Zdjęcie ilustracyjne, fot. Pixabay
Gnijąca papryka symbolem problemów polskiego rolnictwa
Sytuacja na rynku warzyw w Polsce jest fatalna. Rolnicy alarmują, że przy obecnych cenach produkcja przestała być opłacalna. Polska żywność gnije na polach, bo nie opłaca się zbierać plonów.
W skupie rolnik dostaje 40–50 groszy za kilogram papryki, a w sklepie kilogram kosztuje nawet 10 złotych
– mówił w Radiu Kraków prof. Czesław Nowak z Akademii Tarnowskiej.
Ekspert podkreślił, że ta dysproporcja nie jest nowa, ale dziś szczególnie dotkliwa.
Im większa koncentracja handlu, tym większa różnica pomiędzy ceną dla rolnika a ceną dla klienta. I ta zasada aż boli obecnie
– zaznaczył.
Według profesora największe koszty generują transport, przechowywanie i energia elektryczna. Choć handlowcy twierdzą, że ich marże są niskie, w rzeczywistości – jak ocenia gość audycji – „nadal są relatywnie wysokie”.
Skrócenie łańcucha dostaw – łatwo powiedzieć
Ministerstwo Rolnictwa od lat zapowiada "skracanie łańcuchów dostaw", ale – jak zauważył prof. Nowak – realne możliwości są ograniczone.
Nie wiem, czy w Europie jest drugie takie państwo, gdzie sprzedaż bezpośrednia ma tak dobre warunki. Formalności i podatki są minimalne. Trudno, by rząd zrobił tu coś więcej
– tłumaczył.
Ekspert wskazał jednak inne rozwiązanie: przetwórstwo małej skali.
W krajach zachodnich to właśnie małe przetwórnie stanowią dodatkowe źródło dochodów dla rolników. Coraz więcej ludzi chce jeść produkty naturalne, bez cukru, ekologiczne
– dodał.
Startupy i samozbiory – małe kroki w dobrą stronę
Prof. Nowak pozytywnie ocenił inicjatywy wspierające lokalnych producentów – małe tłocznie soków czy startupy przetwórcze.
Rolnik może najpierw przetworzyć swoje produkty, nauczyć się produkcji, zbudować sieć sprzedaży, a dopiero potem inwestować w maszyny
– mówił. Jako przykład podał także rosnącą popularność samozbiorów, czyli możliwości kupowania owoców i warzyw prosto z pola.
To nie rozwiąże problemu, ale choć trochę go złagodzi. Na portalu myzbieramy.pl w Małopolsce najczęściej oferuje się borówki i jagodę kamczacką, papryki jednak tam nie ma
– zauważył ekspert.
Energia, przetwórstwo i brak optymizmu
Pytany o ewentualne skupy interwencyjne, prof. Nowak był sceptyczny:
To najdroższa forma pomocy, a problemem i tak pozostaje przechowalnictwo. Ceny energii elektrycznej powodują, że Polska jest mało konkurencyjna.
Dodał, że w Europie przetwórstwo i logistyka w Holandii czy Hiszpanii działają znacznie sprawniej.
Holandia potrafi nawet importować paprykę z Wietnamu, a potem eksportować ją… do Polski
– powiedział z ironią.
Rolnictwo w Polsce coraz bardziej spolaryzowane
Ekspert ocenił, że przyszłość polskiego rolnictwa to polaryzacja.
Z jednej strony będą gospodarstwa ledwie funkcjonujące lokalnie, z drugiej – silne gospodarstwa, które muszą obniżać koszty produkcji. Trzymajmy za nie kciuki, bo rosnąca płaca minimalna i drogie nośniki energii mocno je obciążają
– mówił profesor.
W Małopolsce – jak zaznaczył – rolnictwo jest raczej dodatkiem do turystyki wiejskiej.
Nie mówimy o Proszowicach czy Miechowie, ale w większości regionów rolnictwo to dodatkowe zajęcie mieszkańców wsi.
Spór o "kiełbasy roślinne"
Na koniec rozmowy prof. Nowak odniósł się do decyzji Parlamentu Europejskiego, który poparł zakaz używania nazw mięsnych dla produktów roślinnych.
Język powinien służyć komunikacji jednoznacznej. Nazywanie sojowego wyrobu kiełbasą to wprowadzanie klienta w błąd. Wolałbym, żeby język powrócił do swoich dawnych znaczeń
– podkreślił.