Zapis rozmowy Mariusza Bartkowicza z Barbarą Nowak, małopolskim kuratorem oświaty.
Rozpoczyna się „mała matura” dla gimnazjalistów. To trzydniowy cykl egzaminów podsumowujący tę część nauczania. To jeden z ostatnich razów, kiedy widzimy ten egzamin w takiej postaci?
- Ja tego nie traktuję jako małą maturę. Ten egzamin jest trudniejszy niż matura. On jest wyczerpujący dla ucznia, który ma zwykle zapisane w statucie, że ma maksymalnie 2-3 sprawdziany tygodniowo. Nagle jeden po drugim dniu ma taki maraton. Przychodzi, pisze egzamin 60-minutowy, przerwa i potem 90 minut egzaminu. To nieprawidłowe i niezgodne z poczuciem bezpieczeństwa i higieny umysłowej. Ten uczeń musi niemal z każdego przedmiotu wykazać się wiedzą. Startując do egzaminu wie, że od jego wyniku zależy, do jakiej szkoły się dostanie. Stres jest ogromny i wyczerpujący. Jak uczeń ma gorszy dzień lub jest bardziej podatny na stres, to wynik nie będzie zgodny z faktycznymi umiejętnościami ucznia. Dla mnie to nie jest prawidłowe. Czy tak będzie? Nie wiem. To kwestia reformy. To jest dyskutowane. Pod koniec czerwca usłyszymy coś bliżej. Osobiście będę optowała, żeby takiego maratonu nie fundować uczniom.
Myślałem, że zapytam panią, czy w przyszłym roku gimnazjaliści będą mieli lżejszy egzamin...
- Chciałabym dać taką nadzieję, ale to nie zależy ode mnie. Orędownika w zmniejszeniu liczby egzaminów uczniowie jednak we mnie mają.
Odetchnęli z ulgą uczniowie podstawówek i ich rodzice. Po raz ostatni na koniec podstawówki uczniowie pisali egzamin. To co jest źródłem radości dla jednych, jest troską dla innych. Dyrektorzy gimnazjów sygnalizują, że będzie kłopot z przyjęciem do gimnazjów uczniów spoza regionu i być może będą potrzebne egzaminy wstępne. Jak kuratorium się na to zapatruje?
- Na razie mogę powiedzieć, jak ja się zapatruje. Ja nie rozumiem problemów dyrektorów szkół. To kwestia prestiżu. Im lepsze wyniki gimnazjów, tym wyższe są wymagania co do uczniów. Nauczycieli trzeba traktować poważnie. Nauczyciel ocenia wedle swojej wiedzy. Dlaczego mamy nie wierzyć nauczycielom, którzy wystawiają oceny? To wiarygodna odpowiedź co do wiedzy ucznia. Teraz żeby dziecko się dostało do gimnazjum, musi przejść ten sprawdzian. Najważniejsze jest to, że to jest zbyt wczesny okres, żeby dziecko poddawać takiemu egzaminowi. Apeluję do nauczycieli i dyrektorów, żeby patrzyli na oceny na świadectwie. One powinny przybliżać do kolejnej szkoły.
Czyli raczej nie uważa pani za zasadne kwalifikowanie przez egzamin wstępny do tych bardziej pożądanych przez dzieci gimnazjów?
- Dokładnie. Tu nie ma potrzeby. Trzeba się oprzeć na ocenach. Kiedyś była taka metoda rozmowy kwalifikacyjnej. Można usiąść z uczniem i porozmawiać. Może wtedy jakiś obraz się wytworzy. To luźna propozycja. Nie ma dopracowanej koncepcji co zrobić. Nie ma odpowiedzi. Na to przyjdzie czas. Teraz zgodnie z rozsądkiem i dobrem ucznia należy działać. Tak powinni robić nauczyciele i dyrektorzy.
Na 8000 6-latków tylko nieco ponad 1000 w tym roku rozpocznie naukę w podstawówce. Władze Krakowa obawiają się, że będzie brakować miejsc dla 1500 dzieci, które chcą iść do przedszkola. To dzieci w wieku 3 lat.
- Sprostuję. Dobrze, że rodzice mogą decydować, w jakim wieku dzieci idą do szkoły. To pierwsza sprawa. To trzeba szanować. Mówienie o braku miejsc dla 3-latków to nadużycie. Od dawna wiadomo, że ta droga kiedy możemy 3-latka obligatoryjnie przyjąć do przedszkola, to 1 września 2017 roku. Trzecia sprawa: jak mówimy o Krakowie, to tutaj sytuacja jest dobra. Dużo wcześniej w Krakowie toczyła się rozmowa przygotowująca odpowiednią liczbę miejsc w Krakowie, żeby jak najwięcej dzieci poszło do przedszkola. Zwiększono kwotę dotacji dla punktów przedszkolnych. Przedszkola publiczne prowadzone przez inne podmioty też zostały zachęcone przez dotacje, żeby zwiększyć liczbę miejsc. Na dzisiaj nie wiemy, czy miejsc będzie brakowało. Mamy taki system rekrutacyjny, w którym nie były ujęte przedszkola publiczne niesamorządowe. Wiemy, że rodzice wpisywali dzieci w dwa miejsca. To się pokrywa. Miejsc jednak starczy. Nawet większość dzieci 3-letnich dostanie się do przedszkoli. Buduje się nowe przedszkole, będzie przedszkole kontenerowe. W Krakowie pracuje się, żeby wszyscy rodzice 3-latków mogli dzieci umieścić w przedszkolu. Wydaje mi się, że skończy się to sukcesem.
Dzisiaj w Dzienniku Gazecie Prawnej minister edukacji zapowiada, że w każdej klasie powinno być dwóch wychowawców i więcej lekcji patriotyzmu. W związku z dwoma wychowawcami każdy uczeń powinien mieć możliwość rozmowy z wychowawcą przez 15 minut dwa razy w miesiącu. Pani ma doświadczenie jako pedagog. Jak się pani odniesie do tego pomysłu? Nauczyciele nie będą podnosić, że to będzie zbyt duże obciążenie czasowe? Już teraz są obciążeni biurokracją.
- O to chodzi. Z nauczycieli trzeba ściągnąć balast biurokracji. Trzeba przywrócić nauczyciela uczniom. On ma mieć mały katalog dokumentów. To powinien być dziennik i małe sprawozdanie. Nauczyciel ma być z uczniem. Jak zaczynałam pracować w szkole, to byłam z uczniami. Mało pisałam, nie udowadniałam, że pracuje, ale pracowałam. Warto do tego wrócić. Nauczyciel ma pomagać rozwiązywać problemy i pomagać w rozwoju. Od tego jest wychowawca. Czy potrzebnych jest dwóch? Nie wiem, ale jak pani minister ma taki pomysł, to można się zastanowić.
To odciążenie od biurokracji byłoby możliwe od nowego roku szkolnego?
- Chciałabym, ale to kwestia pewnych zobowiązań. Teraz pani minister podjęła rozmowy, żeby zmniejszyć liczbę ewaluacji. Jak uda się dogadać z unijnymi instytucjami, to obciążenie będzie dużo mniejsze.