Dla wielu wiernych ten ingres ma jeszcze inny wymiar. Kardynał Ryś był osobą, na którą ta diecezja czekała – i o której wybór wielu katolików po prostu się modliło. Kraków to jego miasto w bardzo konkretnym sensie: tu się urodził, tu wstąpił do seminarium w 1982 roku, tu studiował historię Kościoła, tu przyjął święcenia kapłańskie, a później sakrę biskupią. Przez lata był wykładowcą uniwersyteckim i rektorem seminarium, formując kolejne roczniki krakowskich księży. Wielu z nich do dziś mówi o nim nie jak o przełożonym czy wykładowcy, lecz jak o kimś, kto uczył ich myślenia, odpowiedzialności i uważności na człowieka oraz odczytywania obecności Boga.
Styl duszpasterstwa kardynała Rysia wyrasta właśnie z tej formacyjnej drogi. Nie polega na podnoszeniu głosu ani na mnożeniu deklaracji ideowych, lecz na cierpliwym budowaniu sensu i relacji z osobowym Bogiem. Widać to było zarówno w pracy akademickiej, w seminarium, jak i w jego kaznodziejstwie – także wtedy, gdy przez 25 lat prowadził jedną z grup Pieszej Pielgrzymki Krakowskiej na Jasną Górę. Kraków potrzebuje dziś stylu duszpasterskiego, który bardziej zaprasza do doświadczenia wiary, niż porządkuje rzeczywistość za pomocą ostrych deklaracji.
Pierwszym i najpoważniejszym wyzwaniem pozostaje głoszenie Ewangelii – rozumiane nie jako hasło duszpasterskie, lecz jako sposób bycia. Dla kardynała Rysia nie jest to jeden z wielu elementów posługi, ale jej punkt ciężkości. Ewangelia musi wyjść z kościoła, inaczej przestaje być Ewangelią. Dlatego kardynał Ryś od lat dosłownie z nią wychodzi: na ulice, place, stadiony, do hal sportowych. Najpierw w Krakowie, potem w Łodzi. Szuka ludzi, do których może zostać posłany.
Nie robi tego dlatego, że „tak trzeba”, ani po to, by przyciągać tłumy w czasach ścigania się ze statystykami – patrzy na Kościół nie przez liczby, lecz przez spotkanie z człowiekiem. Robi to, bo jest przekonany, że wiara rodzi się ze spotkania, a nie z obowiązku. W Krakowie widać to było szczególnie wyraźnie: Nowa Huta, stadion Cracovii, Tauron Arena – miejsca dalekie od kościelnej codzienności, ale bliskie ludziom. W Łodzi ten sam odruch powrócił: Kościół ma być obecny w mieście, nie obok niego. Kardynał Ryś nie czeka, aż ktoś przyjdzie. Woli pójść pierwszy.
Szczególne miejsce zajmują w tej posłudze młodzi. Nie dlatego, że są „przyszłością Kościoła”, ale dlatego, że są najbardziej bezbronni wobec pustych słów. Kardynał Ryś dobrze to rozumie. Podczas Światowych Dni Młodzieży w Krakowie, kiedy pisał rozważania Drogi Krzyżowej, nie próbował młodych pouczać. Mówił o bólu, o lęku, o niespełnieniu – językiem, który nie udaje, że wszystko da się łatwo wyjaśnić. Wielu zapamiętało właśnie to: że ktoś w Kościele nie mówił „powinieneś”, tylko „rozumiem”.
Ale byłoby błędem myśleć, że dla kardynała Rysia ewangelizacja dotyczy wyłącznie młodych albo „tych z zewnątrz”. W jego myśleniu każdy potrzebuje nawrócenia – także ten, kto od lat chodzi do kościoła. Także biskup. Także Kościół jako instytucja. W tym sensie bliski jest myśleniu swoich nauczycieli, ks. prof. Jana Kracika i ks. prof. Józefa Tischnera. Ewangelia nie jest nagrodą za poprawność, lecz ciągłym wezwaniem do zmiany. Może dlatego kardynał Ryś tak konsekwentnie powtarza, że ludzie nie odrzucają Boga. Odrzucają Kościół wtedy, gdy przestaje mówić do nich prawdę – prawdę o życiu.
Drugim wielkim wyzwaniem jest odbudowa wiarygodności Kościoła – moralnej, społecznej i duchowej. Doświadczenie kardynała Rysia z Łodzi pokazuje, że nie ucieka on od spraw trudnych. Powołanie Niezależnej Komisji Historycznej ds. Zbadania Przypadków Nadużyć Seksualnych w Archidiecezji Łódzkiej – z realnym dostępem do archiwów – było decyzją trudną, ale mówiącą bardzo wiele o stylu jego pasterzowania. To decyzja, która w polskim Kościele wciąż nie jest oczywista – i właśnie dlatego ma tak duże znaczenie. Kraków, w czasie, gdy wiele osób doświadcza zmęczenia i zranień w relacji z Kościołem, potrzebuje dziś właśnie takiej postawy: uczciwej, spokojnej, nieuciekającej w obronę instytucji za wszelką cenę.
