Nazwa "pasta party" pochodzi właśnie od makaronu.
- To najbardziej przyswajalny węglowodan - mówi Dariusz Kaczmarski, były lekkoatleta a dziś trener AZS AWF Kraków Masters - Przed dużym wysisłkiem, jakim jest na przykład maraton, trzeba porządnie organizm doładować. Temu właśnie służy pasta party.
To nie tylko okazja do "zatankowania" paliwa, które później będzie potrzebne do szybkiego biegania, ale także... spotkanie towarzyszkie i możliwość złapania atmosfery zawodów.
- Polega to na tym, że spotykamy się w gronie biegaczy, rozmawiamy o sporcie, o jutrzejszym starcie, wymieniamy doświadczenia, a w międzyczasie ładujemy akumulatory jedząc zdrowe, kaloryczne potrawy.
Ważne jest, żeby spożywać ten wieczorny posiłek spokojnie.
- To powinno trwać nawet kilka godzin. Jemy spokojnie, relaksując się i potem ten zapas energii oddamy nazajutrz podczas zawodów - tłumaczy Kaczmarski
A w dzień zawodów? Trener radzi, aby przede wszystkim nie kombinować.
- Trzeba zjeść sprawdzony posiłek, do którego jesteśmy przyzwyczajeni. Nie powinniśmy eksperymentować, żeby podczas zawodów nie dopadły nas kłopoty żołądkowe. Najlepiej zjeść coś w miarę lekkiego, dwie lub trzy godziny przed startem. Energię ma nam zapewnić przede wszystkim to, co zjedliśmy na pasta party.
SKO