Zapis rozmowy Jacka Bańki z dr. Pawłem Białynickim-Birulą z katedry gospodarki i administracji publicznej Uniwersytetu Ekonomicznego.
22 miejsce Polski w rankingu przejrzystości budżetowej. Co to o nas mówi?
- To mówi, że spełniamy światowe standardy w zakresie jawności budżetowej. Jesteśmy w grupie krajów ze stosunkowo dobrym wskaźnikiem. Jednak patrząc przekrojowo, to balansujemy na granicy. Są pewne elementy wymagające uwagi. Trzeba działań. Najbardziej wyrazistym brakiem jest to, że nie ma w Polsce budżetu obywatelskiego. Jakby to było, to byśmy byli wyżej w rankingu.
Czyli to 22. miejsce to taka średnia tych wyższych stanów?
- Tak. Badania objęły grupę 102 krajów z różnych kontynentów o różnym poziomie rozwoju i zaawansowania procesów demokratycznych. My jesteśmy w części lepiej rozwiniętej. To jednak nie oznacza, że mamy spocząć na laurach.
Z wydawaniem pieniędzy publicznych nie jest najgorzej?
- Raport, który został opublikowany, zawiera 3 rankingi. Jeden dotyczy transparentności budżetowej. Poza tym bada się rozliczalność budżetową. Tu chodzi o budżet państwa. Chodzi o społeczną partycypację i instytucjonalny nadzór nad procesami budżetowymi. To, co jest przedmiotem analiz, to rozliczalność budżetowa, czyli jak władze przygotowują kwestie budżetowe i jak komunikują się z ludźmi. Czy te procesy są jawne czy to jest w gabinetach? Czy te procedury spełniają standardy demokratycznego państwa.
Skoro słyszymy o takich historiach jak ta z udziałem Marcina Dubienieckiego, że jest organizacja pożytku publicznego, która wyciąga z publicznych pieniędzy 13 milionów, to co nie funkcjonuje?
- Gdyby obywatele mieli świadomość, na co są wydawane pieniądze i w jakich wielkościach, to by się pojawiła presja na rozwiązywanie pewnych zagadnień. Jak chodzi o PFRON, to są krytyczne opinie o tej instytucji. Chodzi o informację.
Takie przypadki możemy mnożyć. Jest Kid Protect, fundacja Maciuś. To pokazuje, że mamy nadzór nad finansami, ale coś systemowo kuleje. Co?
- To, czym się zajmuje Open Budget Index i te rankingi, to wyjście od głowy. Tam, gdzie są procedury budżetowe, musi być jawność i partycypacja społeczna. Od tego trzeba budować strukturę. Dopiero potem trzeba się zastanawiać nad poszczególnymi instytucjami.
Za niespełna rok będziemy mieli w Krakowie ŚDM. Nikt nie wie, jak będzie wyglądało finansowanie tej imprezy i ile to będzie kosztowało. Nikt nie wie, ile pieniędzy zbierze spółka powołana przez Kościół. Nikt nic nie wie i zobaczy się później.
- Badania, o których ja mówię, dotyczą budżetu państwa. Jednak podobne reguły powinny być w innych instytucjach. To powinno emanować. Jak chodzi o tę sprawę, to jest to wołanie o przejrzystość. Jest dyskusja, czyli jest zapotrzebowanie na transparentność. Nie przesądzam o kwotach, ale powinna być publiczna debata. Ona chyba jest. Jakby jej nie było, to by znaczyło, że standardy kuleją. Jak już się mówi to można szukać rozwiązań.
Nie przesądzając, kto ma rację, jak pan słyszy, że nie wiadomo, jak to się rozliczy i ile to będzie kosztowało, to są zachowane procedury finansowe czy nie?
- Jak chodzi o tę sprawę, to ja jej dokładnie nie znam. Jest debata i to jest sygnał, że dzieje się dobrze. Społeczeństwo może to jakoś kontrolować. To dobrze.
Pan, jako krakowianin i pracownik katedry Gospodarki i administracji publicznej, jest zaniepokojony, jak pan słyszy takie informacje?
- Zaniepokojony nie jestem. To niższe standardy, które od dawna obowiązują. Władza lubi mieć takie narzędzia, żeby pewne rzeczy robić w gabinetach. To z kolei koliduje z normami społeczeństwa obywatelskiego. Potrzebny jest kompromis. Z jednej strony władza musi czuć, że rządzi, ale muszą być też elementy społecznego nadzoru i rozliczalności budżetowej. Władza działa w imieniu wszystkich. Ludzie muszą być poinformowani i zapytani o preferencje. Muszą być konsultacje.