Trzecim wyzwaniem jest różnorodność i dialog. Kraków i Małopolska nie są monolitami. Ich mieszkańcy to osoby przywiązane do tradycji i poszukujący nowych form jej wyrazu, środowiska akademickie i parafie z mniejszych ośrodków, ludzie głęboko wierzący i ci, którzy stoją z boku. Kardynał Ryś od lat porusza się pomiędzy tymi światami. Nie relatywizuje Ewangelii, ale też nie używa jej jak pałki. Potrafi słuchać – i to w Kościele dziś znaczy bardzo wiele: w rozmowie z chrześcijanami innych wyznań, z wyznawcami innych religii, szczególnie judaizmu, oraz z ludźmi poszukującymi. A także w dialogu z kulturą, gdzie często padają najtrudniejsze pytania o wiarę i Boga.
Nie jest bez znaczenia, że nowy metropolita wchodzi do katedry, w której sam przyjął święcenia kapłańskie w 1988 roku z rąk kardynała Franciszka Macharskiego, a później – już jako biskup nominat – sakrę z rąk kardynała Stanisława Dziwisza. Ta symbolika dotyka nie tylko jego osobistej drogi, ale też historii Kościoła krakowskiego – Kościoła żyjącego w napięciu między różnymi wrażliwościami i osobowościami, które go kształtowały.
W drugiej połowie XX wieku i dziś, w XXI wieku, spotykają się tu bardzo odmienne postacie i style wiary. Byli hierarchowie i pasterze czasu próby – jak kardynał Adam Stefan Sapieha czy biskup Karol Wojtyła. Byli kaznodzieje i myśliciele, którzy uczyli Kościół rozmowy i stawiania pytań: dominikanie z legendą SKS, „Beczki” i z o. Janem Andrzejem Kłoczowskim, biskup Jan Pietraszko, kardynał Franciszek Macharski – uczący skromności i wiary bez blichtru. Był wreszcie Stanisław Dziwisz, który pamięć o Janie Pawle II wpisywał w wielkie przedsięwzięcia Kościoła krakowskiego, jak Centrum św. Jana Pawła II „Nie lękajcie się…”. Obok nich zawsze byli świeccy i duchowni mówiący głosem sumienia: Hanna Chrzanowska, Jerzy Turowicz, Jacek Woźniakowski, Stefan Wilkanowicz oraz ks. Adam Boniecki – i środowiska „Tygodnika Powszechnego”, „Znaku” i KIK-u.
Krakowski Kościół od zawsze był różnorodny – wymagający i żywy. I właśnie w taką archidiecezję wchodzi dziś kardynał Ryś: Kościół, który nie daje się zamknąć ani w jednym stylu, ani w jednej opowieści.
Chcę dodać coś osobistego. Kardynał Ryś dosłownie budował Kościół krakowski – i będzie go teraz budował jako metropolita i kardynał. Podczas pogrzebu swojego ojca wspominał, jak ten przyprowadzał synów do pracy przy budowie kościoła Matki Boskiej Fatimskiej na osiedlu Podwawelskim. „Tato, jesteś w domu. Jesteś w domu, który też stawiałeś” – mówił wtedy. Trudno o bardziej konkretną metaforę Kościoła jako wspólnego wysiłku, pracy i odpowiedzialności.
Dla mnie osobiście kardynał Ryś jest jednym z tych ludzi Kościoła, których darzę najwyższym zaufaniem i którzy pomagają mi myśleć uczciwie o mojej drodze do Boga. Jego przyjście do Krakowa ma w sobie coś z długo wyczekiwanego powrotu bliskiej osoby, do której po prostu ma się zaufanie. A bez zaufania nie da się budować więzi – także w Kościele.
Nie łudzę się, że jeden człowiek rozwiąże wszystkie problemy Kościoła w Krakowie. Skala wyzwań jest większa niż jakakolwiek nominacja. Ale wierzę, że ten ingres może otworzyć proces porządkowania relacji i dojrzewania Kościoła do nowych wyzwań – nie triumfalny, lecz cierpliwy; nie ideologiczny, lecz ewangeliczny. Dlatego z uwagą i nadzieją czekam na program duszpasterski kardynała Rysia: na to, jak nazwie priorytety, jakie akcenty postawi i jaką drogę wspólnego rozeznawania zaproponuje Kościołowi krakowskiemu. Kardynał Ryś nie jest odpowiedzią na wszystkie pytania. Jest odpowiedzią na pytanie najważniejsze: jak dziś w Krakowie i Małopolsce iść razem jako Kościół w drodze.
Dominika Kozłowska – prezes zarządu Społecznego Instytutu Wydawniczego Znak, doktor nauk humanistycznych, redaktorka i eseistka.