Podczas spotkania prezydentów Nawrockiego i Trumpa w Białym Domu padły deklaracje dotyczące amerykańskich żołnierzy, którzy mają pozostać w Polsce. W pana ocenie ich obecność nad Wisłą w ogóle była zagrożona?
- W ogóle była zagrożona. Popatrzmy na te apele premiera Tuska, Radosława Sikorskiego, którzy prześmiewczo zwracali uwagę panu prezydentowi, że to minimum, które musi osiągnąć. Trwa dyskusja w Europie na ten temat. Są wielkie obawy. W naszym przypadku to zostało rozwiane. To wielki sukces pana prezydenta i jego otoczenia.
Nikt tego nie kwestionuje, aczkolwiek Pete Hegseth mówił to kilka miesięcy temu, że żołnierze amerykańscy pozostaną.
- Potrzebowaliśmy takiej deklaracji jak wczoraj. Mało tego, że zostaną. Prezydent Trump powiedział, że jak Polacy będą chcieli zwiększenia ilości tego kontyngentu, na pewno tak się stanie. To bardzo ważne.
Myśli pan, że prezydent Nawrocki powinien rozpocząć te starania? No bo jeśli ktoś miałby to rozpocząć, to prezydent Nawrocki. Widzieliśmy wczoraj tę relację.
- Zapewniam, że te starania trwają.
Ale żeby powiększyć kontyngent.
- Tak. Stać nas na to. Polacy muszą mieć poczucie bezpieczeństwa. Nie może być tak, że w polskich domach są dyskusje, na ile Polska jest zagrożona. Kto nas obroni? Musimy mieć poczucie komfortu. Pracujemy, działamy, Polska jest bezpieczna. Są z nami nasi sojusznicy, najwięksi na świecie. To ważne. Stać nas na to, żeby ten kontyngent poszerzyć. To będą jednak decyzje polityczne. Ja nie mam wątpliwości. Zdecyduje jednak prezydent w porozumieniu z szefem MON, wicepremierem.
O ile zwiększenie kontyngentu byłoby wzmocnieniem?
- Nie odpowiem. To wiedzą eksperci wojskowi.
Nie zabrakło panu wczoraj takich jasnych deklaracji co do militarnego wsparcia Ukrainy i takiego zdecydowanego potępienia Putina?
- Prezydent Karol Nawrocki odpowiadał na podobne pytanie. On uczestniczył w części zamkniętej. Nas tam nie było. Ufam w słowa prezydenta, który powiedział jasno, że sprawa zagrożeń ze strony Rosji była częścią agendy tego spotkania. Plan na spotkanie z prezydentem Trumpem to 1,5 godziny. O godzinę przedłużono to spotkanie. Zapewne też te kwestie były przedmiotem debaty.
Ufa pan w pełni prezydentowi Trumpowi? Powiedzieć, że jest nieprzewidywalny to mało powiedzieć.
- To pańska opinia i części ludzi. Nie wiem, jakie pan ma podstawy. Osoby, które podają w wątpliwości kompetencje…
Nie kompetencje...
- Wiarygodność prezydenta to pakiet jego kompetencji. Nie wiem, czym sobie zasłużył na takie traktowanie. Prezydent Trump złożył deklarację. Oczywiście, gdy wszystko zostanie spięte umowami, powiemy, że tak jest. Dzisiaj słowo pana prezydenta, niewymuszone... Wielu obserwatorów życia politycznego, niechętnych prezydentowi Trumpowi, mówi jedno. Prezydent Trump deklaracje złożył w sposób niewymuszony. To było przemyślane, przedyskutowane. Wizyta była przygotowywana przecież od dłuższego czasu.
Te dobre, albo i bardzo dobre, polsko-amerykańskie relacje grzebią plany wprowadzenia w Polsce podatku cyfrowego?
- Nie wiem, na ile ten problem był wpisany w agendę.
Miało go nie być, tak wynikało z tej notatki.
