Do wyborów parlamentarnych mamy co prawda dwa lata, ale „Rzeczpospolita” pisze o rozważanym wariancie startu z list Koalicji Obywatelskiej polityków Polski 2050. Biorąc pod uwagę problemy tego ugrupowania i jego notowania – czy dla pani byłaby to wartość dodana?
Zawsze to wartość dodana, jeśli mamy do dyspozycji ludzi doświadczonych, którzy chcą uprawiać politykę z oddaniem i pasją. Ale dziś to trochę wróżenie z fusów, bo – jak pan powiedział – mamy dwa lata do wyborów. W tym czasie może się wiele wydarzyć. Nie przywiązywałabym się do żadnego scenariusza, bo trudno przewidzieć, jak to wszystko się zakończy.
Choć sytuacja w Polsce 2050 jest poważna. To 30 posłów – wystarczyłoby, żeby 13 z nich zmieniło zdanie, a Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz miała mówić, że widzi się poza koalicją 15 października. Sytuacja w Sejmie mogłaby się diametralnie zmienić.
Pierwszy fakt, który trzeba podkreślić, to to, że pani minister Pełczyńska-Nałęcz nie jest posłanką – więc to już nieaktualne. Politycy Polski 2050 wiedzą, po co poszli do polityki i czego chcą. Pozwólmy im spokojnie zdecydować o swojej przyszłości, o tym, jak ta partia będzie wyglądała. Trzeba im kibicować, żeby poskładali wszystko jak najlepiej. Jak warunki do pracy są dobre, to i praca jest skuteczniejsza.
Trzymam kciuki za koleżanki i kolegów – to spora grupa mądrych i fajnych ludzi. Nie wszyscy muszą być tacy sami, różnorodność jest dobra. Niech się dogadują tak, by koalicja mogła spokojnie pracować dalej.
Choć mówi się, że nie ma chemii między premierem Tuskiem a minister Pełczyńską-Nałęcz.
Nie wiem, czy to o chemię chodzi. Politycy Polski 2050 sami zdecydują, co z tym zrobić. To partia dużych osobowości, wiele osób chce jej przewodniczyć. Dajmy im czas – wierzę, że to będzie dobre dla nas wszystkich.
Zostawmy więc koalicjantów. Rząd nie ukrywa problemów z finansami publicznymi. Nauczyciele i budżetówka w następnych latach muszą się pożegnać z podwyżkami wyższymi niż inflacja, czyli 3%?
Nie wiem, wie pan. Problemy wynikają z tego, że poprzednicy zostawili kiepski stan finansów publicznych. A do tego pan prezydent jasno mówi, że nie będzie współpracował z rządem – to zawsze szkodzi finansom publicznym. Minister finansów, premier i wicepremierzy robią ogromny wysiłek, żeby to wszystko poskładać.
Jeśli chodzi o budżetówkę – w ubiegłym roku dostali solidne podwyżki. Chciałabym, żeby tak było dalej, ale z pustego i Salomon nie naleje. Tak samo z energią – jeśli chcemy niższych cen, to musimy mieć tanie źródła energii. A jeśli prezydent uważa inaczej, to nic się nie zepnie. Wierzę, że z czasem uda się porozumieć, by każdy obywatel mógł czuć większe bezpieczeństwo finansowe.
Mówiąc o taniej energii, ma pani na myśli ustawę wiatrakową. A wracając do nauczycieli – bez dużych podwyżek nikt nowy do zawodu nie przyjdzie.
W edukacji trzeba zrobić wiele. Pieniądze są potrzebne, by szkoła dobrze działała, a nauczyciele byli zadowoleni. Nikt nie dostał tak dużych podwyżek jak oni – 30%, gdy budżetówka miała 20%. Chciałabym utrzymać ten trend. Ale dziś jest kłopot budżetowy, bo brakuje zrozumienia, że można np. opodatkować banki. To mogłoby przynieść spore wpływy.
Wierzę, że pan prezydent zrozumie, iż jego notowania zależą od tego, jak będą się czuli Polacy – a będą się dobrze czuli, gdy poczują bezpieczeństwo finansowe. Płyną do nas środki z Unii, popłyną kolejne. Trzeba tylko pokazać, że potrafimy nimi mądrze zarządzać.
Warto zatrzymać się przy większym CIT dla banków, bo społeczne poparcie zapewne by było.
Nie wiemy tego, bo pan prezydent twierdzi, że nie podpisze takiej ustawy. Zobaczymy. Jeśli uda się uruchomić nowe źródło dochodu, to dobrze.
A co z edukacją zdrowotną? W Krakowie tylko co trzeci uczeń bierze w niej udział. Czy można jeszcze uczynić ten przedmiot obowiązkowym?
Potrzebna jest metoda małych kroków. Co się stało, to się nie odstanie. Edukacja zdrowotna to bardzo ważny przedmiot. Jeśli w pierwszym roku obejmie co trzeciego ucznia – trudno, niech tak będzie. Ale trzeba dążyć do tego, by w kolejnym roku była obowiązkowa.
Rodzice i uczniowie przekonają się, że to wiedza potrzebna do zdrowego życia, dobrego odżywiania, dbania o kondycję i zdrowie psychiczne. Naprawdę bardzo żałuję, że nie jest obowiązkowa, bo była przestrzeń, by ją wprowadzić. Być może w przyszłym roku się uda – to byłby bardzo dobry krok.
Szef MEN czy szef rządu podjął decyzję o obecnej formule?
Może ktoś zbyt pochopnie uznał, że nie musi to być przedmiot obowiązkowy. Uważam, że to był błąd. Można było spokojnie go wprowadzić, np. w miejsce religii, skoro jest tam wolna godzina. Liczę, że w przyszłym roku edukacja zdrowotna przekona więcej osób i stanie się obowiązkowa.
Na koniec – Tarnów i wschodnia obwodnica. Czy będzie kolejne podejście do dofinansowania z budżetu miasta?
Tak, i to konieczne. Nie wszystko potoczyło się jak trzeba. Jeden z radnych był zastraszany – ktoś drukował paskudne ulotki i wpływał na decyzje. To skandal. Sprawę bada policja i mam nadzieję, że winni zostaną ukarani.
Drugą kwestią jest finansowanie – miasto nie udźwignie takiej inwestycji. Jeśli uda się zmienić ustawę, by można było sięgnąć po środki zewnętrzne, sytuacja się zmieni. Ważna jest też rola Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad, która wyraziła wolę spotkań z mieszkańcami. To wszystko daje szansę, że uchwała wróci na stół i zostanie przyjęta.