Zanim porozmawiamy o wczorajszym posiedzeniu Biura Bezpieczeństwa Narodowego i reakcji świata na wtargnięcie do Polski dronów, chciałbym zapytać: jak to możliwe, że w nocy z wtorku na środę za nalot dronów aż 38% komentarzy w polskim internecie obwiniało Ukrainę, a tylko 34% Rosję? Dodajmy, że polski rząd obwiniało 15% komentarzy internautów.
To jest to, o czym mówię od kilku tygodni: w Polsce musimy szybko włączyć strategiczną komunikację, przekazywać najważniejsze rzeczy, oddzielać je od nadmiernie wewnętrznych, konfliktowych debat na scenie politycznej. Po prostu strategiczna komunikacja na Zachód, do naszych sojuszników: przekazywanie bazowych faktów i uświadamianie opinii publicznej, że część treści, które mogą się komuś wydawać śmieszne czy „dziwne” i przyciągają uwagę w sieci, to rzeczy wrzucane do internetu przez Rosję.
Dlaczego? Bo wojna nowej generacji to wojna, w której właściwie połowa sukcesu polega na walce informacyjnej.
A czy przez ostatnie dwa lata rząd, koalicja rządowa, mogły zrobić więcej, by tej rosyjskiej dezinformacji się przeciwstawić? No, na przykład nie mówić w kampanii prezydenckiej, że 800+ powinno być tylko dla pracujących Ukraińców?
Takie rzeczy dzieją się w praktyce. Ja dokładnie śledzę, jak współczesne państwa radzą sobie z komunikacją strategiczną i - powiem szczerze - można wiele przygotowywać - wiem, że na przykład w sprawach szkolnych pojawiają się takie elementy, nauczyciele to wprowadzają - ale trzeba być uważnym wtedy, kiedy to już się dzieje, żeby wcześniejsze przygotowanie, te teoretyczne rozważania, po prostu sprawdzić w praktyce. I to jest ten moment, kiedy trzeba to włączyć - nie ma co dyskutować o tym, co było.
Ludzie przywykli, że „siedzą w necie”; nasi obywatele przywykli, że podają jakieś treści, śmieją się z czegoś, coś udostępniają „dla beki”. A teraz jest kluczowy moment. Rosja zaatakowała dronami Polskę po to, żeby nas testować. Odpowiedź powinna być jasna.
Jesteś obywatelem, jesteś patriotą - nie podajesz głupot, nie szerujesz głupot, nie lajkujesz. Wiesz o tym, że informacja jest też bronią - i to bardzo istotną bronią w tej wojnie. Rosjanie dążą do tego, żeby poprzez drony - tanio, w miarę tanio, taniej niż innymi sposobami prowadzenia wojny - rozproszonym atakiem paraliżować sąsiednie państwa, na przykład uderzając w infrastrukturę krytyczną, a jednocześnie dorzucając w sieci fałszywe informacje, siejąc zamieszanie.
Chciałbym, żeby to do każdego dotarło: żeby ludzie rozumieli, jak wygląda współczesna wojna, i żeby się zastanowili, zanim podają wpisy - nawet polskich polityków. Czy to Korwin-Mikke, czy Braun, czy Leszek Miller w ostatnim czasie bardzo aktywny. Niektórzy mają go za poważnego polityka, bo pamiętają jako premiera.
Trzeba po prostu być na to uważnym. Kropka. Komunikacja strategiczna, higiena w necie, niepodawanie „ruskich fejków” i świadomość, że jeśli podajesz, jeśli lajkujesz - to pomagasz Rosji w wojnie informacyjnej z Polską.
W ostatnich dniach prezydent zakopał topór wojenny z rządem i vice versa. Myśli pan, że ten pokój między „Małym” i „Dużym” Pałacem potrwa długo? I czy prezydent podpisze chociażby ustawę o pomocy cudzoziemcom? Jeśli ona nie wejdzie w życie do końca września, czeka nas gigantyczny chaos.
Dlatego codziennie podaję w swoich mediach informacje statystyczne pokazujące, że dla polskiego biznesu, dla polskich firm, dla podatków płaconych w Polsce, dla polskich dochodów — jest źle, jeśli przygotowani Ukraińcy, którzy są na rynku, wyjeżdżają. Bo wyjadą do Niemiec, Francji, Włoch i tam będą pracować jako przygotowani pracownicy, a nasze polskie firmy będą miały kłopot ze znalezieniem na ich miejsce odpowiednich ludzi. To są rzeczy proste, jasne, można je krótko, prosto powiedzieć.
To jest ten kontekst ukraiński. On jest zawsze bardzo wykorzystywany przez Rosję. To znaczy: jeśli widzicie, że ktoś podżega przeciwko Ukraińcom, stara się wykorzystywać sentymenty historyczne, resentymenty itd., to powinna zapalić się czerwona lampka - bo to jest główna linia ataku Rosji.
Wczoraj z całego świata spływały do Polski wyrazy wsparcia i konkretne oferty pomocy, tylko jeden sojuszniczy kraj był bardzo wstrzemięźliwy — i to Stany Zjednoczone, niestety. Donald Trump ewidentnie lekceważy to, co się stało. Powiedział wczoraj — cytuję — że „to mogła być pomyłka”. Czyli dokładnie to samo twierdzi Donald Trump, co rosyjska propaganda.
I tu można dodać jeszcze, że kilka dni temu USA poinformowały kraje europejskie, iż wycofują się ze wspólnych wysiłków na rzecz zwalczania dezinformacji pochodzącej m.in. z Rosji. No to co z tym amerykańskim wsparciem jest?
