Przedwojenny Rzeszów i Nachum
Spotykamy Olę Bilińską na Festiwalu Kultury Żydowskiej. Przyjechała tu z projektem Nachum, poświęconym Nachumowi Sternheimowi. Choć w Polsce niemal zapomniany, jego twórczość nadal żyje w Stanach Zjednoczonych i Izraelu. Impuls do przypomnienia żydowskiego kompozytora i poety wyszedł od Macieja Staszewskiego, miłośnika lokalnej kultury i działacza społecznego z Rzeszowa.
Maciek wymyślił koncert poświęcony Sternheimowi, artyście związanemu z Rzeszowem i Lwowem, który na początku XX wieku pracował także dla przemysłu filmowego w Hollywood. Do współpracy zaprosił muzyków związanych z nową muzyką żydowską, m.in. Mikołaja Trzaskę, Noama Zylberberga, Macia Morettiego i mnie, jako osobę śpiewającą w jidysz. Na czele tego dream teamu stanął Miłosz Pękala, który stworzył tak niesamowity materiał, że szkoda było, żeby skończyło się na jednorazowym projekcie
– mówi Bilińska.
Pierwszy koncert zespołu odbył się podczas festiwalu "Inne brzmienia".
Słodki smutek żydowskich pieśni
Bilińska nie od dziś sięga po żydowskie dziedzictwo muzyczne. Śpiewała kołysanki w jidysz na płycie Berjozkele, a pieśni miłosne na Libelid. Kołysanki oczarowały ją swoją formą- intymną, rytualną, niemal medytacyjną. Jako lingwistka i literaturoznawczyni, Bilińska zauważa, że język jidysz był niegdyś naturalnym elementem warszawskiego krajobrazu.
40 procent mieszkańców Warszawy przed wojną to byli Żydzi, a jidysz był językiem, który słyszało się na ulicy
– podkreśla.
Dla niej śpiewanie w tym języku to próba odkrywania i przywracania warstw tożsamości kulturowej miasta. Dzięki zachowanym dźwiękom i słowom można zbliżyć się do ludzi, ich charakterów, przeżyć i przemyśleń.
„Jestem literaturoznawczynią i dla mnie tekst zawsze był na pierwszym miejscu. W pieśniach żydowskich uderza mnie „słodki smutek”, pogodzenie się z losem, z którym trzeba żyć mimo wszystko. Tak jak na przykład w pieśni „Płacz, panno młoda, płacz”
Bestiariusz z pogranicza
Równolegle z fascynacją muzyką żydowską, Ola Bilińska zanurza się w tradycję polsko- litewskiego pogranicza. Wraz z zespołem Babadag sięga po ludowe opowieści obu narodów. Mieszka w Krasnogrudzie, niedaleko Sejn. Jak mówi, to miejsce głęboko ją ukształtowało:
„Chciałam jak drzewo, zapuścić korzenie w ziemi, a jednocześnie by gałęzie sięgały metafizyki. To miejsce daje mi jedno i drugie.”
Najnowszy materiał Babadag, zatytułowany „Bestiarius”, skupia się na relacjach człowieka z naturą, zwłaszcza ze zwierzętami. W pieśniach pojawiają się archetypiczne postaci: kukułka, jeleń, koń czy pszczoły, symbole głęboko zakorzenione w ludowej wyobraźni. Pieśni polskie i litewskie często mają wspólne źródła i niejednokrotnie bywają wzajemnymi tłumaczeniami. Zdarza się jednak, że niezbyt wiernymi.
„Zestawmy na przykład dwie pieśni o koniu. W polskiej wersji koń jest posłańcem miłości, w litewskiej przynosi wieść o śmierci brata. To są symbole, archetypy, które działają podskórnie w każdej kulturze.”
Ola przyznaje, że nie jest badaczką terenową, lecz twórczynią czerpiącą z istniejących nagrań, śpiewników i zbiorów. Uwielbia sutartines czyli litewskie kanony wielogłosowe z północy kraju. Śpiewa je wspólnie z siostrami Kriščiūnaitė z Wilna.
„Sutartines, choć bardzo stare, potrafią brzmieć zaskakująco nowocześnie. A jak się do nich doda instrumentarium i współczesną wrażliwość… czasem wychodzi z tego wręcz psychodelia.”
Organiczna muzyka i świadome tworzenie
Babadag to dla Bilińskiej nie tylko eksploracja dźwięków, ale też próba odnalezienia harmonii między człowiekiem a światem przyrody.
To muzyka organiczna – tematycznie i brzmieniowo. Chcemy zgłębiać, jak funkcjonujemy w relacji ze światem naturalnym, jako jego część.
Czekamy zatem na na premierę „Bestiariusa” i kolejną porcję muzyki, która jest jednocześnie korzenna, organiczna i metafizyczna. Jak pokazuje Ola Bilińska, tradycja to nie relikt, to źródło.