Od dzieciństwa fascynował się Indianami. Ktoś rzucił: „Ty to jesteś Apacz”, i zostało. Dziś Krzysztof „Apacz” Kwarciński ma 49 lat, jeździ motocyklem, chodzi po górach, spełnia marzenia – i nosi serce… w plecaku. To nie metafora. Wewnątrz ma zamontowaną pompę wspomagania lewej komory serca, która dosłownie utrzymuje go przy życiu.
W 2017 roku wszystko się zaczęło od zadyszki. Apacz nie był w stanie przejść kilku metrów bez uczucia duszności. Podejrzewał przeziębienie. W rzeczywistości miał dwukrotnie powiększone serce. Przez dwa lata leki pomagały utrzymać równowagę, aż do dnia, gdy usłyszał diagnozę: niewydolność serca w stopniu krytycznym. Miał kilka tygodni życia.
W grę wchodziły dwie opcje – przeszczep albo pompa. Do przeszczepu się nie kwalifikował – był zbyt słaby. Pompa to była jedyna szansa, ale… odmówił.
Chciałem wrócić do domu, pożegnać się z rodziną. Profesor Wierzbicki próbował mnie przekonać. W końcu rzucił: „A czy wiesz, że z tą pompą będziesz mógł jeździć motocyklem?” – wspomina Apacz. – I to mnie złamało.
Decyzja zapadła. 9 grudnia 2019 roku, po podtrzymywaniu serca dopaminą, przystąpiono do operacji. Były komplikacje. Profesor Wierzbicki przyznał później, że Apacz na chwilę „odszedł” na stole. Dosłownie ściskał mu serce w dłoniach, żeby je przywrócić. Po wybudzeniu – łzy profesora i okrzyk: „Udało się!”.
To był początek drugiego życia.
Dziś Apacz funkcjonuje niemal normalnie. Nie może jedynie pływać – rana po wyjściu kabla z brzucha musi pozostawać sucha. Poza tym – pełna aktywność. Jeździ motocyklem, chodzi po górach, zwiedza Europę.
Zrealizowałem swoje marzenie – przejechałem Transalpinę w Rumunii z braćmi z klubu motocyklowego. Po chorobie to wydawało się niemożliwe
– mówi.
Obsługa pompy? – Prosta. Dwa razy dziennie raport do szpitala, kilka przycisków, odczyty parametrów. Śpi z plecakiem albo przełącza się na długi przewód, który pozwala odpiąć baterie na noc.
Traktuję to jak część ciała. Jakby mi kończyna doszła – śmieje się. – Bez tego nie ma mnie.
Czy myśli o przeszczepie serca?
— Nie wiem. Ryzyko jest większe, a z pompą czuję się bezpiecznie. Mam alarmy, mam zespół koordynatorów, którzy odbierają telefon 24/7. A przeszczep? Jak się nie przyjmie – nie ma planu B. Jedyna osoba, której zaufam w tej decyzji, to profesor Wierzbicki. Jeśli powie: „Zrób”, zrobię.
Nie był ani razu hospitalizowany od operacji – tylko regularne kontrole. Mówi, że ma wszystko, czego potrzebuje: ukochaną żonę, syna, motocykl i zdrowie.
Resztę można kupić – puentuje z uśmiechem. – To jest moje drugie życie. I zamierzam z niego korzystać.
Lekarze z Krakowskiego Szpitala Specjalistycznego im. św. Jana Pawła II wszczepili od 2015 roku już blisko 170 pomp wspomagających pracę serca – tylko w 2024 roku było ich 20. Dzięki temu pacjenci tacy jak Apacz mogą wrócić do życia, które jeszcze chwilę wcześniej wydawało się niemożliwe.