Zapis rozmowy Mariusza Bartkowicza z wiceprzewodniczącym Zarządu Regionu Małopolska NSZZ Solidarność, Adamem Gliksmanem.

Dzisiaj ostatnie pożegnanie Wojciecha Grzeszka, wieloletniego szefa Małopolskiej Solidarności i wieloletniego gościa studia Radia Kraków. Ja sam wspominam go jako człowieka życzliwego, pogodnego. Zawsze takie był, nawet jak rozmawiało się z nim o trudnych tematach. Jak pan, jako jeden z jego najbliższych współpracowników, wspomina Wojciecha Grzeszka?

- Do dzisiaj nie dociera do mnie, że Wojtka nie ma. Każdy, kto odwiedzał Małopolską Solidarność, wiedział, że on czekał w gabinecie, rozmawiał, szukał kontaktu z ludźmi. On był zawsze blisko ludzi. Stąd jego obecność na uroczystościach, w mediach. On uważał, że Solidarność musi uczestniczyć w życiu Małopolski i Krakowa. 23 lata jego przewodniczenia i całe jego życie spowodowały, że jak myślimy o małopolskiej Solidarności, myślimy o Wojciechu Grzeszku. On zostawił tu swój testament. To szczególny sposób podchodzenia do ludzi, łączenia ludzi, szacunek dla wielu osób. Dzisiaj go nie ma. Wiele osób, z różnych opcji politycznych, wspomina go ciepło i pozytywnie. To był jeden z nielicznych polityków, który umiał łączyć.

Ten brak będzie tym bardziej zauważalny, że taki sposób funkcjonowania w życiu publicznym – dialog nawet z osobami, z których poglądami się nie zgadzał – nie jest dziś powszechny.

- Tak. Wymaga to dużej odwagi. Wojtek taką odwagę miał. Wiele razy mnie zaskakiwał. Zawsze były wątpliwości, czy przy dzisiejszych podziałach jemu to nie zaszkodzi. Być może tak było, ale on szukał kontaktu z drugim człowiekiem. Myśląc o Wojtku, widzę go w rozmowach z różnymi osobami. On zawsze umiał słuchać drugiego człowieka. On czerpał wiedzę z tych rozmów. Nawet jak się nie zgadzał, to patrzył na sprawy z innej perspektywy. To był człowiek dialogu.

Wiele razy rozmawialiśmy z Wojciechem Grzeszkiem na tematy bieżące. Wśród nich często wracał temat zakazu handlu w niedziele. Będzie kolejny zwrot w tej sprawie? Ma pojawić się nowelizacja ustawy o ograniczeniu handlu w niedziele. Ona ma skończyć ze zjawiskiem obchodzenia prawa, na które wszyscy przymykali oczy. Chodzi o otwieranie placówek handlowych w niedziele pod pretekstem czynienia z nich placówek pocztowych.

- Nie powinniśmy używać eufemizmów. To łamanie przepisów, nie obchodzenie prawa. Mam w domu książeczkę z 1858 roku napisaną przez Jana Stanisława Jabłonowskiego „Skrupuł bez skrupułu”. To traktat, który powstał XVIII wieku i dotyczy naprawy systemu rządzenia Polską. Często sięgam do tej książki. Te problemy są do dzisiaj. Przywarą było psucie prawa. Przykład ograniczenia handlu w niedzielę to taki przykład. Ustawa przygotowana przez komitet obywatelski nie zakładała żadnych wykluczań. Prawo powinno być jasne, inaczej budzi chęci do jego łamania. Ostatecznie były zmiany w parlamencie, były 32 wyjątki. Widzimy, że nagle wszystkie sklepy są placówkami pocztowymi. To jednak tylko przykrywka. Jedna z dużych sieci, która chciała obchodzić przepis, podała, że przez kilka miesięcy obsłużyła łącznie 70 tysięcy przesyłem. Jak się to podzieliło przez ilość sklepów otwartych, okazało się, że to kilka przesyłek dziennie.

Nie obawia się pan, że dacie tym samym argument organizacjom przedsiębiorców sieci handlowych? One na początku pandemii mówiły, żeby dać szeroki dostęp do handlu, żeby ludzie korzystali z niego bez ścisku, o każdej porze. Teraz państwo, popierając kompletny zakaz handlu w niedzielę, dostęp taki ograniczą.

