Specjalnie dobrane czytania liturgiczne wprowadzają nas stopniowo w atmosferę rozpoczynającego się w Wielki Czwartek Triduum Paschalnego. W Wielki Poniedziałek, Wtorek i Środę w kościele katolickim czytamy trzy pierwsze Pieśni Sługi Pańskiego, fantastyczne, piękne i wręcz mistyczne fragmenty starotestamentalnej Księgi Izajasza. Opisują one, kilkaset lat przed Chrystusem, postać Mesjasza, który ma przynieść narodom nowe Prawo i porządek, sam stając się nade wszystko pokornym sługą wszystkich.

Wielki Tydzień oznacza zawsze atmosferę doniosłości i powagi. Ludzie przygotowują na święta swoje domy, robią zakupy, pieką ciasta. Przygotowują także swoje wnętrze przez rekolekcje i spowiedź. Tak zawsze było, i tak miało być i tym razem. Te bezpośrednie dni przygotowania miały nas pobudzić do refleksji nad przemijaniem. Miały uzmysłowić nam słabość doczesnego elementu naszego życia i przypomnieć sobie raz jeszcze, że życie ludzkie ma sens o tyle, o ile trwać będzie także w wieczności. Przez misterium męki i śmierci Jezusa idziemy przecież ku Zmartwychwstaniu!

Chyba nikt nie spodziewał się tego, że w tym roku dostojeństwo i powaga Wielkiego Tygodnia przybiorą zupełnie nowy odcień i wymiar. Jeszcze 40 dni temu, gdy posypywaliśmy głowy popiołem w Środę Popielcową, nic nie wskazywało na to, że tegoroczny czas przygotowania do Wielkanocy będzie dla wszystkich tak wielką próbą wiary i pokory. Nikt nie wyobrażał sobie, że jak domek z kart runie cała misternie budowana przez dziesięciolecia logika tego świata, poczucie bezpieczeństwa, zabezpieczenia materialnego i oferowane nam na co dzień przez media i reklamę obietnice życia szczęśliwego, zdrowego, dostatniego i bezstresowego. Nasz świat jednak, w kilka dni, zmienił się diametralnie.

Dziś, pozamykani w naszych domach, czy to z lęku przed chorobą, czy też zmuszeni przez wprowadzone restrykcje i obostrzenia, często bez możliwości przyjścia do Kościoła, bez uciech i pełnej wolności, pewnie do końca nie dowierzamy, że świata, w który wierzyliśmy, już w tej chwili nie ma. Siedzimy przed telewizorami i komputerami, jak w sytuacji oblężenia i nasłuchujemy co i gdzie się wydarzyło. Śledzimy kolejne doniesienia medialne, sprawdzamy powiększające się słupki z liczbą ludzi chorych i zmarłych. I zadajemy sobie pytanie: kiedy to się skończy?

Żyjemy jak w czasie oblężenia i próbujemy, w tym gąszczu niewiadomych, przeżyć Wielki Tydzień w nowy sposób. Bo i te nadchodzące święta będą przecież inne od wszystkich dotychczasowych. Może czujemy się osamotnieni, zniewoleni, zaniepokojeni, sfrustrowani. Wszystko miało być inaczej! Czy teraz, gdy niewidzialny i podstępny wróg, którego nie sposób dostrzec, czai się wokoło, czy teraz, w tych trudnych czasach, Pan zmartwychwstanie? Tak, zmartwychwstanie. Bo w życiu tak naprawdę nic się nie zmieniło! Zmieniły się tylko zewnętrzne realia. A to, co wydawało się naszą słabością, może w tych trudnych czasach stać się naszą siłą! Ten Wielki Tydzień może bardziej niż kiedykolwiek pokaże nam, że życie człowieka bez wiary w Boga sensu nie ma. Bo i śmierć bez wiary sensu nie ma. A dlaczego akurat bez wiary? A dlatego, że każde życie na ziemi kończy się śmiercią. Wiary potrzeba jednak do tego by mieć pewność, że przecież nie kończy się na tej ziemi.

 

Leszek Gęsiak SJ