Schowajmy głęboko ten optymizm. Najlepiej do tej kieszeni z zamkiem błyskawicznym i to zapiętym na kłódkę. Niestety w świecie telekomunikacji cuda zdarzają się rzadziej niż wolne miejsca parkingowe w centrum Krakowa w godzinach szczytu. To, co opisaliśmy to niestety wciąż piekielnie skuteczny fejk.
Oszuści grają na naszej najczulszej strunie - chęci odzyskania swoich pieniędzy. Mechanizm jest prosty jak budowa cepa, a jednak wciąż dajemy się na niego nabrać.
Jak to wygląda w praktyce? Dostajesz maila. Logo? Zgadza się. Kolory operatora? Też. Nawet język brzmi urzędowo. "Szanowny kliencie nastąpiła duplikacja płatności". Mądrze brzmi, prawda? Klikamy w link, "odbierz zwrot". Wchodzimy na stronę, która wygląda jak panel klienta. Tu zaczyna się magia, a właściwie czarna magia.
Żeby otrzymać zwrot, system prosi o podanie danych karty płatniczej. Przecież pieniądze mają wpłynąć na kartę. To jest ten moment, kiedy w głowie powinna nam wyć syrena alarmowa głośniejsza niż hejnał Mariacki.
Zastanówmy się logicznie. Kiedy ostatnio ktoś poprosił nas o numer karty i ten trzycyfrowy kod zabezpieczający z tyłu, żeby wpłacić pieniądze? To tak, jakbyśmy dali kurierowi klucze do mieszkania i kod do sejfu tylko dlatego, że ma nam wręczyć jakąś paczkę. Jeśli operator ma nam coś oddać, to zrobi to zazwyczaj jako nadpłatę na koncie abonenckim. Po prostu przyszły rachunek będzie niższy.
Nikt nie wysyła przelewów na kartę na podstawie linku z maila. Co się w takim razie stanie, jeśli wpiszemy te dane? Nie dostaniemy zwrotu za fakturę. Złodzieje podepną naszą kartę do swoich cyfrowych portfeli i wyczyszczą konto do zera, robiąc zakupy w internecie na drugim końcu świata.
Dlatego złota zasada na dziś brzmi - jeśli dostajesz info o nadpłacie, nie klikaj w link w mailach czy SMS-ach. Wejdź sam na stronę operatora. Zaloguj się do aplikacji i tam sprawdź saldo. Jeśli jest na zero, mail ląduje w koszu.
Pamiętajmy, darmowy ser bywa tylko w pułapce na myszy, albo w mailach od oszustów.