- Na razie nie mówimy o kompletnym zakazie. Mówimy o wyeliminowaniu tego, że każdy sklep może być placówką pocztową. My reprezentujemy pracowników handlu. Wiemy jak wyglądały zakupy na początku pandemii, jakie było obciążenie, ryzyko. My mówiliśmy o tym. Od początku podkreślamy, że celem tego ograniczenia jest danie szansy na odpoczynek pracownikom handlu, ale też zmiana przyzwyczajeń społecznych. Kilka lat pokazało, że nauczyliśmy się inaczej spędzać niedziele. To ważne. Dla Solidarności nie ma odwrotu. Będziemy się spierać. Ten temat wraca co kilka miesięcy z nowymi argumentami. One nijak się mają do rzeczywistości. Straszono zwolenianami, upadkami sieci handlowych. To się nie sprawdziło. Argumenty są lobbystyczne. Argumenty Solidarności są mocniejsze.

Pamiętam stanowisko Solidarności, gdy zaczęły się szczepienia nauczycieli, żeby objąć nimi także pracowników handlu, którzy są narażeni na kontakt z wieloma osobami. Teraz szczepionki są dostępne niemal na żądanie, ale chętnych brakuje. Solidarność planuje akcję zachęcającą do szczepień?

- Szanujemy to, że to decyzja każdego człowieka. Wydaje mi się jednak, że trzeba edukować ludzi, pokazywać jak ważne to jest zabezpieczenie i jakie są potencjalne skutki choroby. Ja przechorowałem Covid, zmagam się ze skutkami. Edukacja, edukacja i jeszcze raz edukacja. Jest tu też rola Solidarności.

Mocne słowa padły z pana ust na ostatniej sesji plenarnej Międzynarodowej Konferencji Pracy. Powiedział pan, że jednym ze złych efektów pandemii jest wręcz likwidacja dialogu społecznego. Powiedział pan, że polscy związkowcy obwiniają o to wicepremiera Jarosława Gowina. Na czym polega ta likwidacja dialogu społecznego?

- Jedną z pierwszych decyzji rządu była próba wyeliminowania niewygodnych członków Rady Dialogu Społecznego. Polska ustawa o Radzie Dialogu Społecznego przewiduje, że to pan prezydent powołuje członków Rady, czyli tego ciała, które jest podstawowym w Polsce ciałem odpowiedzialnym za dialog społeczny, ustalanie rozwiązań w zakresie społecznej polityki. Umożliwiono panu premierowi, żeby on odwoływał przedstawicieli strony społecznej. To się spotkało ze sprzeciwem Solidarności, protestami Międzynarodowej Organizacji Pracy. Ostatecznie rząd się z tego wycofał. Tak jak w życiu wielu z nas, pandemia rozluźniła kontakty międzyludzkie. Nie ma tylu spotkań. Jakość stanowionego prawa spadła. Rozmowa była słaba. Premier Gowin objął rok temu przewodniczenie w Radzie Dialogu Społecznego. Już wówczas Solidarność protestowała. Wskazywaliśmy, że polityk, który wiele razy dał znać, że nie docenia związków zawodowych i nie szanuje roli dialogu społecznego, teraz bezie za to odpowiadał. Premier Gowin brał udział w tej konferencji. Ku naszej radości powiedział, że on ceni dialog społeczny. Ja w swoim przemówieniu przypomniałem powiedzenie spopularyzowane przez prezydenta USA Lincolna, że czyny są głośniejsze niż słowa. Czekamy na to. Przykłady pokazują, że ze strony premiera Gowina nie ma chęci porozumienia. Na przykład praca zdalna. Nie mamy szczegółowych ustaleń i przepisów dotyczących tej pracy. Ustawa została nagle przez pana premiera, wobec niezgody Solidarności, wycofana z Rady Dialogu Społecznego i skierowana do typowych konsultacji. One będą oznaczać, że jak pracodawca będzie chciał narzucić w firmie pewne zasady, będzie mógł je zrobić bez zgody pracowników. Jest wiele wątpliwości, łamane są prawa pracowników. Na ich są przerzucane koszty mediów. Jeden z banków nie uwzględnił tego, że w pewnej części miasta była duża awaria internetu i pracownicy zdalni nie mogli pracować. Pracodawca nie wziął tego pod uwagę i kazał im odpracować te godziny. Wątków jest masa. Wymaga to namysłu, czerpania doświadczeń z innych krajów. Tego oczekujemy od rządu. Podobnie szybko do poprzedniego modelu pracy nie wrócimy.