
Niemczyńska skonstruowała swoją książkę dzieląc opowieść o Mrożku na rozdziały traktujące o miejscach i o ludziach. Jest więc Borzęcin i Kraków, czyli Kraina dzieciństwa. Jest Dom Literatów na Krupniczej, Vence, Paryż czyli świat, Meksyk i Nowa Polska. jeszcze ciekawsza jest historia Mrożka opowiedziana poprzez życie innych ludzi. Rozdziały poświęciła Włodkowi, Lemowi, Błońskiemu czy żonom Mrożka Marze i Susannie. jeden z rozdziałów nosi tytuł Szef. To Witold Gombrowicz, jakże ważny w biografii Sławomira Mrożka.
A wszystko zaczyna się od rozdziału Milczenie, w którym autorka przypomina zmaganie się Mrożka z afazją po udarze mózgu i proces pisania autobiografii , czyli Baltazara . Niemczyńska wspomina dyskretnie, że nie wszystkie fakty w Baltazarze zgadzają się z rzeczywistością i uzupełnia część z nich w swojej biografii.
A na koniec wywiad. Ostatni wywiad przeprowadzony ze Sławomirem Mrożkiem przed jego śmiercią.
Jak mówi autorka w rozmowie z Radiem Kraków, nie bardzo zdawała sobie z tego sprawę, że to miał być ostatni wywiad. Chociaż mogła przypuszczać. Mrożek był w złej formie, miał kłopoty z formułowaniem zdań, ale nie bronił się przed pytaniami i widać było, że bardzo chciał dokończenia tej rozmowy. Tak jakby sam przeczuwał, że to wywiad - pożegnanie.
W Kole Kultury rozmowa z autorką biografii Małgorzatą I. Niemczyńską.

[Posłuchaj: ]
TO, CO SIĘ LUDZIOM PRZYDARZYŁO
Rozmowa z poetą Janem Polkowskim na temat jego poezji z perspektywy „Głosów” – najnowszego tomiku poezji, w którym przemawiają zabici na Wybrzeżu w roku 1970.
Pana wiersze skupiają się na jednej z najbardziej bolesnych historii polskich. Historii ostatnich kilkudziesięciu lat. Czytając „Głosy” przyznaję, że odczuwałam ból. Czy taki ból towarzyszy również poecie?
Myślę, że towarzyszy wszystkim ludziom, którzy zachowują pamięć. Bez pamięci przestajemy być ludźmi. Pamięć odróżnia nas od zwierząt. Najsilniejsza staje się w kręgu rodzinnym, w tej wspólnocie najczulszej, najbliższej. Ale przecież jest silna w innych grupach: narodowych, kulturowych, religijnych. Ci, którzy w tej wspólnocie kiedykolwiek uczestniczyli, nigdy nie zmarli. Ciągle są z nami i do nas mówią. Jeśli mówią do kogoś innego, to my słyszymy ich głosy. Właśnie takie głosy bliskich zamordowanych lub samych zamordowanych zapisałem. Po to, żeby ślad istnienia był widoczny. Ślad żywej, uczestniczącej pamięci.
Są to głosy ludzi, których dotknęły wydarzenia na Wybrzeżu. Na polskim Wybrzeżu. Głosy rodziców, dzieci, różnych pokoleń. Wiersze pisane w pierwszej osobie żeńskiej i pierwszej osobie męskiej, a pod każdym z nich jest… no właśnie jak to nazwać? Narzeczona? 1952? Brat? 1958?
Nasza pamięć obejmuje bardzo różnych ludzi, postaci, wydarzenia i są to osoby, które pamiętamy precyzyjnie. Z którymi możemy rozmawiać o szczegółach naszego życia. Używając sobie tylko znanych słów, wyrażeń, gestów. Natomiast w wypadku ofiar grudnia 1970r. nie jesteśmy pewni czy znamy dokładną listę ofiar, czy wiemy w ogóle o zamordowanych i możemy o nich pamiętać. W dodatku ta zbrodnia była przez wiele lat fałszowana, tak jak wszystkie zbrodnie komunistyczne- zakłamane i sfałszowane. Dzisiaj odkrywane są szczątki na przykład ofiar komunizmu na Łączce w Warszawie. Okazuje się, że ta prawda materialna też koniec końców wychodzi, prawie zawsze na jaw. Znaki zapytania dałem, ponieważ słysząc te głosy nie byłem stuprocentowo pewien… Chciałem zapisać to, co słyszę ale nie jestem ani członkiem rodziny, ani świadkiem tych śmierci i tragedii. Dlatego też mając ten naturalny dystans byłem ostrożny. Trzeba być ostrożnym, bo pamięć nie jest fotografią, nie jest odzwierciedleniem wszystkich możliwych szczegółów i też nie może być absolutnie pewna.
Poruszająca jest również okładka pańskiego tomiku… niedomknięte okna z widokiem typowego krajobrazu Wybrzeża, krajobrazu stoczni…
Dodajmy martwej stoczni. Są to zdjęcia, które oddają coś więcej niż tylko krajobraz. Pokazują miejsca nie tylko wspomnianego przemysłu czy inżynierów, budowniczych. Miejsca które były świadkiem tragedii bohaterstwa Polaków. Niestety są również cmentarzem. Zdjęcia te pochodzą z późniejszego okresu, stąd te wybite okna i martwe dźwigi, które niczego już nie przenoszą.
Ich autorką jest bardzo młoda osoba urodzona w 1982r. w Gdańsku Marysia Gąsecka. Niesamowite, że to dla niej również ważne miejsca oraz że potrafiła wejść w ten klimat, klimat pana poezji…
Wszyscy jesteśmy sobie współcześni. Czasami młodzi twórcy, ale nie tylko młodzi ludzie, po pierwsze uważają, że śmierć nie istnieje. Po drugie, że tylko oni istnieją. Z dziwnym lekceważeniem odnoszą się do wszystkich, którzy są starsi. W jakiś sposób nie istnieją dla nich. Podczas gdy jest zupełnie odwrotnie, Horacy, jest tak samo współczesnym poetą jak młody dwudziestoletni student krakowski. I to jest w kulturze i w istnieniu człowieka, w istocie najważniejsze. Jesteśmy sobie współcześni od pierwszego człowieka do ostatniego.
Co było inspiracją do napisania tomiku właśnie w takiej konwencji?
Wiersze te powstały z takiego poczucia, że nie jest oddana sprawiedliwość tym czasom. Tzn. czasom pięćdziesięciolecia komunizmu w Polsce. Szarej okupacji. Był to czas życia moich rodziców na przykład oraz spory kawałek mojego życia. Bezpośrednią inspiracją był film Antoniego Krauzego „Czarny czwartek”. Zawsze znajdzie się iskra, historia, która spowoduje że jakieś myśli, czy uczucie ożywają. Bardzo cenię ten film. Uważam, że w bardzo dobry i udany sposób oddaje ducha casu. Nie używa wydumanych zabaw czy groteski. Tylko za pomocą zwykłej, ludzkiej historii, rzetelnie i uczciwie ukazuje atmosferę, język i obyczaj to, co się ludziom przydarzyło.
Rozmawiała Barbara Gawryluk.
Redakcja Natalia Dudka.

[Posłuchaj: ]
[]