Sami sobie zgotowali ten los - powiedzą jedni, ale usłyszymy też głosy, które spytają - jak wygląda wigilia ludzi pozbawionych wolności?
Czy praca dobroczynna osadzonych jest dla nich swoistą formą terapii? Jak przebiega ich resocjalizacja nie tylko od święta? O tym rozmawiamy w programie "Przed hejnałem" z gośćmi, którymi są:
Joanna Sztuka - pedagog z Katedry Profilaktyki Społecznej i Resocjalizacji, Akademia Ignatianum w Krakowie,
Agata Kowalska - mecenas, wiceprezes Stowarzyszenia Piękne Anioły,
Tomasz Wacławek - rzecznik Okręgowej Służby Więziennej.
Goście programu
- Jak osadzeni spędzają ten bardzo szczególny dzień? Kiedy i komu przysługuje prawo do przepustki? Czy jest możliwa opcja, w której to bliscy przychodzą na święta do więzienia?
Tomasz Wacławek - To zależy od tego, jakie to jest więzienie i jakie spełnia standardy związane z bezpieczeństwem. Osoby pozbawione wolności stwarzają mniejsze lub większe zagrożenie. Są takie, których w ogóle nie wypuszczamy na przepustkę. To zależy od tego, w jakim systemie odbywają karę, jak funkcjonują. Mogą korzystać z różnych form nagród i wtedy możliwa jest wigilia w domu, z bliskimi.
- Najmniej optymistyczna wigilia to jaka?
Tomasz Wacławek - Wigilia w zakładzie karnym lub areszcie śledczym. W najtrudniejszej sytuacji są osoby tymczasowo aresztowane, gdzie o kontakcie z bliskimi decyduje organ dysponujący. Czasem prokurator nie zgadza się na widzenie, czasem się zgadza, ale jest to widzenie przy stoliku w areszcie śledczym.
- Jak spędzają wigilię ci osadzeni z najcięższymi rygorami?
Tomasz Wacławek - Jest pewna odrębność w codziennym porządku dnia. Dieta wpisuje się w kontekst świąteczny. Posiłki muszą być odpowiednio przygotowane pod względem składu, kalorii. To wszystko określa Minister Sprawiedliwości w odpowiednim rozporządzeniu. Jest barszcz z uszkami, ryba, jest opłatek. Bardzo dużą rolę pełnią kapelani więzienni, wizyty duszpasterskie, grupy modlitewne, które odwiedzają osadzonych w areszcie.
- Ze strony osadzonych jest potrzeba przeżycia tego dnia inaczej?
Tomasz Wacławek - W każdym z nas jest taka potrzeba. Każdy z nas czeka na święta i osoby pozbawione wolności nie są wyjątkiem.
- Ważny jest kontakt z rodzinami. Osadzeni mają przywilej do kontaktu z najbliższymi.
Tomasz Wacławek - To jest ich prawo, które reguluje kodeks karny wykonawczy. Kontakty z rodziną w przypadku skazanych zależą od typu zakładu. Więcej widzeń jest w zakładzie o charakterze otwartym, w zamkniętym - jest ich mniej.
- A jak wyglądają kontakty z dziećmi?
Tomasz Wacławek - Dzieci przychodzą z rodzicem na widzenie. W każdym zakładzie są kąciki dla dzieci, w których osadzony może pobawić się z dzieckiem, poczytać mu. Poza tym organizujemy spotkania dla dzieci i rodziców. Niedawno mieliśmy Mikołaja z aniołami.
Agata Kowalska - Cały pomysł powstał dwa lata temu, kiedy zaczęliśmy pracować z osadzonymi z zakładów karnych. Szukaliśmy rąk do pracy przy remoncie domów dzieci z ubogich rodzin. Spytaliśmy władze więzienne, czy panowie byliby w stanie nam pomóc. Potem patrzyliśmy, jak osadzeni codziennie przychodzą do pracy pełni zapału i energii. Widzieliśmy nawet łzy w oczach tych wielkich panów. Zawożąc ich do miejsc, w których wykonywane były remonty, rozmawialiśmy z nimi. Często pojawiał się temat ich dzieci i problem kontaktu z nimi. Stąd powstał pomysł, by dzieci miały możliwość spotkać się z osadzonym rodzicem około 6 grudnia i wspólnie cieszyć się prezentami. Akcja nazywała się - "Winy rodziców nie piętnują dzieci" i po raz pierwszy odbyła się rok temu. Panowie często organizują przedstawiania dla dzieciaków. Tak więc jest mnóstwo radości, mnóstwo łez.
