Zapis rozmowy Jacka Bańki z posłem KO, Pawłem Kowalem.

Nie było zaskoczenia. Do wyborów pójdziemy 15 października. Nie brakowało jednak spekulacji, że będzie to ten ostatni możliwy termin listopadowy, choćby z uwagi na marsz organizowany przez PO 1 października. Emocje z 4 czerwca są do powtórzenia? Wygląda na to, że obóz Zjednoczonej Prawicy się tego nie przestraszył.

- Nie chodzi o to, żeby Zjednoczona Prawica się przestraszyła. Polacy muszą zrozumieć, że jest alternatywa, siła polityczna, która daje szansę na zmianę. To jest apel do tych, którzy są w twardej opozycji i dla tych, którym emocje nie wytrzymują. Widzimy, co wyprawia obecny rząd. Poranne wystąpienie z wczoraj premiera było szokujące. To szansa dla tych, którzy chcą zmiany. Ludzie mają prawo do zmiany. Po to jest w Sejmie opozycja, żeby mieć alternatywę i powiedzieć władzy, że czas na zmianę. Emocje, wielka mobilizacja 4 czerwca, pragnienie zmiany, przekonanie, że najważniejsze sprawy w kraju idą źle - to napędza politykę w okresie wyborów.

Kalendarz jest taki, że ze strony Polski 2050 słychać, że jakby nawet było zaproszenie do wzięcia udziału w marszu, oni nie pójdą na 2 tygodnie przed wyborami w marszu organizowanym przez PO.

- Marsz jest spotkaniem obywateli, wyborców. Nie jest spotkaniem polityków. Oni spotykają się w Sejmie. Każdy polityk będzie mile widziany na marszu. Nie ma biletów wstępu. Jak politycy chcą się spotkać, wiedzą, jak to zrobić. Demonstracja jedności to list i zaproszenie skierowane do każdego obywatela.

Po ogłoszeniu terminu wyborów można powiedzieć oficjalnie, że pan do Sejmu wystartuje z Rzeszowa, a w Krakowie listę otworzy Bartłomiej Sienkiewicz?

- Nic oficjalnie nie można powiedzieć. Oficjalnie nic nie wiemy. Jak będzie moment… W Rzeszowie, Krakowie i wszędzie będą świetni kandydaci. Moje życie to także Kraków. Wszystko inne? Zobaczymy. Będzie dobrze. Władze partyjne zdecydują o momencie. Nie jestem członkiem PO. Nie chcę obwieszczać decyzji partii. Jestem w gościach. Szanuję to.

Był pan, wcześniej Rafał Trzaskowski. Teraz być może Bartłomiej Sienkiewicz. Co się dzieje z krakowską PO, że po raz trzeci będzie tak zwany „spadochroniarz”?

- Nie wiemy, jak będzie. Wszystkie trzy nazwiska są jednak związane z Krakowem. Każdy z nas trzech mógłby wiele o związkach z Krakowem powiedzieć. One trwają dziesiątkami lat. Słowo „spadochroniarz” nie jest odpowiednie.

Jeśli to będzie Rzeszów, tam jest Paweł Poncyliusz. Jak Rzeszów to będzie pan na czele listy?

- O listach nic nie wiem. Przez 5 dni byłem wyłączony. Miałem krótkie wakacje. Pan mnie zaprosił do programu, przyjąłem to. Nie chcę tracić czasu na fantazjowanie o listach.

Wszyscy spodziewają się brutalnej kampanii. Ona odciśnie się na polityce wschodniej? Przed nami powtórka kryzysu zbożowego, czyli wszystko co się wiąże z datą 15 września.

