To najmocniejszy akcent naszych rowerowych, radiowych wakacji. Planując trasę, od początku zakładaliśmy, że najbardziej docenimy wszystkie jej walory w pogodny dzień (chociaż Tatry w chmurach i mgle też mają urok).
Na wyprawę w góry wybraliśmy się w trzecim terminie, ale warto było poczekać, żeby wyruszyć na rowerowy Szlak Wokół Tatr, czyli dla cyklistów crème de la crème.
Dlaczego opadła nam szczęka
Do Chochołowa dojechaliśmy samochodem (pociągiem można dojechać do Nowego Targu). Tam, z centrum, wyruszyliśmy na północny-wschód, po prawej ręce mając nadzwyczajną panoramę Tatr (właściwie każda panorama jest tu nadzwyczajna) - od Hawrania i Murania na wschodzie, po Grzesia w Tatrach Zachodnich.
W głowie się kręciło, ale trzymaliśmy kierownice mocno, mknęliśmy lekko, bo z górki - z biegiem nurtu Czarnego Dunajca (kilometrów bez wysiłku przybywało na liczniku, co podbudowuje ego każdego rowerzysty).
Kiedyś na odcinku Podczerwone - Czarny Dunajec przebiegała linia kolejowa na Słowację. Teraz mijaliśmy rowerowe, pomarańczowe, znakomite oznakowania (niech inni się uczą, jak to się robi; nam opadła szczęka), które - gdybyśmy zawrócili - poprowadziłyby nas do słowackiej Trsteny i dalej do Zuberca.
Pędziliśmy popychani południowym wiatrem piękną ścieżką rowerową poprowadzoną wzdłuż drogi 957 i ani się obejrzeliśmy, a już trzeba było przekroczyć ją kierując się ku Wroblówce. Przez chwilę mieliśmy Tatry za plecami, za to Babia Góra, jak prawie zawsze "zbierająca" swym wierzchołkiem chmury - prezentowała się w całej okazałości (w takich okolicznościach ontologiczne refleksje snują się po głowie, no każdemu się zdarza..).
Tatry na najszerszym ekranie
Wróciliśmy nad brzeg Czarnego Dunajca, zatrzymaliśmy w eleganckim miejscu odpoczynku rowerzysty (MOR) gdzieś między Długopolem (wioska założona w 1327 roku na 27 łanach frankońskich, brzmi nieźle), a Ludźmierzem. Czarny Dunajec rozlewa się tu szeroko i malowniczo, ale woleliśmy patrzeć na Taterki - piękne i bliskie, jakby na wyciągnięcie dłoni! To półmetek trasy.
Zawróciliśmy przy ludźmierskiej bazylice i - już nie tak chyżo, bo ciut pod górkę (a chwilami także pod wiatr) jechaliśmy do Rogoźnika. Wróciliśmy na Szlak Wokół Tatr, szczyty były dokładnie przed nosem. Wiecie co, to było, jak oglądanie filmu o górach na najszerszym z możliwych ekranów! Tak się zagapiliśmy, że minęliśmy zjazd na Stare Bystre (często się zagapiamy, bo albo szlaki kiepsko oznakowane, albo po prostu gadamy i gadamy, ale to już wiecie), w miejscu gdzie ścieżka rowerowa odbijała w lewo kierując nas na Trasę Wierchowo-Chochołowską. Nazwa wiele mówiąca! Czyli były pagórki.
Najpierw entuzjazm, bo jakaś odmiana, przecież do tej pory było płasko. Ale za chwilę już dyszeliśmy na podjeździe pod Domański Wierch. Każdy rowerzysta wie jednak, że na górze będzie nagroda, i była - tym razem z bonusem widokowym, bo może to najpiękniejsza panorama Tatr!
