Starcia Wisły Kraków z Lechem Poznań nie są już może takimi klasykami i nie decydują o losach mistrzostwa Polski, jednak dla kibiców na zawsze pozostaną meczami prestiżowymi. Nie inaczej było tym razem. Po długo wyczekiwanym przełamaniu, remisie z Legią i zdobytych w wielkich trudach punktach w Płocku po przerwie na reprezentację Wisła wybrała się do Poznania na pierwsze z trzech starć Białej Gwiazdy z Kolejorzem. Oprócz niedzielnego spotkania ligowego obie drużyny mierzyć się będą również w Pucharze Polski - pierwszy mecz rozegrany zostanie jeszcze w październiku w Poznaniu, natomiast ćwierćfinałowy rewanż w listopadzie przy Reymonta.

Za małą niespodziankę uznać można obecność w wyjściowej jedenastce Łukasza Załuski. W poprzednich tygodniach dostępu do wiślackiej bramki strzegł Michał Miśkiewicz, który tym razem usiadł tylko na ławce. Wśród rezerwowych znalazł się również Paweł Brożek, który powoli wraca do pełni zdrowia po kontuzji. Mecz w Poznaniu mógł rozpocząć się dla Wisły bardzo źle. Już w 5. minucie świetną szansę miał Formella, który w pozornie prostej sytuacji trafił prosto w bramkarza. Nie minęło pięć minut, a Lech zaatakował po raz kolejny. Tym razem na techniczne uderzenie zdecydował się Jevtić, wydawało się, że piłka spadnie za kołnierz Załuski, ale ostatecznie trafiła tylko w poprzeczkę. W pierwszym kwadransie swoją szansę miał też Gajos. Po jego strzale Załuska nie był jednak zmuszony do interwencji, a wiślacy przetrwali okres naporu Lecha bez szkód. W kolejnych minutach było już pod bramką gości zdecydowanie spokojniej. W samej końcówce pierwszej połowy to Biała Gwiazda mogła nawet objąć prowadzenie - próbował Boguski, o strzał pokusił się też Ondrasek, ale za każdym razem czegoś tym uderzeniom brakowało.

Po przerwie sygnał do ataków dał Arkadiusz Głowacki. Kapitan Białej Gwiazdy przymierzył bezpośrednio z rzutu wolnego i zmusił do wysiłku Putnocky'ego. Czas jednak upływał, a bramki w Poznaniu nie padały. Wreszcie w 70. minucie po stracie Sadloka z piłką ruszył Darko Jevtić, znalazł się z futbolówką przy nodze w polu karnym i plasowanym strzałem po ziemi pokonał Załuskę. Lech objął więc prowadzenie, które w kolejnych minutach starał się jeszcze podwyższyć. Dobrą okazję miał Radosław Majewski, którego do końca nie odpuścił jednak Popović. Wszystko zakończyło się pudłem rezerwowego w tym meczu zawodnika Lecha. Tuż przed golem dla Lecha na boisku pojawił się natomiast Paweł Brożek, co okazało się momentem bardzo istotnym dla tego spotkania. W pierwszej minucie doliczonego czasu gry lewą stroną ruszył Sadlok, płasko dośrodkował w szesnastkę, Ondrasek przepuścił piłkę pod nogą, zostawiając ją właśnie wracającemu po kontuzji Brożkowi. Snajper Wisły wrócił z przytupem kierując piłkę do siatki i rzutem na taśmę gwarantując Wiśle w Poznaniu jeden punkt.

Po raz kolejny Wisła udowodniła więc, że warto grać do samego końca. Doliczony czas był sprzymierzeńcem podopiecznych Dariusza Wdowczyka w meczach z Piastem i Wisłą Płock - nie inaczej było w niedzielę. Biała Gwiazda wywozi z Poznania punkt i wraca do Krakowa w dobrych nastrojach.

Lech Poznań - Wisła Kraków 1:1 (0:0)
Jevtić 69' - Brożek 90+1'

Lech: Putnocky - Kędziora, Nielsen, Bednarek, Kadar - Tetteh, Jevtić, Gajos (88. Trałka) - Formella, Robak (75. Kownacki), Pawłowski (63. Majewski). 
Wisła: Załuska - Jović, Głowacki, Guzmics, Sadlok - Boguski (80. Brlek), Mączyński, Popović (88. Cywka), Małecki - Zachara (68. Brożek), Ondrasek.

AD