Koncert rozpocznie się, w niedzielę, 21 września, o godz. 18 w Filharmonii Krakowskiej. Wieczór odbywa się we współpracy ze Stowarzyszeniem Muzyki Polskiej, w ramach projektu Muzyczne Mosty.
Elżbieta Dziębowska, legendarna profesor muzykologii, redaktorka naczelna Encyklopedii Muzycznej PWM pisała w haśle Żeleński:
„Wydarzeniem tych lat stała się premiera opery
26 II 1885 we Lwowie, która mimo skromnych możliwości zespołu Teatru Skarbkowskiego została przyjęta z wielkim entuzjazmem; po pięciu przedstawieniach, zespół ten powtórzył ją latem w Krakowie dwunastokrotnie, co ugruntowało autorytet Żeleńskiego, jako najwybitniejszej postaci krakowskiego życia muzycznego ”.
Za co oberwało się Żeleńskiemu
Te skromne możliwości zespołu teatru we Lwowie, polegały m.in. na tym, że w orkiestrze nie było harfy. I partię zapisaną na ten instrument realizował na fortepianie Ignacy Jan Paderewski.
„Jak na dramat – brakuje akcji, jak na libretto operowe – za mało posiada on pierwiastka muzycznego. Jest w rzeczywistości uscenizowanym poematem” – oceniał ten utwór Paderewski.
Zresztą Władysławowi Żeleńskiemu „oberwało się” jeszcze za m.in. widoczne wpływy opery francuskiej, brak zwartej formy, rozwlekłość, nadmiar partii lirycznych i oratoryjnych, potężne chóry, a także za harmonię, która nie wnosi nic nowego, choć wstęp świetnie wprowadza w nastrój całości. Opera, pomimo to została przez krytykę przyjęta pozytywnie, a Żeleńskiego obwołano spadkobiercą Moniuszki. Nie pomogło to jednak operze i kolejne planowane wykonania w Warszawie nie doszły do skutku. Do tytułu wrócono dopiero w latach 30. XX wieku, a więc w 50 lat po prawykonaniu.
Lata powojenne też nie były szczęśliwe dla tej opery Żeleńskiego. Inscenizacje pojawiły się raptem m.in. w Poznaniu (1957), Gdańsku (1964) i w Łodzi (1998).
Władysław Żeleński żył 84 lata, a jego życie – poza sporadycznymi przerwami – było związane z Krakowem. Otrzymał tytuł Honorowego Obywatela Miasta Krakowa, był założycielem i wieloletnimi dyrektorem Konserwatorium Muzycznego, dyrygentem, pianistą, kompozytorem o międzynarodowej sławie, docenianym przez jego współczesnych. Jego popularność nie przetrwała jednak do naszych czasów przyćmił go syn – Tadeusz Boy-Żeleński, pisarz, poeta, tłumacz, satyryk, lekarz, słowem: celebryta artystycznego międzywojnia.
Ale to wszystko za mało!
Ile razy przejeżdżam na rowerze pod kamienicą przy ulicy Wenecja 1, gdzie przez ostatnie 20 lat swojego życia mieszkał Władysław Żeleński nie mogę wyjść ze zdumienia, że choć ten kompozytor był uważany za dyktatora ówczesnego muzycznego Krakowa, tak szybko został zapomniany. A przecież była to postać numer jeden w muzyce, dzięki której Kraków miał okazję stać się muzycznym centrum, gdzie przecinały się różne wpływy, gdzie przyjeżdżali artyści, właśnie ze względu na Władysława Żeleńskiego.
Dziś mało kto pamięta o twórczości kompozytora. Powraca sporadycznie na estrady i sceny. Najczęściej wykonywana jest uwertura na orkiestrę „W Tatrach”. Ale np. jego opera „Goplana” przygotowana przez Teatr Wielki – Operę Narodową w Warszawie, blisko dziesięć lat temu, spotkała się z dużym zainteresowaniem. Od 2016 roku działa też Fundacja im. Władysława Żeleńskiego, założona w Grodkowicach przez państwa Trybulców i dwoi się i troi aby popularyzować twórczość Żeleńskiego. Ale to wszystko mało! Jak na taki dorobek i takiego twórcę!
Dlatego warto wybrać się do Filharmonii by usłyszeć koncertową wersję opery „Konrad Wallenrod” Władysława Żeleńskiego. Może się spodoba, może będzie to odkrycie?