Zapis rozmowy Jacka Bańki z prof. Magdaleną Mikołajczyk, politologiem z Uniwersytetu Pedagogicznego.
Jak pani ocenia całość debaty prezydenckiej? O czym rozmawialiśmy w ciągu ostatnich miesięcy i wczoraj?
- Myślę, że ważniejsze jest o czym nie rozmawialiśmy. W czasie wczorajszej debaty każdy z kandydatów reprezentował prezydencką postawę ”jestem za a nawet przeciw”. Każdy z wyborców jest wyborcą„żaden z powyższych”. Ja bym chętnie zakreśliła taką możliwość. Rozmawialiśmy o rzeczach, których prezydent raczej nie może dokonać. Taki mamy system. Legitymacja prezydenta w Polsce jest zbyt duża a uprawnienia są za małe. Bronisław Komorowski wie, że nie może obiecać góry złota. Mówimy o ważnych tematach, ale ogranych. Na pytanie co zrobić z frankowiczami, każdy kandydat coś odpowiedział. Ważniejsze pytanie by było o to co mają zrobić zatrudnieni na umowach śmieciowych? Oni też chcą kupić mieszkanie. To są te PESEL-e na 8 i 9, które są elektoratem Kukiza.
To znaczy, że Polacy nie wiedzą od czego jest prezydent?
- Mamy zapaść edukacji obywatelskiej. Zapaść, która jest na wysokich piętrach władzy. Jednak mocno dehumanizujemy polityków przez robienie z nich cyrku. Media są pośrednikiem i podkręcają atmosferę. Robimy kolorowe jarmarki, wszyscy się uśmiechają i godowo rozkładają pióropusze. Zapaść ujawniły wybory samorządowe. Dobrze, że przy tych wyborach wyborca wie, że nie może zaznaczyć dwóch kandydatów. Jakie są uprawnienia prezydenckie? Pytam z tego studentów. Oni czasem nie rozróżniają władz ustawodawczych od wykonawczych. Co dopiero, żeby rozróżnili jakie uprawnienia ma prezydent a co do prezydenta nie należy. Parę lat temu student zrobił badania jaka jest zawartość treści populistycznych w obietnicach kandydatów w wyborach prezydenckich. Obliczył to. Wyszło mu, że im wyższe kandydat ma prawdopodobieństwo osiągnięcia najwyższego celu, tym mniej głupot opowiada.
To budujące.
- Tak. Moglibyśmy oczekiwać, że Bronisław Komorowski wie czym pachnie prezydentura. To widać. Jego rywal musi go pokonać. Nie może go pokonać doświadczeniem, więc pokonuje go energią. Każdy z nich ma inny potencjał.
Trochę narzekamy, ale może w trakcie kampanii pani się dowiedziała czegoś nowego?
- Nie dowiedziałam się. Oni nie potrafią włożyć kija w mrowisko i wyciągnąć nowych zjawisk. Krakowski polityk ocenił, że tłuste koty muszą się zabrać do roboty. To strona PO. W przypadku Dudy dowiedziałam się, że nawet prawnicy nie są świadomi prawa w tym kraju. Jak ja bym nie złożyła oświadczenia, że pracuje na drugiej uczelni to by mnie rektor wyrzucił. Wiem, że tak się dzieje na mojej uczelni, straciłam tak ze dwóch kolegów. Nie wiem jak jest na UJ.
Wydaje się, że te narodowe igrzyska pochłonęły wszystkich. Są jednak pomysły, żeby zrezygnować z bezpośredniego wyboru prezydenta.