- Dowiemy się o tym niebawem. Nie używałbym słowa „grzebanie” podatku cyfrowego. Potrzebna jest dyskusja. Nie może być tak, że w państwie demokratycznym ministrowie coś przygotowują i to ma być dogmat. Jestem zadowolony i szczęśliwy innym komunikatem z tego spotkania. Mało to jest podnoszone. To kwestia Trójmorza. To bardzo ważne. Padły deklaracje co do tego ważnego projektu cywilizacyjnego. Wczoraj o tym mówiłem w Karpaczu. Rozwiązania infrastrukturalne są ważne w układzie północ-południe Europy. Via Carpatia - cieszę się, że ten projekt znalazł uznanie nowej administracji USA. To jest na agendzie pana prezydenta Nawrockiego.
Odpuściłby pan, jeśli chodzi o podatek cyfrowy?
- Czekam na opinie ekspertów, którzy są w stanie zbilansować finanse państwa.
Ale to nie o finanse. Sześć największych firm amerykańskich z tych big-techów to jest dwudziestokrotne polskie PKB. To nie są ubodzy krewni. Zarabiają na nas, ile wlezie.
- Dobrze. Czy w takim razie podnoszenie podatków to jedyna droga, żebyśmy zwiększyli dochody do budżetu państwa?
Mówię o firmach, które na nas zarabiają i gdzieś indziej są opodatkowane. U nas nic.
- Czy realizacja planów wbrew deklaracjom wyborczym, bo przecież Tusk, Trzaskowski i politycy dzisiejszego obozu rządzącego, w kampanii 2023 roku przysięgali, że nie będzie podwyżki podatków. I co?
To nie jest danina nakładana na obywateli, ale na gigantów amerykańskich.
- Należy uszczelniać dochody budżetu państwa. Trzeba to robić. Wiemy, co się dzieje przez ostatnie dwa lata. Wracają wielkie wycieki. To zresztą jest skutkiem decyzji premiera Tuska.
Myli pan dwa porządki walutowe. Nie mówimy o daninach na Polaków, tylko o opodatkowaniu dużych firm.
- My mówimy o polityce państwa. Mówił o tym prezydent Nawrocki. Żadnego podnoszenia podatków. Polacy tego nie chcą.
Nie mówimy o obywatelach. Mówimy o firmach zagranicznych, amerykańskich, które mają po prostu tutaj raj.
- Czy mają raj? Tylko w części opinii. Ważne jest, że tu funkcjonują. Dzięki temu Polska jest przy autostradzie nowych technologii. Mamy się cofnąć na prowincję głęboką? Ten imposybilizm ma być częścią naszej codzienności?
Myśli pan, że na prowincji jest Austria, Francja, Włochy, które prowadziły te podatki?
- Chodzi o to, żebyśmy się cofnęli. W innej sytuacji jest Francja, Niemcy i Austria. My dzisiaj dzielnie i mężnie wstajemy z kolan. Wmawiano nam, że jesteśmy na prowincji Europy, żebyśmy dali siłę roboczą do montowni, żebyśmy budowali u siebie magazyny. Nie myślimy o nowoczesnych technologiach.
Ale jaka to nowoczesność? To są wielkie, gigantyczne firmy, które na nas zarabiają. Czyli lepiej nie drażnić Wuja Sama?
- Nie. Pan rozwija teorię, która nie ma odzwierciedlenia w komunikatach...
Przecież groził Donald Trump, że kto opodatkuje, ten dostanie dodatkowe cła.
- Pan ma informacje, co było przedmiotem zamkniętej debaty między Karolem Nawrockim i Donaldem Trumpem?
Posłałby pan dzieci na lekcje edukacji zdrowotnej?
- Moje dzieci mają już swoje dzieci. One podejmą decyzję. Ja nie posyłam wnuka do szkoły. Co do decyzji, udałbym się do szkoły, jakby mnie to dotyczyło, i podpisał oświadczenie, że się nie zgadzam.
Dlaczego się pan nie zgadza?
- To kwestia związana ze zmianą dotychczasowego programu wychowania do życia w rodzinie. Wiele się mówi, że to nowy przedmiot. Nie. Wiele zasad ważnych i informacji uczniowie zdobywali na WDŻ. Dzisiaj wprowadzono punkt, który wykonuje oczekiwania urzędników brukselskich, że to polscy urzędnicy przez budowę programu nauczania wychowają dzieci. Nie rodzice będą decydowali, ale urzędnicy przez nauczycieli. Na to zgody nie ma.