Niezależnie od sytuacji obu drużyn, od ich pozycji w tabeli, warunków pogodowych czy sytuacji geopolitycznej na świecie starcia Wisły i Cracovii od zawsze są czymś wyjątkowym. Rywalizacja boiskowa kreuje i napędza również rywalizację na trybunach - zwłaszcza podczas takich spotkań jak dziś, gdy na trybunach pojawiają się kibice obu drużyn i dopingują swoich ulubieńców przez 90 minut. W piątkowy wieczór na stadionie przy ulicy Kałuży zasiadło 14 tysięcy kibiców, w tym 700 fanów Wisły. Sformułowanie "faworyt derbów" w środowisku piłkarskim postrzegane jest jako oksymoron. W tego typu spotkaniach nie sposób jest wskazać ekipę, która ma większe szanse na końcowy triumf.Sezon 2016/17 obie drużyny zaczęły udanie, po czym lekko spuściły z tonu. Wisła po szczęśliwym ograniu Pogoni z wyjazdów do Gdyni i Gdańska nie przywiozła ani punktu, natomiast Pasy, które w pierwszej kolejce zaaplikowały wicemistrzowi Polski aż pięć goli, nie wygrały żadnego z kolejnych dwóch ligowych wyjazdów. W derbach obie drużyny liczyły więc na przełamanie szczególnie mocno.
Cracovia aby napocząć rywala potrzebowała w piątek niespełna 120 sekund. W drugiej minucie spotkania sprzed pola karnego kropnął Marcin Budziński posyłając piłkę prosto do bramki i nie dając Załusce szans na interwencję. O ile nieco ponad rok temu derbowy pojedynek przy Kałuży z przytupem rozpoczęła Wisła (Krzysztof Mączyński już w trzeciej minucie otworzył wyni meczu) o tyle tym razem, tak, jak wielokrotnie wyglądało to w zeszłym sezonie, Cracovia pierwszy cios przed własną publicznością zadała nadspodziewanie szybko. Zaskoczeniu takim obrotem spraw podopieczni Dariusza Wdowczyka na otrząśnięcie się z początkowego szoku nie potrzebowali jednak zbyt dużo czasu i po upływie kilku minut przeszli do ofensywy. W 14. minucie przed niezłą okazją stanął Zdenek Ondrasek, dwie minuty później szczęścia szukał Krzysztof Mączyński - obie te próby zakończyły się jednak skutecznymi interwencjami Grzegorza Sandomierskiego.
Przed meczem można było mieć jedną wątpliwość co do personalnego zestawienia Cracovii. Do końca nie było pewne czy na skrzydle biegać będzie Tomas Vestenicky czy może Mateusz Wdowiak. W wyjściowym składzie trener Jacek Zieliński postawił ostatecznie na tego pierwszego, ale Słowak wytrzymał na boisku zaledwie pół godziny. W 30. minucie kontuzjowany Vestenicky zmuszony był opuścić murawę, a jego miejsce na placu gry zajął 19-letni wychowanek Pasów. Kilka chwil po zmianie właśnie Wdowiak dobrym podaniem obsłużył Budzińskiego, ten w starciu z Popoviciem padł w polu karnym, ale sędzia puścił grę nie dopatrując się przewinienia.
Pierwsza połowa dobiegała powoli końca gdy Pasy uderzyły po raz kolejny. Przez większość czasu trwania pierwszej połowy w ofensywie utrzymywali się wiślacy, natomiast Cracovia w 43. minucie wyprowadziła celny cios. Wójcicki wpadł w pole karne z prawej strony, wyłożył piłkę Mateuszowi Szczepaniakowi, a ten na wślizgu wpakował piłkę do siatki. Na trybunach po raz drugi zapanowała prawdziwa feta, która nie ucichła aż do końca pierwszej połowy - z jedną krótką przerwą. Gdy boisko przed zmianą stron opuszczał Paweł Brożek (zastąpił go Mateusz Zachara) część kibiców Cracovii na moment zabrała się za gwizdy, by po chwili ponownie powrócić do świętowania. Do szatni piłkarze Jacka Zielińskiego schodzili w znakomitych nastrojach - przy dwubramkowym prowadzeniu.
Początek drugiej połowy upłynął pod hasłem "kontrola". Cracovia od 46. minuty starała się przede wszystkim kontrolować przebieg meczu, z dużym spokojem broniąc dostępu do własnego pola karnego. Tej samej kontroli w 59. minucie zabrakło natomiast Maciejowi Sadlokowi. Stoper Wisły brutalnym wślizgiem zaatakował nogi Szczepaniaka, a na boisku doszło do przepychanek. Sędzia tych zawodów, pan Daniel Stefański, wyciągnął tylko żółtą kartkę, choć zdaniem wielu równie dobrze mógłby pokazać kartonik czerwony. W 66. minucie piłka po uderzeniu Mateusza Cetnarskiego ponownie znalazła drogę do bramki. Chwilę wcześniej Szczepaniak faulował jednak Brleka, więc gol na 3:0 nie został ostatecznie uznany. Na ostatnie minuty na boisku pojawił się debiutujący w barwach Pasów Brazylijczyk - Diego Ferraresso, a przez kolejne minuty podopieczni Jacka Zielińskiego nie dali się zaskoczyć rywalowi. Próbował Brlek, próbował Głowacki - ze skutkiem bardzo mizernym. Wreszcie w 88. minucie gościom udało się dopiąć swego. Patryk Małecki, który otrzymał z trybun solidną dawkę obelg, pokonał Sandomierskiego strzałem przy dalszym słupku wykorzystując asystę Cywki. Na więcej podopiecznych Dariusza Wdowczyka w piątek stać już jednak nie było.
192. Wielkie Derby Krakowa ostatecznie wygrała więc Cracovia. Trafienia Marcina Budzińskiego i Mateusza Szczepaniaka sprawiły, że przynajmniej do grudnia na piłkarskiej mapie Krakowa rządzić będzie zespół Pasów.
Cracovia - Wisła Kraków 2:1 (2:0)
Budziński 2', Szczepaniak 43' - Małecki 88'
Cracovia: Sandomierski - Wójcicki (73. Diego Ferraresso), Polczak, Wołąkiewicz, Deleu - Covilo, Budziński, Cetnarski (84. Steblecki) - Vestenicky (30. Wdowiak), Szczepaniak, Jendrisek.
Wisła: Załuska - Cywka, Głowacki, Sadlok, Pietrzak - Boguski, Popović (60. Brlek), Mączyński (79. Uryga), Małecki - Brożek (45. Zachara), Ondrasek.
Żółte kartki: Polczak - Popović, Sadlok, Małecki.
Adam Delimat