- Dziewczyna urodzona w Gorzowie Wielkopolskim kończy technikum chemiczne, zostaje wybitną wokalistką. Spodziewam się, że muzyka była obecna także w pani rodzinnym domu.
- Jestem najstarsza z rodzeństwa i pierwsza poszłam do przedszkola muzycznego, potem do szkoły muzycznej (moi bracia również).
Muzyka była na pierwszym miejscu, ale maturę musiałam z czegoś zdać. Nie chciałam iść do ogólniaka, więc poszłam do technikum chemicznego (pisałam więc egzamin dojrzałości z chemii). Muzyka cały czas była obecna w naszym domu, ale rodzice nie zajmowali się nią zawodowo. Lubili ją i pewnie dzięki temu odkryli nasze zainteresowania, talent. Chodziliśmy równocześnie do szkoły podstawowej i do szkoły muzycznej. Byłam więc w dzieciństwie bardzo zajęta; nie miałam wolnego czasu, bo albo trzeba było się uczyć do podstawówki, albo trzeba było ćwiczyć.
W którymś momencie pojawił się w domu magnetofon szpulowy (najpierw „Tonetka”, potem Grundig). Ojciec nagrywał na nim nasze występy. Nadal mam te nagrania, teraz już w formie cyfrowej.
- Wydaje mi się, że posłuchanie tego dziś, mogłoby być bardzo ciekawe.
- To były dziecięce popisy na prośbę, albo rozkaz rodziców, bo bywało różnie… Niekoniecznie chciałam ćwiczyć i nie byłam tego wielką fanką. Miałam potencjał, zapowiadałam się na świetną pianistkę. Miałam manualną łatwość grania i niezłą pamięć muzyczną; nadal ją mam. Bardzo szybko się uczyłam. To są rzeczy, które zostają w czlowieku na zawsze.
Nie mieliśmy w Gorzowie średniej szkoły muzycznej, nie mówiąc już o wyższych studiach. I być może dlatego Wojtek, Piotrek i ja zostaliśmy muzykami i bardzo dużo graliśmy. Mieliśmy zespół Prońko Band (powstał w stanie wojennym) i występowaliśmy przez chwilę, dopóki każde z nas nie poszło w swoja stronę.
Dziś znowu jesteśmy razem z Piotrkiem i z jego rodziną. Piotrek zajmuje się sprawami technicznymi, jest saksofonistą i akustykiem.
- Zaczęła pani przygodę z muzyką, już profesjonalnie, tak naprawdę pod koniec lat 60. na Ogólnopolskim Festiwalu Awangardy Beatowej w Kaliszu.
- To był jeszcze czas amatorski. Mieliśmy gorzowski zespół, który startował dwukrotnie. Raz dostałam nagrodę, o dziwo nie jako wokalistka, ale pianistka, a właściwie organistka. Grając na organach jednocześnie śpiewałam, nikt jednak mojego śpiewania wtedy nie słyszał. Ktoś zauważył za to, że jakaś dziewczyna gra na organach.
- Potem dołączyła pani do zespołu Respekt, który prowadził Antoni Kopff. Żeńska część zespołu to chórek, który występował również z Czerwonymi Gitarami i z Czesławem Niemenem. Respekt wydaje się o tyle ciekawy, że zostawił po sobie niewiele nagrań i właściwie jest dziś grupą zapomnianą.
- Nic dziwnego, bo w gruncie rzeczy współpracowaliśmy dość krótko. Zespół powstał szybko, ale też równie szybko się rozwiązał. Po prostu nie mieliśmy pracy i został sam chórek, który towarzyszył na trasie innym wykonawcom (Skaldowie, Czesław Niemen, czy Czerwone Gitary). Dziewczyny zostały, a sekcja rytmiczna się rozproszyła, bo chłopaki musieli zarabiać pieniądze, więc poszukali sobie jakichś zajęć. Trzymałyśmy się razem i między innymi dlatego powstały chórki do podwójnego longplaya Czesława Niemena (z bardzo wyrazistą czerwoną okładką). Później chwilę pracowałyśmy, ale że pracy nie było, to wszystko się rozpadło. Niestety, jak nie ma pracy, to nie ma artysty.
- Nie bez powodu jednak wspominam o tym zespole. Proszę mnie poprawić jeżeli się mylę, ale wydaje mi się, że wtedy występuje pani już w roli kompozytorki.
- Tak, ale są to rzeczy, które komponowałam do szuflady, do kieszeni, czy do pamięci własnej; nie przypuszczałam, że ktoś się tym zainteresuje. Kiedy powstał Respekt, to Antek Kopff stwierdził, że co będzie sam pisał muzykę. Zapytał nas, kto ma jakieś pomysły i zgłosiłam się. Zaakceptował obydwie kompozycje i dlatego zaistniały.
- Były też nagradzane.
- Tak. Nie wiem dlaczego, ale jakimś cudem „Cały maj” był chyba na pierwszym miejscu listy przebojów Trójki. Był to przecież nasz debiut, ale też całkiem fajna piosenka. Ale brzmi bardzo archaicznie. Można by to odświeżyć, nie wiem jednak jak. Może niech ktoś inny się tym zajmie…