Joanna Sztuka - W tym roku tak było. Stowarzyszenie Probacja organizowało przedstawienie dla dzieci z podziałem na role, w którym brali udział osadzeni. Oni bardzo emocjonalnie do tego podchodzili. Przedstawienie było elementem dłuższego projektu "Kontakt". Projekt ten miał na celu wzmocnienie relacji z rodziną, które często są przerwane z względu na odbywanie kary.
"Świąteczne widzenie" - reportaż Ewy Szkurłat
- Często chcemy pomóc w resocjalizacji. Nie wiem, czy nie narażamy się na taką naiwność, że przyjdziemy jak ten Mikołaj z prezentami i zmienimy ludzi, którzy pozbawieni są systemu wartości.
Joanna Sztuka - Udział w programach, o których mowa, wiąże się z różną motywacją. Najpierw osadzeni widzą korzyści z udziału w takim projekcie, a im dłużej trwa projekt, tym większa jest szansa na zmianę. Bywa, że osadzeni zupełnie się zmieniają.
- To jest tak, że najpierw część osób zaczyna wchodzić w projekty, bo wiedzą, że w ten sposób zdobędą punkty do przedwczesnego zwolnienia, a potem zarażają się tym, bo czują, że to jest fajne.
Agata Kowalska - Tak. Dla nas takim dowodem tego jest to, że panowie, którzy opuścili już zakład karny, nadal do nas przychodzą i pomagają, bo chcą pomóc. Staramy się im tę pracę wynagrodzić, bo w końcu wykonują dla nas świadczenia.
- Być może jest pewna naiwność w myśleniu, że jak pokażemy osadzonemu nasz system wartości, to on wtedy zrozumie wszystko i będzie chciał zmienić swoje życie.
Tomasz Wacławek - My, pracownicy służby więziennej, nie możemy być naiwni. Nie dajemy się nabierać na te wszystkie sztuczki. Znamy te elementy manipulacji, ale tak naprawdę to życie wszystko weryfikuje. Gdy osadzony opuszcza więzienie, to zadaje sobie pytanie - gdzie ta przemiana była i dla kogo ona była - czy dla niego, czy dla służby więziennej? Po to podejmujemy takie akcje, by ci ludzi byli dla nas bezpieczniejsi w momencie opuszczenia zakładu karnego.
Joanna Sztuka - Oni, wychodząc z zakładu karnego, tracą poczucie bezpieczeństwa, bo nie mają nikogo, komu mogliby zaufać. Kończy się praca z psychologiem, rodzina urywa kontakty, pojawia się pustka, dlatego często trafiają do organizacji, w której pracowali jako wolontariusze. Tam osadzeni byli traktowani po ludzku. Przychodzą do domów społecznych, do organizacji pozarządowych, do placówek, do fundacji i zatrzymują się tam na dłużej. Część placówek znajduje dla nich miejsce do spania. U nas działa Małopolskie Stowarzyszenie Probacja, ale oni tylko kilka miejsc mogą zapewnić. Pozostałe osoby pozostają skazane tylko na siebie.
Tomasz Wacławek - Ta praca jest dla nas kluczem. To najlepszy sposób oddziaływania na człowieka dorosłego. Cieszymy się, że istnieją takie miejsca jak Fundacja Brata Alberta, Stowarzyszenie Piękne Anioły, które zatrudniają osadzonych. To daje im możliwość nauczenia się czegoś nowego, daje możliwość wejścia w rolę, nawet, jeśli ta praca jest nieodpłatna.
- Aczkolwiek wynagrodzenie też jest ważne. Te osoby mają za kratami swoje zobowiązania, choćby obowiązek alimentacyjny.
Tomasz Wacławek - Jest bardzo ważne. Ono zmieniło się trochę po wyroku Trybunału Konstytucyjnego. Od marca 2011 te osoby muszą otrzymywać minimalną krajową, ale prawa rynku są nieubłagane. Wielu kontrahentów wycofało się. W 2010 roku kierowaliśmy do tych firm około 300 osadzonych, dzisiaj około 60 osób. Zwróciliśmy się więc do samorządów, by otrzymać pracę dla osadzonych. Więzień, który otrzymuje płacę, ma możliwość spłaty zobowiązań sądowych.
- Często ta praca na rzecz takich organizacji i stowarzyszeń często jest pierwszą rzeczą w życiu osadzonych, za którą widzą wdzięczność.
Tomasz Wacławek - To jest pokazanie, że można żyć inaczej, że można dać coś od siebie w sposób bezinteresowny.
Joanna Sztuka - I nie włożyć w to wiele wysiłku. Wystarczy wyprowadzić osobę niepełnosprawną na spacer, porozmawiać, zatrzymać się przy łóżku tej osoby.
Agata Kowalska - Ale też podzielić się swoimi małymi umiejętnościami z tymi, którzy tej pomocy potrzebują.