Z perspektywy społecznej i moralnej zakaz hodowli zwierząt na futra nie powinien być odbierany jako rewolucja, lecz naturalny krok naprzód. Badania opinii publicznej wskazują, że niemal połowa Polaków sprzeciwia się hodowli zwierząt na futra. Dla młodszych pokoleń sam fakt, że takie fermy wciąż działają, jest wręcz szokujący. Jak zauważa Urbaniak, problem leży jednak w polityce, a nie w postawach społecznych. Nawet gdyby 80% obywateli opowiadało się przeciwko fermom, ostateczna decyzja zależy od posłów i senatorów. Ci zaś często kierują się interesami gospodarczymi i lękiem przed utratą części elektoratu.
Etyka i realne cierpienie zwierząt
Warunki panujące na fermach futerkowych trudno porównać z innymi formami hodowli przemysłowej, chociaż to z zasady najgorszy sposób obchodzenia się ze zwierzętami.Całe życie spędzają w ciasnych, metalowych klatkach, co dla prof. Urbaniaka stanowi przykład skrajnego okrucieństwa:
„Małe metalowe kraty przez całe życie wrzynające się w ciało to chyba najbardziej skrajna tortura, jaką człowiek może zafundować zwierzęciu”
Fermy nie są jedynie problemem moralnym. Ich działalność niesie realne konsekwencje dla mieszkańców okolicznych miejscowości – zanieczyszczenie powietrza i wód gruntowych, przykry zapach oraz zagrożenie epidemiologiczne. Hodowla norek czy lisów to także ingerencja w ekosystem, ponieważ uciekinierzy z ferm stają się gatunkami inwazyjnymi.
Ekonomia kontra odpowiedzialność
Przeciwnicy zakazu wskazują na straty finansowe właścicieli ferm. Jednak w wielu krajach rozwiązano ten problem poprzez system rekompensat i wsparcia w przebranżowieniu. Urbaniak przypomina, że w skali budżetu państwa przemysł futrzarski jest marginalny i nie ma większego znaczenia dla gospodarki.
Tymczasem Polska pozostaje w tyle za krajami, które już zakazały hodowli futerkowej – takimi jak Wielka Brytania, Holandia, Norwegia czy Rumunia. W innych, m.in. w Niemczech czy Szwajcarii, normy dobrostanowe są tak restrykcyjne, że prowadzenie ferm stało się całkowicie nieopłacalne. Zmiana w Polsce wciąż zależy od decyzji polityków, ale rośnie presja społeczna. Organizacje takie jak Otwarte Klatki organizują kampanie, które mają na celu nie tylko uwrażliwienie opinii publicznej, lecz także wywarcie nacisku na rządzących.