Zapis rozmowy Jacka Bańki z Anną Prokop-Staszecką, szefową szpitala im. Jana Pawła II w Krakowie oraz Jerzym Friedigerem z Okręgowej Izby Lekarskiej w Krakowie.
Jacek Bańka: Z NFZ nie będzie tak jak z gimnazjami? Przez lata narzekaliśmy na gimnazja, teraz chcemy ich bronić. Przez lata narzekaliśmy na NFZ. Teraz zaczniemy tej instytucji bronić?
Anna Prokop-Staszecka: Czy się będzie to nazywało NFZ, czy to będzie dział u wojewody, czy kasa chorych, mnie to nie interesuje. To ma dobrze działać.
J.B: Nie jest tak, że przez lata opracowaliśmy procedury działania, wykształciliśmy urzędników? Jak teraz to zmienimy, to czy przypadkiem nie pogorszymy sytuacji?
Jerzy Friediger: My nie wiemy co będziemy zmieniać i na co. Padło hasło. Zastanawiamy się, czy będziemy bronić czy atakować. Mnie też jest wszystko jedno, kto za to będzie płacił. Byleby płacić za to, co jest wykonane, żeby nie było takiej sytuacji, że wykonuje się X a płaci się X - ileś tam. Kto to będzie realizował? Wszystko jedno.
J.B: Mam rozumieć, że w państwa opinii, to czy będzie istniał NFZ czy nie to jest wszystko jedno?
A.P-S: Nie tak zupełnie. Tak jak pan powiedział, wykształceni są w tym celu ludzie, którzy potrafią sprawdzić, jak działa system. Nie można robić rewolucji. Musi być ewolucja. Jak zaczęły działać kasy chorych, to wtedy to zmieniono i zrobiono centralny system. To jest NFZ, które jest podporządkowane ministerstwu a minister może narobić głupstw. To przekłada się na wycenę procedur i takie rzeczy, które potem NFZ, jako wykonawca ministerstwa, robi. Czy to się będzie nazywało inaczej, czy będą kasy chorych? Byleby tylko urzędnicy byli kompetentni. Widzimy niekompetencję polityczną. Ja bym chciała, żeby ochrona zdrowia była daleko od polityki. Wtedy sobie damy radę. Jednak dotychczasowe posunięcia nie wskazują na to. Trzymam kciuki za nowego ministra. To człowiek kompetentny. Od podpowie, co robić.
J.B: To ma tak wyglądać, że urzędników przejmie wojewoda i będą oni pracować o strukturze wojewody. Może zostawić, ale nieco poprawić?
J.F: Są ludzie wykształceni i to robią. Problem w tym, że NFZ ma masę obowiązków, którym nie może podołać. To nie może być jedyny płatnik, recenzent i kontroler. Wojewoda nie może zwracać się do NFZ, żeby ten zajął stanowisko. Gdzieś musi to być oddzielone. Muszę powiedzieć, to samo co pani dyrektor. Znam ministra i jestem przekonany, że pierwszy raz od lat ochroną zdrowia w Polsce zarządza osoba kompetentna. Wiążę z tym nadzieję. Dotąd nie mogę wskazać błędów. Czy będzie płacić budżet czy NFZ? Jak będzie to zrobione rozsądnie, to jestem za. Na kasy chorych narzekaliśmy. Powstał potworek – NFZ i mówimy, że trzeba go zlikwidować. Takich działań rządy nie podjęły. Musi być przewidywalność w ochronie zdrowia. Nie może być tak, że wszystko się zmienia. Tak się pracować nie da.
J.B: Państwa najważniejsze oczekiwania związane z tą nową strukturą to?
A.P-S: Ja mam nadzieję, że to będą ludzie kompetentni, którzy ocenią i będą współpracowali z ministrem. Czeka go wielka praca. Brak kompetencji do tej pory uchodził na sucho. Ja bym się nie podjęła zadań, na których się nie znam. Politycy uważają, że znają się na wszystkim. To dramat. Jednak jestem zachwycona, że Radziwiłł został ministrem. On ma od nas glejt.
J.B: Zrobi się od tego więcej pieniędzy na opiekę zdrowotną?
J.F: Musi się zrobić więcej pieniędzy. Nie wiem czy od tego. Przyczyna jest dla mnie obojętna. Ja bym sobie jeszcze życzył, żeby przestały powstawać szpitale od leczenia jednej choroby. Żeby nie było tak, że leczenie chorych jet nieopłacalne a wykonywanie pewnych procedur jest opłacalne. Wtedy robimy szpital, żeby robić jedną procedurę. To zły kierunek, podobnie jak założenie, że z lepiej wycenionych procedur pokrywamy koszty pozostałych. Wycena musi zapewniać zwrot kosztów, wynagrodzenie personelu, amortyzację sprzętu i minimalny procent na rozwój. Jak tego nie będzie, to wiecznie ochrona zdrowia będzie dziurą bez dna. Łączne długi ochrony zdrowia i tak są mniejsze niż zobowiązania jednej kopalni węgla kamiennego. Tam się jakoś znajdują pieniądze. Tu jest założenie, że pieniądze na ochronę zdrowia są kwotą zamkniętą, ale w niej się nie zmieścimy. Musi być powrót do normalności.
J.B: Mówią państwo, że opieka zdrowotna to gorący kartofel przerzucany z jednego rządu do drugiego? Faktycznie to tak wygląda?
A.P-S: Zaczęło się dobrze. Rządy pana Mazowieckiego były korzystne. Grzechem jest jednak zaniechanie. Ostatnie 8 lat to było zaniechanie. Podejmowanie populistycznych decyzji, jak przyspieszenie w procedurach onkologicznych, dało do kieszeni lekarzom rodzinnym, ale nie poprawiło losu chorych. Odwrotnie. Spowodowało to też to, że trzeba było przyjąć masę sekretarek, które będą naliczać. 45 minut kosztowało wypełnienie arkusza chorego. To był ten cudowny pomysł na chorego onkologicznego.
J.B: Może służba zdrowia tak po prostu ma, że niedomaga?
J.F: To stan permanentny u nas, nie w Europie. Mimo wszystko wszędzie ochrona zdrowia jest stabilna i idzie do przodu. Do reformy ochrony zdrowia Niemcy przygotowywali się kilkanaście lat. U nas wywraca się wszystko do góry nogami. Jest pewna ograniczona liczba reform, którą w czasie może przyjąć system ochrony zdrowia. Ta ilość reform została przekroczona. To, że teraz minister mówi, że zmiany będą spokojne, to jest dobry prognostyk. Jest jeszcze jedna rzecz. Ochrona zdrowia nie była do tej pory priorytetem żadnego rządu. Od czasu do czasu minister mówił o porządku i skupiał się na jednej małej działce. Nie tędy droga.