Zdjęcie ilustracyjne/fot. Pixabay
- Marginalizacja gospodarki w kampanii wyborczej:
Kandydaci składają obietnice wykraczające poza kompetencje prezydenta. Debacie brakuje merytoryki – dominują hasła i populizm.
- Krytyka fałszywych diagnoz:
Zielony Ład został zatwierdzony przez polski rząd, a dziś jest przedmiotem politycznych ataków. Brakuje uczciwego przedstawiania faktów gospodarczych.
- Brak reform i politycznego myślenia długofalowego:
Zdaniem prof. Hausnera, poważne reformy skończyły się w Polsce w 2005 roku. Politycy skupiają się na kampaniach, nie na diagnozie i rozmowie ze społeczeństwem.
- Główne wyzwania gospodarcze:
Wysokie koszty energii – wynik opóźnień w transformacji. Niska stopa inwestycji – Polska jest w ogonie UE. Spadek konkurencyjności – dotychczasowy model się wyczerpuje. Zagrożenie stagnacją – symptomy: słabnący przemysł, eksport i odpływ kapitału. Demografia – do 2030 roku może zabraknąć 2 mln pracowników.
Przedsiębiorcy nie nadążają za zmianami prawa. Potrzebna deregulacja i uproszczenie przepisów.
Posłuchaj całej rozmowy Jacka Bańki z Dariuszem Rosatim i Jerzy Hausnerem.
Gospodarka marginalizowana w debacie wyborczej
Zdaniem obu gości, w debacie publicznej dominuje populizm, a kandydaci składają obietnice wykraczające poza kompetencje prezydenta. Profesor Rosati krytykował fałszywe diagnozy, m.in. zarzuty wobec Zielonego Ładu, przypominając, że jego założenia zostały zatwierdzone przez polski rząd w 2020 roku. Dodał, że kampania nie sprzyja merytorycznej debacie, a rzeczywiste problemy gospodarcze giną w sporze politycznym.
Mam pretensje do kandydatów, zwłaszcza ze strony populistycznej, że wprowadzają wyborców w błąd, serwując fałszywe diagnozy. Jak na przykład to, że Unia Europejska narzuca pewne rzeczy. Mówi się o Zielonym Ładzie, ale przypomnę, że zatwierdził go w końcu rząd premiera Morawieckiego, w grudniu 2020 roku podpisał wszystkie dokumenty. I wtedy trzeba było albo się sprzeciwić, albo montować jakąś mniejszość blokującą, jeżeli uważano, że to będzie złe dla Polski. Przyłożył też do tego rękę komisarz Janusz Wojciechowski, który bardzo zabiegał, żeby wprowadzić Zielony Ład. A w tej chwili wszyscy krzyczą, że ten program jest czymś strasznym. To nie jest prawda, bo to bardzo skomplikowany zestaw aktów prawnych. Oczywiście nie wszystkie mogą wejść od razu i dobrze, że premier Tusk wywalczył w Brukseli, że zlikwidowano obowiązek ugorowania. Inne rzeczy (na przykład ocieplanie budynków) również powinny być rozłożone w czasie. Ale wszystkie tego typu merytoryczne argumenty, i w ogóle dyskusja, padają ofiarą politycznej walki w czasie kampanii wyborczej
- uważa prof. Dariusz Rosati.
W debacie wyborczej sprawy gospodarcze nie są jakoś szczególnie ważne. Raczej rzucano hasłami, to nie była rozmowa. W
yobraźmy sobie, że wojna nie jest daleko w głąb Ukrainy, tylko przyszła do naszej granicy. I potrzebujemy finansować pobór, potrzebujemy finansować inne działania. Co wtedy powiemy? Że hasło z kampanii wyborczej o niepodnoszeniu podatków obowiązuje? Mam
wrażenie, że kampanie mało sprzyjają racjonalnemu osądowi sytuacji. Mam
pretensje, że polityków zajmują głównie kolejne kampanie, ale nie to, żeby zacząć poważnie ze społeczeństwem rozmawiać o okolicznościach, w których musimy podejmować działania.
Brak poważnych reform od lat
Profesor Hausner ocenił, że od 2005 roku nie prowadzono w Polsce poważnych działań reformatorskich. Politycy koncentrują się na kolejnych kampaniach, ignorując długofalowe wyzwania. Wskazał, że polska gospodarka korzystała dotąd z łatwo dostępnych rezerw, ale obecnie widać objawy spowolnienia, na przykład w produkcji przemysłowej i eksporcie.
To, że mamy dzisiaj problem z tym, że w polskiej gospodarce jest wysoki rachunek energetyczny i tracimy konkurencyjność, nie jest kwestią tylko takiej, czy innej kampanii. To jest kwestia niepodejmowania działań, bo uważano, że po prostu to jest trudne i nieakceptowalne politycznie. Moim zdaniem poważne działanie reformatorskie skończyło się w Polsce w roku 2005. Były posunięcia gorsze, lepsze, ale nie było myślenia o tym, co trzeba zrobić, żeby polska gospodarka nadal utrzymywała rosnącą pozycję
- przekonuje prof. Hausner.
Największe wyzwania: energia, inwestycje, demografia
Profesor Rosati wymienił trzy główne problemy, z którymi się borykamy: koszty energii – Polska ma jedne z najwyższych cen hurtowych w Europie. To skutek opóźnień w transformacji energetycznej i zablokowania rozwoju OZE; spadek konkurencyjności – model oparty na taniej sile roboczej się wyczerpuje (potrzebna jest zwiększona produktywność i lepsze wykształcenie pracowników); niski poziom inwestycji – jesteśmy wśród krajów z najniższym udziałem inwestycji w PKB w UE.