- Rozmawialiśmy o tym kilka razy. Od roku apelowałem do rządu i prezydenta, żeby zaproponować Ukrainie traktat dwustronny. Nie jestem zwolennikiem emocji w polityce międzynarodowej. Relacje były pozytywne, ale one opadają. Dojrzałe państwa zawierają traktat i mówią, że wyprodukujecie więcej zboża, my możemy zarobić na przetwórstwie, tranzycie, dajmy zarobić polskim firmom. Moja filozofia jest jasna. Trzeba pomagać i skorzystać z szans. Nieszczęście, jak wojna, tworzy szanse. Trzeba się postarać, żeby Polska przejęła dużą część bezpiecznego tranzytu nad Bałtyk. Można zdobyć na to środki unijne. Problem w tym, żeby w 1,5 roku przygotować dobre magazynowanie, oznaczenie. Nie zrobiono tego. To miara słabości rządu. Mamy za tym wszyscy zapłacić pogorszeniem stosunków z Ukrainą? Polacy tyle dla tego zrobili. Rząd gra poniżej aspiracji Polaków.

Jest też Konfederacja, której narracja ma wpływ na emocje i stosunki polsko-ukraińskie...

- Jest Konfederacja, emocje, narracje. Ja chcę dać ludziom zarobić. Polacy są u siebie, zaangażowali się, Polska powinna skorzystać. To powinno być gospodarcze podejście. Wszyscy mówią o emocjach, narracjach. To nie jest poważna polityka. Polska, Europa Środkowa stoi wobec zmiany na wagę epoki. My się chcemy pokłócić, bo rząd nie dał rady? Jak rząd nie potrafi zabezpieczyć polskich interesów, następny na 100% to zrobi. Wybory za 67 dni. Następny rząd da radę.

Od dłuższego czasu pan mówi o procesie rozpadu imperium rosyjskiego. Trochę to jednak potrwa. Spodziewa się pan ingerencji w proces wyborczy ze strony Rosji i Białorusi?

- Białoruś jest najbardziej zapalnym punktem. To jasne. Warunki bezpieczeństwa Polski się pogorszyły. Rosjanie rozlokowali głowice z bronią nuklearną. Do tego przenieśli na Białoruś wagnerowców. Nie wiemy, ilu ich jest. Politycznie wygodnie jest Rosjanom powiedzieć, że coś robi Łukaszenka. Jest wiele powodów, żeby bezpieczeństwo traktować poważnie. Nagle ludzie słyszą o helikopterach z Białorusi. Rano mówią, że to było zgłoszone, potem rząd zaprzecza. Cały dzień jest zamieszanie, nie są w stanie ustalić, czy coś wleciało nad polską granicę. Szykuje się nie tylko kampania. Nasza części Europy szykuje się na długą wojnę. Jak rząd może tak traktować bezpieczeństwo? Premier jednego dnia straszy, że 100 wagnerowców napadnie na Polskę i dokona hybrydowego ataku… To niewyobrażalne. Jak przez kilka lat mówić Polakom, że mamy silną armię i potem straszyć 100 wagnerowcami? Jak można nie zauważyć dwóch helikopterów? Kwestia bezpieczeństwa jest kluczowa. Bezpieczeństwo to pięta achillesowa tego rządu. Ludzie tego nie wytrzymają, bo nie są poważnie informowani.

Mamy słowa Łukaszenki o tym, że wagnerowcy chcą wybrać się na wycieczkę do Warszawy lub Rzeszowa.

- Sankcje, spokój, solidarność. Łukaszenka, żeby ochronić swój tyłek przed Putinem, powie najgorsze rzeczy. Wagnerowcy mają prowokować i pilnować Łukaszenki, bo Putin mu nie ufa. Nie słuchajmy propagandystów Kremla. Trzeba się skupić na bezpieczeństwie obywateli. Było za dużo przypadków, gdzie są wielkie defilady, ale nie wiedzą, co wleciało, co spadło. Były rakiety, potem helikoptery. Rząd stara się straszyć Polaków, żeby ich mobilizować wokół siebie. Tak nie należy się zachowywać przy bezpieczeństwie. To kluczowe. Trzeba to sobie opowiedzieć. My to robimy. Donald Tusk mówił Polakom o tym w Legionowie. Poczucie bezpieczeństwa to klucz do rozwoju Polski. Jak nie ma poczucia bezpieczeństwa, zaczynają się problemy wewnętrzne, problemy z migracją i straszenie. Wszystko się bierze z braku poczucia bezpieczeństwa.