Mieszkańcy boją się, że budowa kładki spowoduje wycinkę drzew, a także dewastację bulwaru inflanckiego. Na transparentach, jakie przynieśli pod urząd miasta można było przeczytać hasła "bulwar to my", "chcemy żyć w cieniu klonów, a nie betonu".
"Nie tak powinno być w dużym mieście, że ważne inwestycje infrastrukturalne są oprotestowywane, bo nie są maksymalnie dostosowane do potrzeb. To jest troszkę jak w przypadku centrum muzyki czy innych inwestycji: mieszkańcy swoje, prezydent swoje. Efekt jest taki, że publiczne pieniądze są wydawane, nawet te z budżetu centralnego, a znaczna część mieszkańców i tak jest niezadowolona"
"Na części bulwaru inflanckiego pojawią się najazdy rowerowe i rampy, które zajmują pewną powierzchnię. Lokalizacja kładki i te najazdy były tak przeprojektowywane, aby ograniczyć do minimum kolizji z infrastrukturą podziemną. Jeśli chodzi o drzewa, zostało to tak wkomponowane, aby nie doprowadzić do większych uszczerbków niż te dwie sztuki"
- wyjaśnia Szewczyk.
Radny Grzegorz Stawowy z Platformy Obywatelskiej twierdzi, że teraz jest już za późno na wycofanie się z budowy kładki. Parę dni temu został wybrany wykonawca tej inwestycji.
"Jak słucham tego typu argumentów, zastanawiam się, o co chodzi w Krakowie. Przecież ta kładka w budżecie miasta wisi już chyba z sześć, może osiem lat. Albo konsultacje zawodzą, albo ludzie się nie interesują i dopiero jak wypływa sprawa, że na przykład jest przetarg rozstrzygnięty, zaczynają się interesować, bo to jest kolejny przykład na to, że pewne procesy wieloletnie dopiero na etapie finalizacji czy rozpoczęcia prac budowlanych budzą sprzeciw. Natomiast kładki nie uważam za niezbędną"
- komentuje Stawowy.