Niewygodne dziedzictwo
Obie liczby opisujące przyszłoroczny budżet Krakowa - zarówno dochody, jak i wydatki - są rekordowe. Na zwiększone wydatki przekładają się inwestycje, jakie magistrat pod rządami Aleksandra Miszalskiego "odziedziczył" po poprzedniku, Jacku Majchrowskim. W szczególności chodzi o budowę linii tramwajowej do Mistrzejowic (KST IV), która pochłonie niemal 1/3 wszystkich wydatków na inwestycje transportowe w Krakowie.
- W budżecie jest bardzo dużo inwestycji - to prawie półtora miliarda złotych. Rok 2026 nie będzie więc tym, którym powiemy, że rozpoczynamy spłatę zadłużenia miasta. To będzie za to rok, w którym po raz pierwszy od paru lat zostanie wypracowana nadwyżka operacyjna - wyjaśnia prezydent Aleksander Miszalski.
Jednocześnie Miszalski przypomina, że przed miastem nowe projekty - mniejsze, "bliżej mieszkańców". Mowa, między innymi, o planach w ramach inicjatywy "Da Się!", którą prezydent ogłosił na początku listopada. To na przykład przebudowa i stworzenie "zielonych" - ronda Mogilskiego oraz placu Wielkiej Armii Napoleona, utworzenie Muzeum Rzeki Wisły czy usunięcie parkingu przed magistratem na placu Wszystkich Świętych.
Jest dziura, jest i nadwyżka
Deficyt, który zakłada krakowski magistrat, w całości będzie przeznaczony na inwestycje. To oznacza, że - według planu - po raz pierwszy od 5. lat Kraków wypracuje nadwyżkę operacyjną - w wysokości 140 mln zł. Jest to kluczowy wskaźnik kondycji finansowej, świadczący o tym, że w okresie bieżącym przychody były wyższe niż koszty stałe.
Oznacza to, że Kraków zadłuża się dalej, jednak nie są to już kredyty na bieżące utrzymanie miasta. W ostatnich latach zdarzało się, że miasto brało kredyty bądź emitowało obligacje, żeby - na przykład - utrzymać komunikację miejską, a tramwaje mogły w ogóle jeździć po szynach. Całość zaplanowanego na przyszły rok deficytu to wydatki inwestycyjne.
Jak przekonuje Miszalski, to ostatni tak trudny rok budżetowy w Krakowie. Według prezydenckich prognoz Kraków wyjdzie "na plus" w 2029 roku. To wówczas nadwyżka operacyjna ma wynieść tyle, by móc z niej finansować coroczne, "rutynowe" inwestycje w mieście. W konsekwencji zaś - w kolejnych latach, od 2030 roku - powoli spłacać zadłużenie.
"To dom wybudowany na piasku"
Jednym z głównych krytyków projektu finansów miasta na przyszły rok jest radny z klubu Kraków dla Mieszkańców Michał Starobrat. Jak przekonuje, zapewnienia prezydenta miasta o "dobrym kierunku" są fikcją, bo z projektu wynika jasno: wydatki rosną nadal znacznie szybciej niż dochody.
Starobrat używa prostego porównania na podstawie dochodów i wydatków bieżących miasta. Według prognoz, dochody wzrosną o 957 mln zł rok do roku. To jest rekordowy wzrost - o ponad 10,7 proc. Tymczasem wydatki rosną zdecydowanie szybciej, bo o 1 mld 157 mln zł, czyli ponad 13 proc. To oznacza, że wydatki rosną nam szybciej niż dochody.
Każdy krakowianin może sam sobie odpowiedzieć na pytanie, czy to dobra sytuacja. Jeżeli zarabiamy mniej niż wydajemy, to czy w kolejnym miesiącu mamy więcej, czy mniej pieniędzy? Czy mamy trudniejszą, czy łatwiejszą sytuację finansową? - pyta Starobrat.
Radny Krakowa dla Mieszkańców przekonuje również, że w kolejnym roku władze Krakowa będą musiały ponownie wyemitować obligacje, bo zabraknie pieniędzy na komunikację miejską. Dodaje, że jego klub rozważa w tym roku nie złożyć poprawek do budżetu.
