Zapis rozmowy Jacka Bańki z marszałkiem Małopolski, Witoldem Kozłowskim.

Pracownicy wojewódzkich instytucji kultury otrzymają podwyżki. Średnio będzie to ponad 500 złotych. Ilu z nich będzie na najniższej krajowej od 1 lipca, kiedy średnia krajowa wzrośnie do 3600 zł?

- Te podwyżki to realizacja polityki związanej z regulacją wynagrodzeń. Realizujemy to od początku. Jak byliśmy w opozycji, na sesje Sejmiku przychodzili pracownicy kultury z tabliczkami „dziady kultury”. Było to przykre. Naszą intencją było, żeby te tabliczki zniknęły. Zrobiliśmy wszystko, żeby przekonać do dialogu instytucje kultury. To się udało. Czwarty rok siadamy do stołu, dyskutujemy, umawiamy się i wywiązujemy ze zobowiązań. Relacje pracodawca-pracownik są oparte na zaufaniu. Jak coś jest ustalone, jest realizowane. Przeznaczyliśmy już od początku urzędowania ponad 46 milionów złotych na regulacje płac. One dotyczyły różnych operacji. W pierwszym roku zajęliśmy się tymi, którzy najmniej zarabiali. Ponad 250 osób było na granicy najniższej krajowej. Teraz jest bodaj 6, kilka osób na tymczasowych umowach. Było duże zróżnicowanie. To się udało przy udziale związków i pracowników. Potrafiliśmy zbudować relacje bardzo dobre.

Ile średnio zarabia się dziś w wojewódzkich instytucjach kultury? Jak pan przypomniał, sformułowanie „dziadu kultury” ukuli pracownicy wojewódzkich instytucji kultury, nie instytucji miejskich.

- Tak. Trudno mówić o średniej. Ona nic nie powie. Jeszcze mamy do czynienia z taką sytuacją, tego nie udało się rozwiązać, że są różnice między całymi jednostkami. Bogu dziękować, w toku negocjacji, związkowcy zrozumieli, że jak są takie dysproporcje, trzeba przesuwać środki tam, gdzie zarobki są niższe. Wartością jest to, że relacja jest oparta na zaufaniu.

Urząd Marszałkowski niedawno opublikował oświadczenie ws. tej wewnętrznej służby ochrony, której pracownicy przebywają za słynnym lustrem weneckim w gabinecie marszałka. W oświadczeniu czytamy o incydentach zakłócającej pracę sekretariatu. O jakich incydentach jest mowa?

- Powiem o tym całym zajściu. Tak to traktuję. Radni mają prawo do wglądu, dokumentacji, pism. Oni to traktują jako kontrolę. Ja czekam na protokoły i wnioski. Co do tych rozwiązań… Zatrudniamy ponad 21 tysięcy pracowników. W samych urzędzie ponad 1350. Pracodawca musi zapewnić bezpieczeństwo wszystkim. Był pan w sekretariacie. To nie jest żadna szafa. Radni powinni iść do sklepu meblowego, żeby zobaczyć, jak wygląda szafa. Nie można mylić aneksu wielofunkcyjnego, gdzie jest aneks kuchenny, jadalny, stanowisko do monitorowania wszystkiego. Na tym piętrze jest przewodniczący Sejmiku, członkowie zarządu, wicemarszałkowie, marszałek, główny sekretariat. Jak można wejść z ulicy prosto do marszałka, musi być chociaż prewencyjna ochrona. Ona sprowadza się do zatrudnienia dwóch pracowników. To dla mnie śmieszne. Czekam na wnioski, nie na dziwne rewelacje, że uzbrojeni po zęby ochroniarze siedzą w szafie. To brzmi groteskowo.

Zarząd jest pięcioosobowy, jest pięć gabinetów. Rozumiem, że to stanowisko jest tylko w pana gabinecie?