Obaj profesorowie wskazali na konieczność rozwoju przemysłu zbrojeniowego w kontekście geopolitycznych zagrożeń, a także potrzebę modernizacji technologicznej.
Gdybyśmy zaczęli transformację energetyczną 15 lat temu, czy nawet wcześniej, gdybyśmy nie blokowali budowy wiatraków, gdybyśmy zabrali się za energetykę atomową, to naprawdę rachunki za prąd polskich gospodarstw byłyby niższe o połowę. To są po prostu skutki zaniedbań, zaniechań, Powoli wyczerpują się zapasy konkurencyjności polskiej gospodarki, która robiła karierę międzynarodową, bo mieliśmy niskie koszty pracy, a mieliśmy dobrze wykształconą siłę roboczą. Jeżeli jednak chcemy więcej zarabiać, to po prostu nie da się już jechać do przodu
- wyjaśnia prof. Rosati. I dodaje:
Musimy być bardziej produktywni, bardziej wydajni, lepiej wykształceni. I tu też widzę spore zaniedbania, bo jeśli chodzi o inwestycje i innowacyjne inwestycje zwłaszcza, to one kuleją. Polska ma jedną z najniższych stóp inwestycji w Europie. W ogóle można się dziwić, dlaczego rozwijamy się jeszcze stosunkowo szybko, mając udział inwestycji w PKB na poziomie 16-17%. Będziemy musieli zwiększać i inwestycje, ale również robić je w sposób bardziej produktywny. One muszą być oparte o nowoczesne technologie
Zagrożenie stagnacją i odpływem kapitału
Prof. Hausner ostrzegał przed tzw. pułapką średniego rozwoju. Choć wzrost gospodarczy nadal trwa, pojawiają się sygnały stagnacji – spada dynamika produkcji i eksportu, a pogarsza się saldo płatnicze. Obserwowany jest również odpływ krajowego kapitału inwestycyjnego.
Osiągamy pewien pułap dzięki wykorzystaniu rezerw, które mamy i które są łatwo dostępne, ale później to zwalnia. Objawy zwalniania dopiero w tej chwili obserwujemy, ponieważ dotychczas dynamika wzrostu gospodarczego Polski była wyższa niż w innych krajach; warto jednak zwrócić uwagę na bardzo niską - od co najmniej półtora roku - dynamikę produkcji sprzedanej w przemyśle. Mamy silną dynamikę usług, ale produktywność w usługach jest znacznie niższa, więc to jest sygnał niepokojący. Drugi bardzo niepokojący sygnał, który jest od co najmniej kilku miesięcy, to słabnąca dynamika eksportu w stosunku do importu. To oczywiście nie znaczy, że nie mamy pozytywnej dynamiki, ale mamy teraz wyraźnie negatywny bilans handlowy; jeśli dodamy do tego zmiany dotyczące bilansu usług i odpływ kapitału, pojawia się inne zagrożenie - ujemne saldo płatnicze. Obserwujemy też odpływ kapitału krajowego
- tłumaczy Jerzy Hausner.
Wyzwania globalne i demografia
Rosati zwrócił uwagę na wpływ globalnej niepewności, szczególnie amerykańsko-chińskiej rywalizacji, na nastroje inwestycyjne. Dodał, że Polska stoi przed poważnym problemem demograficznym: kurczącym się rynkiem pracy. Braki kadrowe do 2030 roku mogą sięgnąć 2 milionów osób, jeśli nie zostaną podjęte działania: technologiczne lub migracyjne.
Mamy ujemny przyrost naturalny, mamy problem demograficzny, starzenie się społeczeństw, coraz mniej roczników wchodzi na rynek pracy i gdyby nie Ukraińcy, to w ogóle mielibyśmy bardzo poważny problem. Według wszystkich analiz, jakie znam, do 2030 roku będzie brakowało dwóch milionów osób na rynku pracy. Więc albo zrobimy skok technologiczny, żeby radykalnie zwiększyć wydajność, ale do tego potrzebne są wielkie inwestycje, albo będziemy musieli jednak prowadzić jakąś sensowną politykę migracyjną, bo z krajowych zasobów siły roboczej nie zdołamy zapełnić tej luki
- ostrzega prof. Rosati.
Regulacje – przesyt i brak spójności
Prof. Hausner wspomniał też o nadregulacji i ciągłych nowelizacjach przepisów, które utrudniają działalność gospodarczą. Zamiast tego postulował powrót do bardziej ogólnych, elastycznych klauzul prawnych, które dawałyby większe bezpieczeństwo prawne przedsiębiorcom.
Większość przedsiębiorców uważa, że nie ma takich prawników, którzy byliby w stanie śledzić wszystkie zmiany przepisów. Naszym sposobem jest ciągłe nowelizowanie i wprowadzanie zmian. Mówiąc inaczej: wciąż gonimy za własnym ogonem. Z jednej strony hasło deregulacji, a z drugiej strony mnożenie przepisów. Mam wrażenie, że potrzebujemy deregulacji, ale opartej o inne założenie - powinniśmy przyjąć bardziej generalne ustawodawstwo, bazujące na klauzulach, które pozwalają przedsiębiorcy - jeśli zmienia się interpretacja przepisu lub nawet zmienia się przepis - dochodzić swoich racji przed sądem w oparciu o nie konkretny przepis, a klauzulę generalną. Tak się składa, że kiedyś pan profesor Rosati przygotował taką koncepcję, którą później jako minister gospodarki przejąłem od Konfederacji Pracodawców Polskich. I ta ustawa była w roku 2003 uchwalona. Niestety od tego czasu nastąpiło odejście i mamy sytuację mnożenia kolejnej masy przepisów. W tym gąszczu wszyscy się zgubią
- puentuje Jerzy Hausner.