- To dom wybudowany na piasku. Dom bez fundamentów. Nawet jeżeli my złożymy poprawki, poprawimy firanki w oknach, kupimy nowy dywan i nowy stół, nie poprawimy konstrukcji domu. Nie poprawimy sytuacji, w której ten dom prędzej czy później musi się zawalić - podkreśla.
Miszalski i "Majchrowszczyzna"
Wiceprzewodniczący Rady Miasta z ramienia Prawa i Sprawiedliwości Michał Drewnicki zaznacza, że ten budżet jest lepszy niż poprzedni, również opracowywany przez administrację Miszalskiego plan na obecny rok. Jednocześnie jednak uważa, że PiS nie widzi ograniczenia wielu wydatków "niekoniecznych", które Miszalski obiecywał.
- Jeżeli prezydent Majchrowski przez 21 lat swoich rządów zadłużył Kraków na 5,2 mld złotych, a prezydent Miszalski w ciągu dwóch i pół roku chce zadłużyć na 3 mld złotych, to chyba widzimy skalę tych potężnych problemów finansowych - mówi.
Jakie wydatki ograniczyłby Drewnicki? Między innymi wydatki na promocję samorządu. Wiceprzewodniczący wymienia Krakowską Organizację Turystyczną, która miała miastu przynieść zysk w postaci opłaty turystycznej, a "przynosi na razie ciągłe straty". Przypomina także o drobnostkach, takich jak akcja rozświetlania choinki za 110 tys. złotych.
- Ale takich rzeczy jest w Krakowie niestety bardzo, bardzo dużo, a grosz do grosza - uzbiera się trzos - przekonuje.
Pytany o poprawki do budżetu, Drewnicki podkreśla, że w Prawie i Sprawiedliwości nie ma zgody na "dosypywanie tam pieniędzy z kieszeni mieszkańców", mając na myśli procedowane przez Radę Miasta obecnie podwyżki cen biletów komunikacji miejskiej, podwyżki w strefie płatnego parkowania czy podwyżki opłaty za wywóz śmieci. Jak wylicza Drewnicki, w przyszłym roku krakowianie "dołożą się" do finansów miasta o dodatkowe 350 mln złotych.
"To hipokryzja"
"To hipokryzja" - mówi o krytyce budżetu Krakowa na przyszły rok przez opozycję Grzegorz Stawowy z Koalicji Obywatelskiej. Szef największego klubu w Radzie Miasta Krakowa przekonuje, że z długów nie da się wyjść z dnia na dzień i przypomina, że w zeszłym roku radni opozycji również krytykowali za brak ograniczania wydatków, a ostatecznie złożyli poprawki, których wprowadzenie kosztowałoby pół miliarda złotych.
- Teraz przez kilka godzin krytykowali prezydenta, że budżet się nie dopina, że rośnie zadłużenie, że być może na komunikację brakuje, a może na pensje nauczycieli. Ciągle wytykali, co jest źle zrobione, ale nie zaproponowali nic w zamian. Żeby zweryfikować ich słowa, wystarczyło sięgnąć 12 miesięcy do tyłu. Rok temu złożyli setki poprawek, a w zasadzie ani jedna nie dotyczyła poważnego cięcia wydatków. Oczywiście, było tam cięcie kosztów promocji, cięcie kosztów administracji, ale to grosze - tłumaczy radny.
Pomimo tego, Stawowy też dostrzega błąd prezydenta w zarządzaniu finansami miasta. Nie chodzi o jednak o plan finansowy na przyszły rok, a o audyt.
Przypomnijmy, po przejęciu władzy Miszalski przeprowadził w magistracie kontrolę finansów wszystkich wydziałów i jednostek. Audyt przeprowadzali jednak sami urzędnicy, czyli de facto kontrolowali sami siebie, co zarzucali wówczas prezydentowi przeciwnicy. Jak mówi szef klubu KO, być może w tym jednym aspekcie opozycja "ma trochę racji".
