Pierwszym błędem, który popełnia wielu rodziców, wynika z dobrych intencji. Zamiast wysłuchać problemu dziecka, reagują odpowiedziami "Nie przejmuj się", "Wiesz przecież, że to nieprawda". Takie słowa mają dodać otuchy, ale tak naprawdę nie pomagają. To komunikaty racjonalne, kierowane do głowy, nie do serca. A dziecko w tym momencie potrzebuje nie wykładu o samoocenie, lecz wsparcia emocjonalnego.
Jakie słowa są potrzebne? Nie te, które mówią poznawczo, tłumaczą, jak się mam nie przejmować, ale te, które nazywają, co się wydarzyło: "Jak się z tym czujesz?", "Co się z tobą dzieje". Dzieci mają naprawdę świetną wyobraźnię i kapitalnie to tłumaczą. Kiedy dajemy wiedzę, dziecko się zamyka – mówi Katarzyna Wnęk-Joniec.
Dla młodszych dzieci można używać metafor, kolorów, zabawek, wszystkiego, co pozwoli im wyrazić emocje, zanim zablokuje je wstyd czy strach. To pomaga dziecku rozładować napięcie i otworzyć się na dalszą rozmowę. Kiedy dziecko jest w silnym napięciu, warto pomóc mu poradzić sobie z emocjami przez ciało. Skakanie, potrząsanie rękami, wygłupy czy rzucanie piłką. Dopiero gdy emocje trochę opadną, można rozmawiać o tym, co się wydarzyło.
Kiedy emocje zostaną nazwane, można przejść do drugiego etapu poznawczego, czyli rozmowy o faktach. Wtedy jest moment na wspólne zastanowienie się, jak można zareagować. Może porozmawianie z nauczycielem lub wspólne rozwiązanie problemu. Największą pomocą dla dziecka nie jest szybkie działanie, lecz uważność i empatia. Wysłuchanie bez oceniania, nazwanie emocji, wspólne szukanie rozwiązań i interwencja u dorosłych odpowiedzialnych za bezpieczeństwo.
(cała rozmowa do posłuchania)