Zapis rozmowy Jacka Bańki z posłem Koalicji Obywatelskiej, Pawłem Kowalem.
W Dniu Niepodległości Ukrainy wiele osób spodziewało się eskalacji działań wojennych ze strony Rosji. Nic takiego się nie stało. Możemy wyciągać z tego wnioski?
- Było więcej ataków rakietowych. To najbardziej emocjonalnie oddziałuje na ludzi mieszkających tam. Ukraińcy mają aplikację, na której widzą wystrzelenie rakiet. Są tam kolejne regiony, na które one mogą spaść. Ten dzień był rekordowy. Putin zagrał strachem, ale mu się to nie udaje. Putin się władował w Ukrainę i łatwo z niej nie wyjdzie. Byłem chyba jedynym politykiem z Zachodu, który pojechał na linię frontu po 24 lutego. Widziałem, jak ta wojna jest prowadzona. To nie jest wojna jedynie profesjonalnego wojska. Jest wojsko, ale też obrona terytorialna i masa wolontariuszy. Oni są naturalnym zapleczem armii. Putin łatwo nie wygra. Może straszyć, ale nie udało mu się złamać oporu Ukraińców.
Jest dekret o zwiększeniu armii rosyjskiej o ponad 170 tysięcy, ale od 2023 roku. Jakiś wniosek z tego płynie?
- Płynie jeden wniosek. Putin traci poparcie w swoim otoczeniu. To ważny przekaz. Wypowiedzi Miedwiediewa, to co się stało z Duginą, pokazują, że toczy się walka wokół Putina. Stawką jest zakończenie wojny. Za rok ta wojna będzie dla Rosji bardzo uciążliwa. Rosja jest w izolacji, jest spadek gospodarczy, nie ma sukcesu. Początek wojny był tragiczny z punktu widzenia oczekiwań Rosji. Cofnęli się spod Kijowa, Ukraińcy odzyskali tereny. Pozycja Putina nie jest zbyt mocna.
Jak podaje Frontex, od początku roku ponad milion Rosjan przekroczyło granicę UE. Żona Pieskowa doskonale bawi się w Grecji. Są takie firmy, które dostarczają komponenty do paliwa Rosjanom. Zachód zrozumiał, że to wojna o wszystko?
- Nie może być tak, że Rosjanie sobie wjeżdżają do UE, korzystają z wolnego rynku, wolności prasy, pięknych miejsc i nawet na Facebooku nie potępią zbrodni wojennych. Jestem zwolennikiem przycięcia wiz turystycznych. Powinna być furtka, ale generalnie wszystkie wizy wydane powinny być przeglądnięte. Kolejne powinny być wydawane tylko w wyjątkowych sytuacjach.
Papież nie rozumie, że to wojna Zachodu o wszystko?
- To trudne pytanie. Łatwo jest skrytykować papieża. Słowa krytyki się jednak należą. Polityka papieża jest może historycznym błędem Watykanu. Czytam to jako zerwanie z tradycją Jana Pawła II. On zawsze opowiadał się po stronie ludu, nie po stronie dyktatorów. To co się dzieje… Papież zrywa z tradycją wolnościową Watykanu. Będą tego skutki. To też nielojalność wobec milionów grekokatolików i łacińskich katolików na Ukrainie i na świecie, którzy ryzykują życie. Łatwo jest skrytykować papieża, ale sprawa jest dużo głębsza. Trzeba się z tym zmierzyć. Przywykliśmy, że w takich sytuacjach jest nieco inaczej.
W Krakowie trwa dyskusja o powołaniu Centrum Ukraińskiego. Miejsca szuka miasto. Jaką rolę taka instytucja mogłaby pełnić?
