"Rocznie trafia do nas pół tysiąca osobników, w większości ptaków"- mówi prezes fundacji i lekarz weterynarii Wojciech Wójcik. I dodaje:
To jest jedna duża woliera, 14 na 20 metrów. Pomoże nam sprawdzić, czy ptak po rehabilitacji, zabiegu ortopedycznym, jest w stanie podjąć aktywny, funkcjonalny lot. Dzięki temu możemy go potem wypuścić, mając prawie stuprocentową pewność, że poradzi sobie w środowisku i to nasze leczenie nie skończy się zaraz po wypuszczeniu śmiercią
95 procent zwierząt, które trafiają do fundacji, to ofiary działalności człowieka. Najprawdopodobniej pierwszym skrzydlatym pacjentem, który skorzysta z lotni będzie sowa uszatka. Uszkodziła pióra w lepie zastawionym na myszy. Działacze fundacji odradzają ten sposób radzenia sobie z gryzoniami, bo w takie pułapki często wpadają inne zwierzęta.