- Tak. Musi być zlokalizowane w jednym miejscu. Mamy ograniczone możliwości lokalowe. Nie było lepszego miejsca. Co w tym złego? Są incydenty, brutalizacja życia jest wielka. Nie mogę inaczej. Jakby się coś wydarzyło i pracownik by ucierpiał, wtedy mnie by pytano, dlaczego nie są pracownicy zabezpieczeni chociaż minimalnie.

To są dwie osoby w zespole wewnętrznej służby. Będzie więcej?

- Nie. Nie ma takiej potrzeby na ten obiekt. Ta sytuacja trwa blisko 4 lata. Myśmy na początku korzystali z usług firm ochroniarskich. Niestety one się nie wywiązywały należycie, nie spełniały naszych oczekiwań. W związku z tym był nabór pracowników do nas. Są dobrze przygotowani ludzie. Jest ich dwóch, pracują na zmiany. W jednym czasie jest tam jeden pracownik.

Wspomniał pan o „strażnikach uzbrojonych po zęby”. Zapytam o zakupy tonf, pałek teleskopowych, gazu pieprzowego, trzech sztuk kajdanek...

- Żeby uruchomić procedurę zgody na wewnętrzną służbę ochrony, trzeba kupić wyposażenie. To zostało dokonane. Sprzęt jest zdeponowany w zupełnie innym pomieszczeniu. Jak ktoś przyszedł kiedyś do marszałka i widział pana w garniturze z pałką, kajdankami, gazem, proszę się zgłosić do mnie. Będzie wielka nagroda. Oni tego nie używają. Nie ma takiej potrzeby. W wielu instytucjach tak jest, że rzeczy są zakupione i zdeponowane w innym miejscu.

O zakupach i ochroniarzach informuje zespół Przejrzysta Małopolska stworzony przez opozycyjnych radnych Sejmiku. Ten sam zespół rozpoczął kontrolę w spółce Igrzyska Europejskie 2023. Dokumenty zostały już przekazane?

- Nie wiem, o jakie dokumenty wystąpiono. Radni otrzymają dokumenty w stosownym czasie. To najlepszy czas, żeby przeszkadzać tym, którzy pracują nad Igrzyskami. Chcemy jak najlepiej przyjąć gości i pokazać nas wszystkich.

Nie ma pan zastrzeżeń co do wydawania pieniędzy publicznych?

- To spółka prawa handlowego. Nadzoruje jej funkcjonowanie rada nadzorcza. Właściciel decyduje o kierunkach, są różne służby kontrolne. Radni mają wgląd, mogą wejść do pomieszczeń. Realizują to. Ja czekam na protokoły pokontrolne i wnioski. Jak to się nie pokaże, będą to wycieczki po jednostkach w celu zapoznania się z ich pracą.

Szwajcarzy ogłosili kadrę na Igrzyska Europejskie. Przyjedzie 5 osób. Niepokoi to pana?

- Trudno mi powiedzieć, ile osób przyjedzie z jakiego kraju. Nie mam bieżącej informacji. Z ciekawości zapytam. O tym decydują federacje krajowe, komitety olimpijskie. W zależności od zasobów, siły sportu, tyle wysyłają. Popatrzmy na otwarcia Olimpiad. Jedna ekipa ma 350 osób, inna idzie w dwie osoby. Co kraj to obyczaj.

Jakiego efektu pan oczekuje po tych zawodach w skali Małopolski?

- Moim celem jest promocja Małopolski. Jeżeli chcemy wprowadzić Małopolskę na salony europejskich regionów, trzeba użyć mocnego instrumentu promocyjnego. Tym instrumentem są Igrzyska. 12 dni samych Igrzysk. To 12-13 godzin transmisji do 48 krajów Europy. Kupują to też kraje spoza Europy. Jest lepsza promocja? Nasi partnerzy – Kraków, Tarnów, Nowy Sącz, Krynica i Zakopane - też to wykorzystują do polepszenia bazy sportowej, komunikacyjnej. Gdyby nie Igrzyska, wiele środków finansowych by do tych miast nie trafiło.