W pierwszych dniach po uruchomieniu nowy system był wielokrotnie krytykowany, zarówno przez ratowników jak i polityków. Zarzucano władzom województwa, że decydując się na takie rozwiązanie, narazili wiele osób na utratę życia lub zdrowia. Dyspozytorzy w Krakowie i Tarnowie mieli bowiem "nie znać najlepszych dróg dojazdowych np. na południu regionu". 

"Nie potwierdziliśmy tych obaw - mówi Jolanta Stawska, dyrektor krakowskiej delegatury NIK. - Poprawiła się koordynacja i ten system jest zdecydowanie bardziej efektywny. Jeżeli zdarzyły się jakieś opóźnienia w przyjazdach karetek, to nie wynikały one z zaniedbań".

Stawska przyznaje jednak, że choć ogólnie kontrola wypadła pozytywnie, natrafiono na pewne uchybienia. W niektórych miejscach ratownicy pracowali bez przerwy przez 48 godzin, na zmianę jako medyk i kierowca. Oprócz tego, zdaniem NIKu, brakuje komunikacji między ratownikami poszczególnych województw - nawet jeśli karetka znajdująca się na Śląsku jest bliżej miejsca wypadku, to i tak dyspozytor musi wezwać ratowników z Małopolski. Wnioski z kontroli zostaną przekazane ministerstwu zdrowia.


Małopolska jako pierwsza wprowadziła system zintegrowanej dyspozytorni. Do podobnych rozwiązań przygotowują się pozostałe województwa.

 

(Karol Surówka/ew)