Książka „Powrót pogubionych rzeczy” Joanny Gromek-Illg to podróż przez mniej znane, intymne i zaskakujące aspekty życia Wisławy Szymborskiej. Fotoopowieść o noblistce, ukazuje całą tkankę emocji, przedmiotów, wspomnień i obrazów, które składają się na portret wyjątkowej poetki. Czy Szymborska naprawdę była wielką miłośniczką kotów? Czy jej dom był pełen kiczu i przedziwnych przedmiotów zbieranych bez ładu i składu? Skąd wzięły się słynne loteryjki, podczas których rozdawała nietrafione prezenty? Joanna Gromek-Illg w rozmowie z Sylwią Paszkowską odkrywa kulisy tych historii, pokazując poetkę jako osobę z poczuciem humoru, dystansem do siebie i głębokim rozumieniem ludzkiej codzienności – także tej zawartej w rzeczach pozornie nieistotnych.
Wislawa Szymborska w Olejnicy, lato 1985 r. fot. Fundacja Wisławy Szymborskiej
Joanna Gromek-Illg podkreśla, że książka powstała również dzięki pracy Michała Pawłowskiego – grafika, którego należy traktować jako pełnoprawnego współautora. Jego graficzna narracja, stworzona z wykorzystaniem znanych materiałów, odsłania Szymborską z zupełnie nowej strony.
Myślę, że Michał Pawłowski w bardzo dużym sensie jest współautorem tej książki – stworzył swoją własną, graficzną opowieść, opartą w większości na znanych materiałach. Zrobił coś niesamowitego: pokazał Szymborską od strony, o której istnieniu w ogóle nie miałam pojęcia. To było dla mnie ogromnym zaskoczeniem i źródłem zachwytu – mówi Joanna Gromek-Illg.
Autorka podkreśla, że tęskniła za książkami obrazkowymi – takimi, które pamięta z dzieciństwa, z lat 60. i 70., kiedy to często ukazywały się tomiki poezji ilustrowane przez wybitnych plastyków. Przykładem może być tomik Staffa „Szum drzew", który był dziełem nie tylko literackim, ale również edytorskim i graficznym. „To była sztuka w formie książki” – dodaje, apelując o powrót do wydawnictw, które łączą tekst z obrazem, dając czytelnikowi wielowymiarowe doświadczenie.
Obrazy jako medium opowieści biograficznej
Gromek-Ilg zaznacza, że „Powrót pogubionych rzeczy” to nie tylko książka piękna wizualnie – to także źródło wielu odkryć. Biografia opowiedziana za pomocą zdjęć, ilustracji i dokumentów epoki staje się bardziej namacalna, prawdziwa. Zdjęcia witryn sklepowych, czasopism, przedmiotów codziennego użytku pozwalają lepiej zrozumieć realia, w jakich żyła Szymborska.
Myślę, że łatwo wpaść w pułapkę kalekiego wyobrażenia, przenosząc współczesną wizję świata na to, co było kiedyś i w ten sposób rozmijać się z rzeczywistością osoby, o której się pisze. Kiedy jednak spojrzałam na ilustracje Szymborskiej do książeczki dla dzieci „Kot w butach", pomyślałam: Boże, przecież ona w pełni realizowała estetyczne trendy swojej epoki – mówi Joanna Gromek-Illg.
Wśród ciekawostek zawartych w książce znajduje się historia o wyborze ścieżki zawodowej młodej Wisławy. W czasie okupacji planowała studiować sztuki plastyczne. Jednak wszystko zmienił wieczór poezji zorganizowany tuż po wyzwoleniu Krakowa, podczas którego swoje utwory czytał m.in. Czesław Miłosz. Ten wieczór wywarł na Szymborskiej ogromne wrażenie – nie tylko estetyczne, ale również egzystencjalne. Był to czas trudnych decyzji: wojna przerwała jej edukację, musiała podjąć pracę, a studia (najpierw socjologia, potem polonistyka) nie dawały poczucia spełnienia. W końcu zdecydowała się całkowicie poświęcić literaturze.