Najważniejsza sprawa w relacjach polsko-amerykańskich to obecność wojsk amerykańskich w Polsce. Kierowałem misją specjalną w tej sprawie do Waszyngtonu w lipcu. To zostało teraz potwierdzone przy wizycie prezydenta Nawrockiego. Działania rządu idą wszystkie w tym kierunku.
Najważniejsza rzecz w relacjach polsko-amerykańskich - twardy fakt: wojska amerykańskie zostają w Polsce. To jest prawdziwy sygnał dla Rosji.
Skupiajmy się na tym, a nie na analizie każdego wystąpienia polityków, którzy mają swój specyficzny sposób mówienia - tak jest też z prezydentem Trumpem. Z całą pewnością Ameryka jest naszym sojusznikiem i to demonstruje, nie tylko deklaruje. A Rosja jest naszym przeciwnikiem - właściwie dziś możemy powiedzieć, że także wrogiem.
Ale jest jeszcze jeden twardy fakt związany z Ameryką. Donald Trump - już po nalocie dronów na Polskę - złagodził sankcje na Białoruś, konkretnie na białoruskie linie lotnicze. To się, jak sądzę, wiąże z uwolnieniem ponad 50 więźniów politycznych, ale mimo wszystko…
Tak, jak pan powiedział - dotyczy innej sprawy: wypuszczenia dużej grupy więźniów politycznych, w tym obywateli Polski. Nie łączę tych dwóch rzeczy, bo one nie mają ze sobą związku.
A jak pan ocenia to, że Białoruś informowała Polskę o latających dronach? To była część gry Łukaszenki na ocieplenie stosunków z Zachodem, czy część gry Putina - po to, żeby powiedzieć: „to przypadek, ostrzegaliśmy”?
Na mój nos - jakaś gierka i jakaś dezinformacja.
Dziś ruszyły ćwiczenia „Zapad”, Polska zamknęła granicę z Białorusią. Czy to dobre posunięcie i czy w najbliższych dniach możemy się spodziewać kolejnych rosyjskich prowokacji?
Bezpieczeństwo jest najważniejsze. Ćwiczenia „Zapad” tradycyjnie są ukierunkowane przeciwko Polsce, więc to rozwiązanie - że czasowo, na kilka dni, zamykamy granicę (bo prawdopodobnie chodzi o bardzo krótki okres) - myślę, że pomaga w zachowaniu bezpieczeństwa. To są czasy, w których bezpieczeństwo jest najważniejsze.
Ale na to zamknięcie granic zareagowały m.in. Chiny. Powiedzmy: przez polsko-białoruską granicę odbywa się transport kolejowy - znaczna część transportu z Azji do Europy - i ten szlak też został czasowo przerwany. Czy Chiny będą naciskać na swojego wasala w Moskwie, czyli na Putina, żeby przestał eskalować? Czy wręcz przeciwnie - chcą dalszej eskalacji, a opóźnienia czy przekierowania tych transportów na inne trasy będą dla nich niewielkim kosztem?
W tej sprawie Polska ma z Chinami stały dialog i kontakt. W najbliższych dniach odbędą się rozmowy polsko-chińskie na wysokim szczeblu, więc myślę, że ta kwestia - jeśli trzeba będzie - będzie dyskutowana.
O Izrael i Palestynę chciałem jeszcze zapytać. Z jednej strony wciąż giną tysiące Palestyńczyków, z drugiej - Hamas wciąż przetrzymuje zakładników. No ale wczoraj do tego wszystkiego doszła jeszcze jedna, kolejna haniebna - w mojej ocenie - decyzja Benjamina Netanjahu, który zatwierdził budowę kolejnego żydowskiego osiedla na Zachodnim Brzegu, tuż przy Jerozolimie, osiedla rozdzielającego ziemie palestyńskie. Premier Izraela podkreślił przy tym, że nie będzie żadnego państwa palestyńskiego. Czy może pan to skomentować?
Polskie stanowisko jest jasne - i my nie tylko mówimy, ale wszędzie tam, gdzie Polska ma wpływ, przedstawiamy stanowisko proste, jasne i pokojowe: dwa państwa, rozwiązanie dwupaństwowe — Palestyna i Izrael. Tam, gdzie możemy (a są takie miejsca, tylko nie zawsze się o tym mówi), staramy się łagodzić skutki tej wojny pod kątem oczywistym, jednym - wsparcia humanitarnego.
A nie jest tak, że Benjamin Netanjahu wykorzystuje to, że uwaga świata jest teraz skupiona na Rosji, Ukrainie, Polsce, że w Białym Domu jest Donald Trump - i de facto anektuje Palestynę?
Myślę, że sprawa nie jest taka skomplikowana, jak pan to przedstawia; jest dość prosta. Izrael został napadnięty, reakcja była ostra. Jeżeli chodzi o działania humanitarne na terenie Gazy - bo to bardzo specyficzna część, której nie kontroluje rząd palestyński - ona jest traktowana jako część państwa palestyńskiego, ale od dawna nie była kontrolowana przez rząd z Ramallah - faktycznie mamy do czynienia z poświadczonymi przykładami naruszeń humanitarnych. Na to reagujemy jako państwo, jako Polska. Ale pamiętajmy, że istotą tej wojny jest to, że Izrael był pod presją, został zaatakowany, to izraelscy obywatele stali się ofiarą napaści Hamasu ze strony Strefy Gazy, która nie była wtedy kontrolowana przez władze palestyńskie. To jest taki fragment państwa palestyńskiego, który - oddzielony od głównej części - pozostawał już wtedy poza kontrolą.
Ale musi pan przyznać, że reakcja Izraela była nieproporcjonalna - i wciąż jest.
Reakcja Izraela była po prostu reakcją obrony, a pewne konkretne działania dotyczące walki z Hamasem uderzyły w ludność cywilną w Gazie - i to trzeba łagodzić.