Cytat. „Niekiedy nocna ciemność i cisza mi ciążą. Spokój budzi we mnie trwogę. Najbardziej boję się spokoju. Wydaje mi się, że to tylko fikcja, która kryje w sobie piekło. Mówi się, że świat jest piękny, ale z jakiego punktu widzenia, skoro wystarczy tylko dźwięk telefonu, by ogłosić koniec wszystkiego. Trzeba by żyć bez pasji, bez uczuć, w harmonii, jaka jest w dobrej sztuce, w jej zachwycającym porządku. Będziemy musieli pokochać to życie poza czasem, obojętni, zimni”. Trochę długi ten cytat, ale odnoszę wrażenie, oddaje sens tego filmu. Pamiętałem tylko tę jedną scenę. Przyznam się szczerze, jak większość…
- Domyślam się, o którą chodzi.
Plecioneczka
W Fontannie di Trevi, gdzie przyjeżdżająca do Rzymu, bo w Rzymie będziemy, słynna amerykańsko-szwedzka aktorka zażywa kąpieli. Bohaterowie filmu „Słodkie życie” boją się spokoju?
- Chyba nawet nie potrafią żyć w rzeczywistości, która miałaby inny wymiar. Ale słuchając jeszcze raz tych słów, pomyślałam o Zygmuncie Baumanie. Bo Bauman pokazał rzecz niesamowitą - człowieka, który we współczesnym świecie żyje poza czasem i przestrzenią. Czyli jest człowiekiem, który ma zupełnie inne wymiary. Bo nie obowiązuje go cykl dobowy czy roczny. Miasto jest takim laboratorium kulturowym, które oderwało się w pewnym momencie od tego, co zwykliśmy nazywać naturalnym…
Ale z drugiej strony - antropolog Ulf Hannerz w odkrywaniu miasta pokazał, że jest ono szczególną strukturą. I myślę, że to bardzo dobrze widać w życiu bohaterów. Marcello prowadzi nas przez różne sytuacje, opowieści, życiorysy. Jest przewodnikiem.
Spotykamy się z Marcellem i spędzamy z nim siedem dni. Poznajemy jego narzeczoną, czy też kochankę.
- Partnerkę.
Emmę. Poznajemy przyjaciela Steinera, który wypowiada słowa, które cytowałem. I poznajemy śmietankę towarzyską, artystyczną Rzymu.
- No właśnie, poznajemy coś, co dla Ulfa Hannerza było chyba najważniejsze, bo miasto ze bardzo bogatą swoją historią jest archeologicznym tworem, gdzie narastają poszczególne warstwy od antyku, średniowiecza po współczesność. I Rzym jest tego doskonałym przykładem. Ale jak pokazuje Hannerz, miasto jest równocześnie strukturą społeczną.
I ta plecioneczka - architektury, jej historii, ludzkiego życia, relacji - dopiero tworzy miasto. Poza tym miasto jest tworem dynamicznym, nie stoi w miejscu. Ono naprawdę żyje, rozlewa się.
Przykłady nowych osiedli w słodkim życiu też się pojawiają, bo główni bohaterowie gdzieś na nowe osiedle budowane docierają.
- I to jest ta przestrzeń, która wcześniej była wiejska, poza działalnością człowieka, a nagle staje się ludzka, staje się inkludowana przez tę ludzką działalność w sferę, którą nazywamy miastem. To jest szalenie ważne, bo ona przynosi nową jakość. Można powiedzieć, że te nowe dzielnice są i zarazem nie są miastem. To jest Rzym, ale i coś obok Rzymu, co daje nowe konteksty, nowe możliwości. Ale najważniejsze, w pewnym momencie...
Dźwięki morza w salonie
W Krakowie kiedyś o Nowej Hucie tak się mówiło, prawda? Do tego pani profesor zmierza.
- Mamy również Bronowice. Przecież to była wieś, czarna wieś. Możemy wymieniać bardzo dużo takich miejsc, które kiedyś były wsią, przestrzenią o zupełnie innym charakterze – Podgórze, Kazimierz. Każde miasto ma swoją topografię i to, co kiedyś zostało dołączone, wnosi nowy element znaczeń, historii. Znaczący moment w filmie - bohaterowie słuchają odgłosów przyrody, ale ona do nich przychodzi nie przez park i lasy.
Nie wyjeżdżają poza miasto. Tylko siedzą w pięknym salonie i słuchają szumu morza z magnetofonu.
- To, że mają nagrane odgłosy przyrody, pokazuje, że przyroda, jeżeli zostaje włączona do miasta, zostaje włączona na prawach kulturowych. Czyli zostaje niejako uporządkowana, skategoryzowana. Trochę jak ogrody, które są przecież sferą przyrody w mieście, ale mają swoją symbolikę, porządek. To słuchanie, odtwarzanie nagranego wcześniej dźwięku morza, jest elementem, który doskonale pokazuje, co miasto robi - wchłania i przetwarza, nadaje nową jakość. Można powiedzieć, że oni są i nie są wewnątrz. Wewnętrzność i zewnętrzność nabierają całkiem nowych treści.