- Szanuję prawników konstytucjonalistów. Oni nas uratowali w momencie transformacji przed wieloma nieszczęściami. Tego chciały partie, które chciały systemu prezydenckiego. System prezydencki by powodował, że prezydent miałby wiele uprawnień własnych i byłby polityczny, jak prezydent USA czy Francji. Nasi kandydaci powinni być neutralni politycznie. Oczywiście postawienie wczoraj tej chorągiewki Komorowskiemu zwracało uwagę. Sądziłam jednak, że Komorowski powinien ją przystawić Dudzie, kiedy on mówił o Rosji. Każdy z nich należy do obu partii i każdy należy do każdej. To nie jest głupie. Tak powinno być. W systemie parlamentarno-gabinetowym prezydent powinien być neutralny. My powinniśmy patrzeć który prezydent jest bardziej inkluzywny i nie odpycha żadnego ze środowisk. Nawet bardzo skrajnego. Czy to by się udało uzyskać dzięki wyborom pośrednim? Tak. We Włoszech dwie izby wybierają parlament powiększony o po 3 deputowanych z rad regionalnych. W sumie 1003 osoby. Żeby wybrać prezydenta potrzebne jest 2/3 głosów. Głosują ci, którzy głosują na rząd, ponad 50%, ale zawsze jakaś mała partia musi zagłosować za grupą rządzącą. W ten sposób prezydent ma wsparcie nie tylko w swoim układzie, ale zyskuje też poparcie dodatkowych sił. On powinien być rozjemcą. Nie powinien myśleć w sposób zideologizowany.
To taka teoria, że wybory prezydenckie mogą mieć symboliczne znaczenie i przełożą się bezpośrednio na jesienne wybory parlamentarne. Można tak łączyć?
- Strukturalne zmiany zachodzą poza wyborami. To wejście w życie społeczne nowych roczników w określonej sytuacji na rynku pracy. Świat jest otwarty. Oni mogą podróżować i zmieniać swoje życie szukając najlepszego miejsca. To co będzie w wyborach parlamentarnych w pewien sposób zależy od wyborów prezydenckich. Potrzebujemy zmiany, ale niekoniecznie partii. Zmiana może być rozumiana jako następujące na szczytach władzy zrozumienie problemów społecznych, ale także zrozumienia przez społeczeństwo, że rządzący nie są w stanie zaradzić niektórym cywilizacyjnym okolicznościom. To dyskusja, która się toczy w świecie teorii polityki. Na ile państwo ma instrumenty poradzenia sobie z sytuacją społeczną? W kampanii nie padło nic na temat naszego bezpieczeństwa. W kongresie USA dawno nie było wielogodzinnego przemówienia senatora. Wczoraj to się zdarzyło. Mówiły o tym nasze telewizje. Po co ten senator tyle mówił? Żeby przyblokować nową ustawę umożliwiającą inwigilację obywateli. My o tym mało mówimy, ale to by był kij. Tego nie użyli kandydaci. Młodzi ludzie są wrażliwi na zabieranie im praw dotyczących swobodnego poruszania się w cyberprzestrzeni. Wystarczyłoby, żeby któryś powiedział, że prawa autorskie będą mocno przestrzegane to by przegrał z kretesem. Ja się dziwie, że dziennikarze nie postawili takiego pytania. Wplątaliby kandydatów w groźne sytuacje, które nie zostały przewidziane przez sztaby.
Czeka nas zmiana związana z ruchem Kukiza, decyzją dotyczącą referendum ws. JOW-ów? Idzie nowe przed jesiennymi wyborami?
- Moim zdaniem referendum jest zerowym ryzykiem Komorowskiego. Ono jest wiążące jak będzie 50% frekwencji. Nasza średnia to 46%. Referendum to będą konsultacje. Będzie można posłuchać głosu obywateli, ale nie trzeba tego robić. Na to pójdzie tylko kasa, to jedyny zarzut. To krok, żeby posłuchać ludzi. Trzeba uruchomić kanały komunikacyjne inne niż media, żeby ludzi zrozumieć. Ludzie kantują nawet w sondażach. Jesteśmy przesondażowani. W tej chwili ktoś mówi, że zagłosuje na Dudę, ale zagłosuje na Komorowskiego. Wszystko po to, żeby nie zmobilizował się jeden elektorat to powie inaczej. Różne sposoby wysłuchania ludzi są dobre. Jeden kandydat miał taki pomysł, że „my rozwiążemy ten problem, bo powołamy nowy organ”. U Lema było takie opowiadanie, gdzie maszyna, która dostała trudny problem to robiła następną maszynę i tak dalej i żaden problem nie został rozwiązany. Tutaj jestem przeciw.