Ostatnie wzniesienie
Nasi filmowcy, czyli ludzie, którzy przygotowują dla was filmy i rolki, trochę nas katowali - dwa razy wysłali nas na końcówkę podjazdu (dron miał kłopot z baterią, a takiego widoku darować nie wolno), ale przecież nikt nie mówił, że będzie lekko. Kino stawia warunki, co zrobić.
Jadąc po poprowadzonej grzbietem trasie, wjechaliśmy na szutrowe dróżki, cały czas ciesząc się ze znakomitego oznakowania i ubywających kilometrów dzielących nas od mety w Chochołowie. Trochę mieliśmy już w nogach, a jeszcze wietrzyk od gór się wzmagał. Na szczęście na wysokości miejscowości Ciche (a dokładniej Ciche Środkowe, bo jest też Ciche Dolne), pokonaliśmy ostatnie wzniesienie, przeskoczyliśmy na południową stronę drogi, a potem już zjazd pod kościół w Chochołowie.
A Chochołów? Dużo by mówić o architektonicznych cudownościach (mają tu Muzeum Powstania Chochołowskiego, dowiecie się o co chodziło z „poruseństwem”), ale trzeba było podwoić czujność, ponieważ na drodze ciasno, a dla rowerzystom pozostaje jazda w ruchu ogólnym. Na szczęście krótka. Na parkingu przy Termach Chochołowskich, czyli naszym starcie, zameldowaliśmy się mając na liczniku grubo ponad 50 kilometrów. Pięknych kilometrów!
I na koniec dylemat - baseny, czy najpierw obiad? Jeden z wybrał to, drugi tamto, ale zachwyt trasą był wspólny i jednobrzmiący!
Wyjątkowe momenty, miłe rozczarowania
Jesteśmy zauroczeni tą trasą. I wy też będziecie, nawet jeżeli góry to nie wasza bajka i nigdy po nich nie chodziliście. Było mnóstwo wyjątkowych momentów, sporo pozytywnych zaskoczeń, trochę miłych rozczarowań. I naszła nas refleksja, mała analogia (nie musicie się z nią zgadzać), że było czasem jak na kolarskim wyścigu Strade Bianche w Toskanii, chociaż przecież nie ścigaliśmy się. Jeżeli znacie Podhale tylko przez pryzmat Zakopanego (albo jeszcze gorzej – zakorkowanej Zakopianki), to nie znacie go wcale. Te widoki mogłyby kosztować miliardy, a są na szczęścia za darmo.
Było po prostu rewelacyjnie! Czego i wam życzymy.
Szerokiej drogi!
Ocena trasy (w skali od 1 do 6) – 5,4
Kryteria:
- bezpieczeństwo i jakość trasy – 6 (Szlak Wokół Tatr, przynajmniej na przejechanym przez nas fragmencie, to rowerowa ekstraklasa),
- atrakcyjność krajobrazowa i turystyczna – 6 (walory widokowe - w pogodny dzień - poza jakąkolwiek skalą ,zwłaszcza dla kogoś, kto uwielbia Tatry),
- dostępność i udogodnienia dla rowerzystów – 5 (mocne 5 - sklepiki, serwisy rowerowe i restauracje są),
- dojazd i logistyka – 5 (jeżeli korzystacie z PKP, możecie trasę rozpoczynać w Nowym Targu; my doceniamy też jej transgraniczność),
- poziom trudności i uniwersalność trasy – 5 (pewnie, że chwilami pod górkę, ale w końcu jesteśmy na Podtatrzu, a i tak suniemy wygodną asfaltową ścieżką , lub szutrowymi w miarę równymi drogami, gdzie może trochę wolniej, ale komu by się spieszyło wśród takich tatrzańskich pejzaży).
Trasa ''Chochołów” – długość 54 kilometry
przebieg; Termy Chochołów – Podczerwone- Czarny Dunajec – Wróblówka – Długopole – Ludźmierz – Rogoźnik - Stare Bystre – Domański Wierch - Chochołów Termy.