- Tylko że prezydent bał się jednej rzeczy - że jak wynajmie jakąś znaną agencję ratingową, która zrobi badanie, to będzie atakowany przez opozycję, że wydaje pieniądze na sprawdzanie tego, co i tak jest oczywiste. Przecież wszyscy wiemy, że jest źle, tylko nie wiemy, gdzie to zło zwalczać. Rozmawiałem niedawno z prezydentem w cztery oczy i mówiłem mu, żeby się zastanowił, czy nie warto wrócić do tematu drugiego audytu - dodał radny.
Stawowy ma na myśli "dużą albo może nawet międzynarodową firmę, która ma doświadczenie w audytowaniu samorządów".
- Często jest tak, że ktoś przyjdzie do nas do domu, spojrzy, mówi: słuchaj, a dlaczego ty masz krzywo dywan? "Jak krzywo" - pytamy zaskoczeni. I to jest trochę taka sytuacja, że przyjdzie ktoś z zewnątrz i powie niedostrzegalną oczywistość - tłumaczy,
Widmowy rok 2027
Na koniec tego roku całkowity dług Krakowa przekroczy 7 mld 800 mln złotych. Na nadchodzące 12 miesięcy UMK zaplanował deficyt w wysokości 1 mld 158 mln złotych. Oznacza to, że na koniec 2026 roku zadłużenie Krakowa sięgnie około 8 mld 900 mln złotych.
Tym samym Kraków niebezpiecznie zbliży się do granicy zadłużenia, jaką obecne prawo przewiduje. Łączna kwota długu samorządu nie może przekroczyć 100 proc. ich dochodów w skali roku.
- Można było albo nie wydać kolejnego półtora miliarda złotych, czyli nie spłacać budowy tramwaju do Mistrzejowic, nie realizować wszystkich inwestycji, które zostały rozpoczęte, nie spełniać próśb mieszkańców z ławek dialogu i wtedy można byłoby powiedzieć: ok, nie powiększamy długu. Albo ten jeszcze rok zacisnąć zęby i powiedzieć: tak, powiększamy dług, ale on już jest wyłącznie na inwestycje - tłumaczy prezydent Aleksander Miszalski.
W związku z tym na koniec 2026 roku dług Krakowa wyniesie około 90 proc. jego całkowitych rocznych dochodów i zbliży się do przewidywanej prawem granicy. Może się z nią zderzyć bardzo szybko.
Pułap zadłużenia w wysokości 100 proc. rocznych dochodów samorządu to wprowadzona po pandemii COVID-19 liberalizacja przepisów, jaka została przedłużona przez obecny rząd i - póki co - obowiązuje do 2029 roku. Jeśli za trzy lata powrócą pierwotne (a właściwiej byłoby powiedzieć: normalne dla gospodarki, która ma już kryzys w postaci pandemii za sobą), dług samorządu nie będzie mógł przekroczyć progu jedynie 60 proc. rocznych dochodów. Kraków już dziś przebija tę granicę znacząco - o kilka miliardów złotych.
Wedle prognoz prezydenckich opisywanych na początku tego tekstu jest pewne, że do 2029 roku Krakowowi nie uda się zmniejszyć zadłużenia ani na jotę, a co dopiero do poziomu, jaki prawo przewidywało przed poluzowaniem rygoru. Zmartwienie o tę kwestię łączy radnych opozycji - zarówno z Krakowa dla Mieszkańców, jak i Prawa i Sprawiedliwości.
Zapytany o to, prezydent Aleksander Miszalski planuje "ucieczkę do przodu".
- Już w 2027 roku nadwyżka operacyjna wygenerowana będzie na dużo wyższym poziomie - ponad pół miliarda złotych. W związku z tym jej część będzie mogła "iść" na inwestycje, przez co dług nie będzie rósł tak szybko. A w związku z tym, że dochody miasta będą rosły rokrocznie - ta proporcja (zadłużenia do rocznych dochodów samorządu - przyp. red.) będzie spadać. Na 2026 rok to jest jeszcze ciężki budżet, który na wskaźnikach długoterminowych nie wygląda najlepiej, ale to jest ten ostatni ciężki budżet - obiecuje Miszalski.
Rada Miasta Krakowa o ostatecznym kształcie budżetu zadecyduje w środę 17 grudnia.