Jedna z ostatnich scen, kiedy rozbawione towarzystwo dociera nad morze z pałacu, który opuściła przed chwilą - wyławiają olbrzymią rybę, płaszczkę najprawdopodobniej. Są mocno zdziwieni, że coś takiego w ogóle istnieje. Gdybyśmy symbolicznie mieli na to spojrzeć, Fellini robi ujęcie oka ryby i główny bohater mówi: ona się nam przygląda.
- To jest z jednej strony to, o czym mówiliśmy wcześniej, czyli zderzenie miasta, które wchłania to, co przyrodnicze, ale równocześnie separuje człowieka od tego, co przyrodnicze. To motyw, który od Platona będzie się powtarzał w kulturze europejskiej. Ale z drugiej strony to jest niesamowity moment, w którym zderza się struktura konsumpcyjnego, bohemicznego życia ze starym porządkiem.
Oko ryby, która jest zabijana, utkwiło w tych birbantach, w tych ludziach nowego formatu, nowego porządku. Ono przywołuje coś, czego ci ludzie nawet nie są w stanie zrozumieć i skategoryzować. Bardzo dobrze ujął to Robert Ezra Park, socjolog kultury, przedstawiciel Szkoły Chicago, który - gdy pisał o mieście, a robił te badania na początku XX stulecia - zwrócił uwagę, że miasto generuje zupełnie nowe zawody, które nie miałyby racji bytu gdziekolwiek indziej. Barman, taksówkarz, nowe zawody to też modelka, aktorka.
Mamy paparazzi.
- Tak, ale proszę zwrócić uwagę, że te aktorki to już nie dawni kuglarze; to już zaczyna być celebryctwo, które dzisiaj jest dla nas czymś naturalnym. Więc są celebrytki, aktorki-celebrytki, które mają zupełnie inny status. Więc tak, jak Park powiedział: mamy do czynienia z nowym typem społecznych relacji, społecznych zawodów czy konstytuowania relacji, które wcześniej nie funkcjonowały.
I ci rybacy z plaży, na którą docierają nasi bohaterowie, należą do starego, tradycyjnego porządku. Robią coś, co można powiedzieć jest realne, bo wypływają w morze, walczą z żywiołem, mordują te ryby i je sprzedają. Trudno, widzę ten wzrok. W zderzeniu z modelkami, aktorkami czy paparazzi…
Różne galaktyki
Czy też z zużytą arystokracją, bo część tych ludzi, którzy w tym korowodzie u Felliniego się pojawia, to arystokracja rzymska, która swoje przeżyła.
- Kto tutaj jest tak naprawdę prawdziwy? Być może te dwa porządki nie potrafią już się spotkać? Miasto już za bardzo wygenerowało nową strukturę społeczną.
Odnoszę wrażenie, że i jedni, i drudzy patrzą na siebie dość nieufnie.
- Bo nie ma tam płaszczyzny porozumienia, możliwości jej budowania. Oni rzeczywiście przynależą do różnych porządków, różnych galaktyk. To jest tutaj ciekawie pokazane.
Jak się pani profesor oglądało ten film po latach?
- Pierwszy seans to na pewno była fascynacja. Dlatego, kiedy drugi raz usiadłam przed telewizorem, pomyślałam: ach, no teraz się będzie działo. I usnęłam.
Niezła rekomendacja.
- Nie wiem, co się podziało. Czy dusza społeczniczki zaczęła krzyczeć: weźcie się do roboty, przestańcie ten czas marnować. A może ta stylistyka już się zużyła.
Ten film jest bardzo mocno osadzony w egzystencjalizmie, ale też w sytuacji, w której już zaczynamy definiować i opisywać kulturę konsumpcyjną, jednak nie mamy jeszcze rozwiniętej krytyki kultury konsumpcyjnej. Widzimy, że jest jakiś problem, ale nie wiemy gdzie nas ten problem zaprowadzi i co tak naprawdę ze sobą niesie.
Kiedy Marcello zachowuje się dosyć nieprzyjemnie w stosunku do swojej partnerki (zdradzając ją), pojawia się cała gama szowinistycznych zachowań (dziś powiedzielibyśmy, że przemocowych). Marcello nie zwraca na nią uwagę do tego stopnia, że gdy próbuje popełnić samobójstwo, on idzie i podrywa kolejną kobietę; wdaje się w przelotny romans z amerykańską aktorką. To dość symptomatyczny moment, który pokazuje, że coś już zostało uchwycone. Konsumpcjonizm, życie na pokaz, bardzo płytka struktura świadomości konsumpcyjnej. Nie ma w tym filmie jeszcze dogłębnej analizy tego konsumpcjonizmu.