?
- Zaczniemy ten proces na pewno w maju/czerwcu, po oddaniu druku SCT. Czy to się skończy przed wakacjami? Trudno ocenić. Musi być Rada Miasta, konsultacje społeczne. Rada Miasta w wakacje rzadziej się spotyka. Zobaczymy. Jest też gotowa dynamiczna taryfa przy biletach jednorazowych.
Od września?
-Jak najszybciej. Pewnie od jesieni to wejdzie.
Jeszcze odbiór odpadów. Jest ta stawka już proponowana - 37 złotych od osoby. Będą państwo czekać? Mamy nową frakcję od początku roku. W październiku wejdzie system kaucyjny i mniej PET-ów odbieranych przez MPGO. Będą państwo do tego momentu czekać, czy wcześniej będą wprowadzać nową stawkę?
- Dyskutuję z władzami MPO. Byli u mnie, pokazali bilanse i jak różne zmiany i inflacja 40% za ostanie 3 lata… Przez te lata stawka nie była podnoszona. Mamy najtańszą stawkę w okolicy. Podwyżka jest nieunikniona. System się nie bilansuje. Musielibyśmy dokładać z miasta bez podwyżek, albo zbankrutować spółkę. Nie możemy sobie na to pozwolić. Stawki nie były zmieniane, więc na pewno będzie podwyżka. Od kiedy? Zobaczymy. W zeszłym tygodniu poznałem wyliczenia. Sam zapytałem o stawkę, skąd to 37 złotych. Pokazano mi to. Ten system się faktycznie nie bilansuje. Co miesiąc są straty. Kiedy to wejdzie? Nie wiem. MPO wróci do mnie w przyszłym tygodniu ze szczegółami.
Wracając do podsumowania roku pana kadencji, przypominał pan o pieniądzach na remont pustostanów, mówił o Społecznej Agencji Najmu oraz udziale w Społecznej Inicjatywie Mieszkaniowej. W związku ze sprawą mieszkań Karola Nawrockiego powracają pomysły całkowitego końca sprzedaży mieszkań z bonifikatą. Czy teraz Kraków podejmie taką decyzję? Koniec sprzedaży mieszkań z bonifikatą najemcom?
- Na pewno to, co się działo w zakresie wyprzedaży mienia gminnego za 10% wartości, to było niezrozumiałe. Jesteśmy na etapie 50% bonifikat. To jest realizowane. Nowej uchwały nie przewidujemy. To poszło za daleko. Analizujemy sprawę wniosków, które spływają. Stawiamy na kontrolę wniosków. Są sytuacje, że ktoś, kto posiada inne lokale komunalne, próbuje wykupić, przekazać, albo sprzedać.
Jest głośna sprawa Jana Rokity.
- Tak. Nie chcę rzucać nazwiskami. Jednak ten wykup za obniżoną stawę powinien być dla tych w trudnej sytuacji. Co chwilę jednak ktoś to traktuje jako sposób na zarobek.
Czyli skończą państwo z tym?
- Rada Miasta decyduje. Ja nie rekomenduję tego. Mamy niski zasób komunalny w mieście. Oczywiście robimy, co możemy. Remontujemy pustostany. 402 wyremontowane w zeszłym roku.
Pana kolega Bogusław Kośmider zawsze bronił tego modelu sprzedaży z bonifikatą, bo mówi, że to i tak mieszkanie, które będzie przychodzić z pokolenia na pokolenie, a przynajmniej jak ściągniemy te 10, 20, albo 50%, to będzie jakiś pieniądz.
- To jakiś argument, że jakieś wpływy są. Jednak są ludzie, którzy pracują, biorą kredyt, płacą wielkie odsetki i nie mają swoich mieszkań. Kupują je na rynku. Obecne ceny nieruchomości są bardzo wysokie. Dlaczego niektórzy płacą 15-20 tysięcy za metr, a ktoś inny dostanie lokal w centrum za połowę stawki i będzie to kolejny jego lokal na wynajem? Są takie sytuacje.
Czyli ograniczą to państwo?
- Rada Miasta decyduje. Ja mówię o swojej opinii. Należy zmierzać do ograniczenia tego.
Jeszcze konklawe, bo z Krakowa do Watykanu jest bardzo blisko. W Krakowie bywali trzej ostatni papieże. Jan Paweł II kilkukrotnie, Benedykt XVI po śmierci Jana Pawła II. Franciszek nawet skorzystał z miejskiego zbiorkomu. Czy Kraków będzie czekał na kolejnego papieża? Wiem, że to zależy od władz kościelnych, ale politycy, zwłaszcza wpływowi, mogą pomóc.
- Czekamy. Widziałem różne wizje, symulacje. Słyszałem, że Karol Nawrocki będzie, potem Donald Trump, ale dym póki co czarny. Abstrahując od poglądów papieża Franciszka na kwestie geopolityczne, styl jego papiestwa był bliski ludziom.
Kraków czeka na wizytę również?
- Oczywiście, że tak. Poczekajmy jeszcze, kto zostanie wybrany. Kraków jest jednak bardzo gościnnym miastem. Kraków zaprasza.