Napisałaś fantastyczny długi, wyczerpujący artykuł poświęcony geniuszowi Wyspiańskiego i jego śmierci, ale też jego żonie bardzo niedocenianej postaci w historii.
Niektóre biografie są takie beletryzowane natomiast to, co napisała Monika Śliwińska to jest właściwie dokument “Wyspiański, dopóki starczy życia”. To jest nonfiction w ścisłym tego słowa znaczeniu i rzeczywiście ona zebrała tam wszystko, co możliwe. Napracowała się bardzo nad tym i jest to po prostu genialne dzieło jej jako dziennikarki. Zastanowiło mnie, że ta Teosia w dalszym ciągu tam jest niezrehabilitowana. Ona jest przedstawiona, jak ją widzieli różni ludzie, często ją widzieli właśnie negatywnie, bo to taka projekcja, ale właściwie w dalszym ciągu nie było zastanowienia, co tak naprawdę działo się w niej samej. Owszem był przedstawiony los jej dzieci po śmierci Wyspiańskiego i to był straszny los również jej jako matki. Równocześnie tak jakby mimo wszystko była pominięta. Po przeczytaniu zadałam sobie kilka kolejnych pytań, na które nie znalazłam odpowiedzi w tej książce, a mianowicie gdzie jest właściwie pochowana Teosia, skoro nie leży razem z Wyspiańskim na Skałce, tak jak on sobie tego życzył, bo tak sobie życzył w jednym ze swoich wierszy. Rzeczywiście teraz już w Wikipedii jest podane, gdzie ona leży, ale wtedy kiedy ja tego szukałam, to było w 2019 roku, to naprawdę nie było łatwe. Po pierwsze jej grób, w którym rzeczywiście leży, nie ma tabliczki z jej nazwiskiem, jak już się dowiedziałam u dyrekcji cmentarza Rakowickiego, w którym grobie jest, to się okazało, że tam w ogóle nie ma tabliczki z jej nazwiskiem, że ona tam po prostu leży bezimiennie. To mnie strasznie jakoś tak zasmuciło i dalej zainteresowałam się po prostu jej losem i losem tej miłości. Z tego mi wynikało, że najwyraźniej w świecie Wyspiański rzeczywiście ją sobie wybrał, ją sobie upatrzył, bo to nie było tak, że przypadkiem się z nią zadał.
Nie zadał się z nią przypadkiem?
On był bardzo odpowiedzialny i był równocześnie bardzo wyczulony na autentyczność ludzi. Wszelka sztuczność go drażniła, ale równocześnie też wyczuwał jakimś kolejnym swoim zmysłem, kolejnym swoim talentem, bo miał ich bardzo wiele, wyczuwał autentyczność. Dowiedziałam się również od prawnuczki Teosi, że była ona wesoła, była seksowna i musiała mieć seksapil jako młoda dziewczyna, ponieważ ładnie się poruszała, ładnie śpiewała, miała piękne włosy, nie miała rzeczywiście ładnej twarzy, ponieważ miała dosyć grube rysy.
Była zaczepna i wyzywająca, jak czytamy we wspomnieniach.
Tak jak opowiada o niej właśnie jej prawnuczka, przede wszystkim była autentyczna, a to tak bardzo pociągało Wyspiańskiego. Ponieważ naciął się na dziewczynę, w której się wcześniej zakochał, okazało się, że nie może do niej startować, bo cóż to taki artysta, który mieszkał u ciotki i nie zarabia na swoje życie i perspektywy ma bardzo słabe, wobec tego ta partia odpadła. Jest pewna romantyczna wersja i te wersje opowiadała sama Teosia rodzinie swojego drugiego męża. To było tak, że Wyspiański wędrował jak był młodym artystą, wędrował przez te tereny wokół Tarnowa i w ogóle Beskid. Robił różne szkice i między innymi musiał gdzieś się zbliżyć. Być może, bo to jest opowieść Teosi, którą potem przekazywała rodzina dalej w okolice Konar, skąd ona pochodziła. Podczas pożaru gnała ona gęsi, uciekała z nimi i on ją tak zobaczył i tak ją zapamiętał. Możliwe, że ten widok go tak zatrzymał, tak mu się spodobał, że zamienił z nią dwa słowa i zaprosił ją czy też powiedział, żeby przyjechała do Krakowa i ona rzeczywiście pojechała do Krakowa.
(cała rozmowa do posłuchania)