- Jest potrzebne takie miejsce. Wojna jeszcze potrwa. Będą jeszcze fale uchodźców. Długi czas przed nami. Włączę się w tworzenie takiego Centrum. To byłoby miejsce z informacją o pracy, warunkami przebywania w Polsce. Trzeba się przygotować. Po 24 lutego wszystko jest inne. Dotyka to też nas. Mogą być fale Ukraińców, inna będzie służba zdrowia, szkoła. Konieczny jest profesjonalizm. Oni przyjeżdżają, dostają lepszą informację, oprzyrządowanie prawne. To się może powtórzyć, jak wojna będzie bardziej intensywna.
Sami przedstawiciele Związku Ukraińców w Polsce mówią, że to by miała być instytucja otwarta ukraińsko-polska. Jaka przyszłość mogłaby się tam wykuwać? Może spotkania biznesu obu krajów?
- Patrzę na dane i widzę, że problemy ma służba zdrowia, szkoły. Ważna jest aklimatyzacja. Potem kwestie biznesowe, odbudowa Ukrainy. Tu trzeba myślenia w skali kraju. Rząd nie myśli jednak o samorządzie w kategorii partnera do odbudowy Ukrainy. Wiele ludzi o tym na świecie już myśli.
Wyobraża pan sobie w nowym roku szkolnym powtórkę z 2019 roku, czyli strajk nauczycieli?
- Nauczyciele, pielęgniarki i jeszcze kilka zawodów. Zacznijmy od nauczycieli. To kluczowa kwestia dla przyszłości Polski. Tym chcę się zająć. Widzę, jak nauczyciele tracą przy inflacji, widzę biedę. To straszne. Słucham rządu i ministra Czarnka. Nauczyciele mają rację. To nasz interes, żeby nasze dzieci miały dobrą edukację. Nauczyciele boją się jutra, dyrektorzy się boją, że nauczyciele po wakacjach odejdą z zawodu. Im większe miasto, tym większe problemy. Zarobki są maleńkie. Jest problem podwyżek, inflacji. Spotykam się z przedsiębiorcami. Wszędzie podwyższają płace pracownikom. Rząd co? Rząd się kłóci po podwyżkę kilka procent. To powinno być 20-30% już, jeśli chcemy, zęby Polska jakoś wyglądała za kilka lat. Od tego trzeba zacząć.
To też pytanie o formę protestu. Pamiętamy 2019 rok. Najpierw kilkutygodniowe protesty, potem była pandemia i całe roczniki na tym straciły.
- Mamy wycięte te roczniki. To moje dzieciaki. Pierwsze roczniki ze strajkiem, potem pandemia. Jaka to skala biedy edukacyjnej, cofnięcia? Jest zła polityka państwa. Trzeba zabezpieczyć nauczycieli, żeby przychodzili do zawodu. Ludzie muszą chcieć zostawać pedagogami i potem powinni za to utrzymać rodzinę. Patrzę w kontekście kredytów, inflacji. Ludzie się boją. Jest nieszczęście. Znam przykłady. Nauczyciel wziął kredyt, była rata 2000 zł. Dziś to rata 4500 zł. Minister Czarnek mówi, żeby protestowali, bo mają prawo. Sorry…
Jedna wspólna lista opozycji? Dwie? Może więcej? Co jest najbardziej prawdopodobne?
- Najważniejsze to pokazanie ludziom, że Polskę zmienimy. Czy będzie jedna, dwie czy trzy listy? Słyszę, że powinna być jedna lista. Musimy się pogodzić. Dajmy ludziom nadzieję. To klucz. Czasu jest dużo. Celem jest jednak zmiana w Polsce, nie lista. Narzędziem najlepiej jedna duża lista.
Są plotki w Krakowie, że krakowską listę miałby otwierać Bartłomiej Sienkiewicz. Słyszał pan coś na ten temat?
- Nie wiem, czy cokolwiek można mówić na ten temat. Trzeba mówić, jak wygląda nasz realny plan na zmianę. Do tego trzeba dopasować listę. Dziś nikt nie powie, że ja tu, albo tam. Musimy się tak ułożyć, żeby Polacy mieli wybór. Musi być zmiana w Polsce.