(Dalsza część artykułu i podcast pod zdjęciem)
Joanna Gromek-Illg w Radiu Kraków, fot. Agata Ciechanowska
Romantyczne wątki i nieoczywiste wybory
W rozmowie nie mogło zabraknąć wątku romantycznych relacji Szymborskiej, które – zilustrowane fotografiami mężczyzn obecnych w jej życiu – nabierają w książce zupełnie nowego wymiaru. Joanna Gromek-Illg przyznaje, że mężczyzn było wielu, choć nie zawsze byli to książęta z bajki. Szczególnie wspomina Adama Włodka, męża poetki, którego wygląd i osobowość nie wpisywały się w stereotyp romantycznego bohatera. „Był niski, rubaszny, głośny. Ale coś ją w nim przyciągnęło” – zauważa autorka.
Choć relacja Wisławy Szymborskiej z Adamem Włodkiem zaczęła się od małżeństwa, z czasem przekształciła się w coś zupełnie innego – wieloletnią przyjaźń i głęboką codzienną bliskość. Ich listy ukazują niezwykłą czułość i troskę – Adam jeździł do sanatorium z kawą z ekspresu w słoiczku, poziomkami kupionymi na Kleparzu, a także pomagał jej w prozaicznych sprawach, takich jak szukanie rękawiczek czy dowożenie butów.
Myślę, że Adam Włodek to był jedyny człowiek, który miał dostęp do takiej intymności Wisławy Szymborskiej. Nawet Kornel Filipowicz, którego sama nazywała najważniejszym mężczyzną swojego życia i z którym była wtedy związana, nie miał wstępu do jej bałaganu, do jej szafy – mówi Joanna Gromek-Illg.
Innym ważnym mężczyzną w życiu Wisławy Szymborskiej był Artur Weksler – postać równie tajemnicza, co fascynująca. Związany z poetką intensywną, emocjonalną relacją, był człowiekiem o dramatycznym życiorysie. Jako osoba żydowskiego pochodzenia w czasie wojny przebywał w getcie, z którego udało mu się uciec z matką. Następnie, pod przybranym nazwiskiem, wyjechał do Niemiec na roboty, co było aktem ogromnej odwagi, biorąc pod uwagę jego bardzo semicką urodę. Po wojnie Weksler wrócił do Krakowa, ale zderzenie z powojennym antysemityzmem i trudna relacja z nowym mężem matki skłoniły go do emigracji przez zieloną granicę do Palestyny. Z tej podróży pisał pełne miłości listy do Szymborskiej, które się zachowały, choć odpowiedzi poetki pozostały poza zasięgiem autorki książki – nie udało się ich zdobyć od rodziny Wekslera.
Po latach Weksler, już jako uznany izraelski prawnik i pisarz, wciąż korespondował z Szymborską. Przysłał jej nawet maszynopis opowiadania o ich romansie – wielkiej, nieskonsumowanej miłości, która pozostawiła silny ślad w sercu poetki. Gromek-Illg sugeruje, że to właśnie uczuciowy zawód, jakiego doświadczyła ze strony Wekslera, mógł skłonić ją do wejścia w związek z Adamem Włodkiem.
(Dalsza część artykułu i podcast pod zdjęciem)
Fragment książki „Powrót pogubionych rzeczy”, źródło: mar. prasowe
Obalanie mitów – Szymborska i jej (nie)koty
Jednym z najczęściej powtarzanych stereotypów dotyczących Wisławy Szymborskiej jest jej rzekome uwielbienie dla kotów. Tymczasem – jak wyjaśnia Joanna Gromek-Illg – stosunek poetki do tych zwierząt był co najmniej ambiwalentny. Sama nigdy nie posiadała kota, choć miała okazję opiekować się kotkami Kornela Filipowicza, wielkiego miłośnika tych zwierząt.
