Rodzice upominali też dzieci, żeby zachowywały się wyjątkowo grzecznie, gdyż jaka wigilia - taki i rok cały. "W wigilię trzeba być grzecznym. Jak tak nie jest to strasznie potem źle to prognozuje. Paska z portek nie można wyjąć, bo dzieci się nie bije. Można palcem pogrozić, ale dzieciom się gada, żeby nie robić tego i tego" - tłumaczy Bartek Koszarek, dyrektor Domu Ludowego w Bukowinie Tatrzańskiej.

Bartek Koszarek dodaje, że zwyczajów wigilijnych, oprócz tych powszechnie znanych, jest oczywiście znacznie więcej. "Wiemy, że jak gaździna bierze łyżki, żeby rozłożyć na stół to bierze ile się weźmie. Potem się liczy. Jak jest za dużo to radoćc, bo w chałpie ludzi przybędzie. Jak braknie to jest zaduma kto odejdzie. Dziewczęta w wigilię wychodzą przed dom i nasłuchują, z której strony pies zaszczeka. Z tamtej strony kawaler przyjdzie" - dodaje Koszarek.

Nie wiadomo od kiedy w góralskich domach łamano się opłatkiem. Wiadomo na pewno, że zwyczaj ten istniał od czasów pierwszego proboszcza w Zakopanem, księdza Józefa Stolarczyka, który parafię pod Tatrami objął w 1848 roku. Bardzo długo też nie istniał na Podhalu zwyczaj stawiania w izbie choinki i strojenia jej w bombki i inne ozdoby. Zwyczaj ten pod Tatry przywędrował z gośćmi na początku XX wieku. Wcześniej stawiało się w góralskich izbach snopek a pod sufitem wieszało się tak zwanego pająka.

 

 

 

 

(Przemysław Bolechowski/ko)