„Moja historia ze stowarzyszeniem zaczęła się w 2019 roku” – wspomina mecenas Januszczyk. „Samo stowarzyszenie powstało jednak już w 2011 roku. Trafiłam tam jeszcze jako studentka prawa, z poczuciem, że w całej mojej edukacji nikt nie powiedział mi nic o prawnej ochronie zwierząt. Wychowałam się w domu, w którym szacunek do zwierząt był oczywisty, więc brak tej tematyki w programie studiów był dla mnie zaskoczeniem.”
To właśnie to poczucie braku sprawiło, że młoda prawniczka postanowiła działać. Zorganizowała ogólnopolski cykl wykładów online o ochronie zwierząt dla studentów prawa. Dziś zauważa, że sytuacja się poprawia – coraz więcej uczelni tworzy koła naukowe i kierunki podyplomowe związane z prawami zwierząt.
Mecenas Januszczyk podkreśla, że prawnicy zajmujący się ochroną zwierząt mierzą się z ogromnym obciążeniem emocjonalnym.
„To są sprawy bardzo wymagające – nie tylko merytorycznie, ale też psychicznie. Operujemy na przypadkach ogromnego cierpienia żywych istot. Nie każdy jest gotowy, żeby się z tym mierzyć.”
W dodatku, jak mówi, przez lata w środowisku prawniczym panowało przekonanie, że „sprawy dotyczące zwierząt to nie jest poważne prawo”. Słyszała: ‘Nie możesz się zająć czymś poważniejszym niż pieski i kotki?’ – wspomina. – A przecież te sprawy wymagają niezwykłej precyzji i znajomości przepisów. Trzeba potrafić czytać między wierszami prawa, by naprawdę móc coś zdziałać.”
Walka o zmianę systemu
Stowarzyszenie Prawnicy na Rzecz Zwierząt działa w całej Polsce, wspierając zarówno organizacje prozwierzęce, jak i osoby prywatne. Obecnie współpracuje z około 40 prawniczkami i prawnikami, a efektem ich pracy jest ocalenie ponad 1200 zwierząt.
„Naszymi klientami są zwierzęta” – mówi mecenas Januszczyk z naciskiem. – „Pomagamy organizacjom, które często ledwo wiążą koniec z końcem. Nie da się z tego żyć, ale robimy to, bo wiemy, jak bardzo jest to potrzebne.”
Jedną z głośniejszych spraw, w które zaangażowało się stowarzyszenie, była walka przeciwko organizacji „Rodeo” w Gliwicach.
„Występowaliśmy w tej sprawie jako uczestnicy na prawach strony” – tłumaczy Januszczyk. – „Miasto ostatecznie odmówiło wydania zgody na imprezę, a organizator wycofał odwołanie. To był przykład, że opór społeczny ma znaczenie. Dzięki aktywistom i ludziom, którzy nie milczeli, mogliśmy skutecznie działać.”
Dla Januszczyk to dowód, że społeczne zaangażowanie i prawo powinny iść w parze.
„Wierzę, że nasza wspólna świadomość może przynieść realne zmiany w przepisach. Prawo nie jest doskonałe, ale każda ewolucja zaczyna się od społecznego sprzeciwu wobec zła.”
W stowarzyszeniu większość stanowią kobiety, co – zdaniem mecenas – odzwierciedla szerszy trend w ruchach prozwierzęcych.
„Mam wrażenie, że kobiety częściej kierują się wrażliwością i potrzebą zmieniania świata wokół siebie. Ale to się powoli zmienia – coraz więcej mężczyzn angażuje się w tę działalność.”