W tamtych czasach zajmowanie się kotem było logistycznym wyzwaniem: brak żwirków, brak gotowych karm, konieczność „pożyczania” piasku z piaskownic i gotowania zamrożonych ryb łowionych przez Filipowicza. Często to właśnie na Szymborską spadały te obowiązki, kiedy jej partner wyjeżdżał. Po jego śmierci poetka nie chciała przejąć opieki nad jego kotem – znalazła mu nowy dom przez przyjaciółkę Teresę Walas. Wspominała też, że kot ją pogryzł – nie było między nimi chemii.
Skąd więc przekonanie, że była „kociarą”? Wszystko przez słynny wiersz Kot w pustym mieszkaniu – jedno z najpiękniejszych poetyckich wyznań o stracie ukochanej osoby. Gromek-Illg podkreśla, że najlepsze erotyki Szymborskiej powstały dopiero po śmierci Filipowicza. Poetka, zdaniem autorki książki, nie odważyłaby się pisać o tej miłości za jego życia, obawiając się jego surowej opinii. Kot w wierszu staje się symbolem wspólnego życia i żałoby. Dodatkowo, wiele zdjęć poetki z kotami – w tym jedno z najbardziej rozpoznawalnych autorstwa Joanny Helander – jeszcze bardziej umacniało mit o jej miłości do tych zwierząt. Tymczasem to był kot należący do Andersa Bodegårda, szwedzkiego tłumacza poezji Szymborskiej. Bodegård uchodził za genialnego tłumacza, a jego interpretacje poezji poetki brzmiały – jak sama mówiła – „fantastycznie”, choć nie znała języka szwedzkiego.
Innym mitem, z którym rozprawia się Gromek-Illg, jest rzekome zamiłowanie Szymborskiej do kiczu. Poetka interesowała się tematyką estetyki rzeczy „brzydkich”, fascynowały ją publikacje o kiczu, m.in. książka „Kicz, czyli sztuka szczęścia". Jednak zbieractwo, które do niej przylgnęło, w rzeczywistości miało głębszy sens – było raczej próbą ocalenia przedmiotów z historią niż zamiłowaniem do estetycznego banału.
Zbieractwem zaraziła się od Kornela Filipowicza, który był kolekcjonerem niemal wszystkiego. To stało się ważnym motywem w ich wspólnym życiu – jeździli razem na targi staroci, dużo o tym rozmawiali. Ona kolekcjonowała przedmioty nie ze względu na ich urodę lub jej brak, ale z powodu ich znaczenia – mówi Joanna Gromek-Illg.
Szymborska często otrzymywała w prezencie przedmioty, które były po prostu brzydkie. Nie chcąc nikogo urazić, poetka stworzyła wokół nich rytuał – słynne loteryjki. W ich trakcie, w atmosferze zabawy i śmiechu, przekazywała te obiekty dalej. Zwycięzca losował prezent zapakowany w torebkę chorobową z samolotu, co samo w sobie było zabawnym gestem, a Szymborska wcześniej zgadywała jego zawartość na podstawie kształtu. W ten sposób kicz przekształcał się w zabawę, rytuał i towarzyską grę. Znane są anegdoty o nagrodach takich jak odciągacz do pokarmu (wygrany przez Czesława Miłosza) czy okulary z wyskakującymi gałkami ocznymi, w których również Miłosz został sfotografowany – z uśmiechem na twarzy.
Radio Kraków informuje,
iż od dnia 25 maja 2018 roku wprowadza aktualizację polityki prywatności i zabezpieczeń w zakresie przetwarzania
danych osobowych. Niniejsza informacja ma na celu zapoznanie osoby korzystające z Portalu Radia Kraków oraz
słuchaczy Radia Kraków ze szczegółami stosowanych przez Radio Kraków technologii oraz z przepisami o ochronie
danych osobowych, obowiązujących od dnia 25 maja 2018 roku. Zapraszamy do zapoznania się z informacjami
zawartymi w Polityce Prywatności.