Nie Vuitton, nie Maciej Zień nawet, prędzej może Bohoboco albo lepiej – Maldoror, a z całą pewnością młody, energetyczny, bezczelny, rozlewający się jak tatrzański strumień po ulewnych deszczach MŁODY POLSKI DIZAJN ( już nikt nie pisze – design), to najgorętszy i najbardziej pożądany trend sezonu. O młodym polskim dizajnie piszą mainstreamowe media (ostatnio nawet Tygodnik Powszechny!) i grzmi modowa blogosfera. Torebkę od Vuittona może mieć każdy nowobogacki krezus, polski dizajn to jednak wciąż kwestia wyobraźni i wiedzy, poczucia humoru i dystansu, intuicji i dużej cierpliwości. Mimo, że młodzi polscy dizajnerzy mnożą się jak przysłowiowe króliki, ich ubrania nie są wcale łatwo dostępne. Większość nie ma własnych sklepów, sprzedają ubrania na facebooku i przez internetowe strony. Oraz na targach, często ciasnych, niewygodnych, bez przyzwoitych przymierzalni i czytników kart kredytowych.






W najgorętszej przestrzeni miasta – w klubie Forum Przestrzenie w niszczejącym hotelu Forum, odbyły się w Krakowie Targi Dizajnu.
Kilkudziesięciu wystawiających, głównie samych projektantów, a także stoiska z dizajnerskimi książkami dla dzieci, unikatową biżuterią, młodą grafiką i plakatem, pojechanymi gadżetami. Nie było tam Was? Błąd. Nikt nie rozsyłał zaproszeń, wtajemniczeni nawoływali się głównie poprzez społecznościowe media, a zamiast czerwonego dywanu, straszyły PRL-owskie wykładziny z lat. 80… Jakże dziś stylowe. Nie widziano celebrytów, choć Forum wypełniło się tłumem świetnie ubranych młodych ludzi.

Jaki jest polski dizajn? Mimo, że raczej młody, od kilku lat ma swoje hierarchie.
Na topie są ( nieobecni w Krakowie) Ania Kuczyńska i MMC, Łukasz Jemioł, Nenukko czy Zuo Corp. I wielu innych. To, co proponują najlepsi jest proste i wyrafinowane, często w stylu uniseks, skrojone odważnie i niesztampowo. Czołówka oferuje doskonale wykończone kroje z wysokiej jakości tkanin, formy czasem eksperymentalne, wymagające od użytkowników doskonałej sylwetki i nienagannego wyczucia stylu. Czy polski dizajn jest dla każdego? Nie, stanowczo nie. Ale z modą jest jak z jedzeniem. Do niedawna szczytem snobizmu była kuchnia włoska, dziś za oczywistość uważamy także smaki dalekowschodnie, sushi czy kuchnię tajską. Zmieniamy gusta, doskonalimy styl. Można na wieki pozostać przy pizzy, ale można i pożeglować w stronę sashimi… Państwo decydują.

Energię polskiego dizajnu można dziś naprawdę bez przesady porównać do siły wulkanu.
Erupcja wynosi na powierzchnię prawdziwe talenty… i wiele rzeczy bezwartościowych. Spacer po przestrzeniach Forum Przestrzeni nie przynosi samych zachwytów – na wieszakach króluje gotowy tiszert z zabawnym lub stylowym nadrukiem. Nie tak wiele jest ubrań fachowo i pomysłowo skrojonych – przeważają proste bluzy i tuniki, workowate spodnie i spódnice, nie wymagające skomplikowanych umiejętności krawieckich. Ale są i odkrycia – wspaniałe, czasem niedoskonałe, ale ujmujące wyobraźnią projekty. Najbardziej chodliwym towarem na targach jest płócienna torba – znak rozpoznawczy przynależności do wielkiej rodziny młodego polskiego „must have”… Jeszcze nie macie? Błąd. Na szczęście łatwo go naprawić. Bez wydatków w sklepie producenta luksusowych towarów, gdzie torebka może kosztować tyle, co samochód.





PS. Na zdjęciu mój łup z Targów Dizajnu – torba śląskiej marki „gryfnie” (tzn. ładnie). Dizajnerzy mówią o sobie „jest nos dwóch pierzińskich gizdów ze Pszczyny, ale ino jedyn je ganz Ślonzokiym. Etnolog i programista – po takim som my fachu. Kożdy z nos „mo ptoka” na punkcie swoji roboty. Gryfnie to naszo kolekcja rzeczy inspirowanych ślonskim słownictwym.”. Prawda, że fajne? To lubię!



Wzorowa uczennica