Rafał Nowak-Bończa: Na początek chciałem panią zapytać, czy jesteśmy u progu wojny z Rosją. Tak ostatnio otwartym tekstem stwierdził rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow. Cytuję: „NATO jest w stanie wojny z Rosją. To oczywiste, nie wymaga żadnych dodatkowych potwierdzeń”. Podobnie wypowiedział się były prezydent i premier Rosji Dmitrij Miedwiediew – wczoraj czy przedwczoraj. Na to wszystko była reakcja na propozycję Radosława Sikorskiego, wcześniej wielokrotnie postulowaną także przez Ukrainę, żeby zestrzeliwać rosyjskie rakiety i drony nad Ukrainą. Czy Polska i NATO powinny się na ten krok zdecydować?
Monika Piątkowska: No, nie ma powodu dzisiaj, żeby twierdzić, że znaleźliśmy się w stanie wojny. To jest zbyt daleko idące twierdzenie. Natomiast rzeczywiście parę dni temu pewna granica została przekroczona, bo po raz pierwszy drony zaatakowały Polskę i NATO. Nie mamy co do tego najmniejszych wątpliwości, że nie była to pomyłka – było to świadome działanie. Było to testowanie, być może prowokowanie, zarówno Polski, jak i wojsk NATO.
I tutaj – po pierwsze – nie ma nic cenniejszego niż bezpieczeństwo Polski i jedność wszystkich Polaków oraz wszystkich sił politycznych. To jest teraz najważniejsze. Nie możemy dać się sprowokować, musimy reagować adekwatnie, tak żeby pokazać Putinowi i Rosji, że Polska i NATO jesteśmy zjednoczeni, jesteśmy gotowi, ale nie damy się sprowokować i nie damy żadnego pretekstu, jeżeli takiego pretekstu Putin szuka czy potrzebuje.
Na wniosek Polski NATO uruchomiło artykuł 4 Paktu Północnoatlantyckiego. Zobowiązuje on państwa członkowskie do konsultacji w sytuacji zagrożenia. I możemy powiedzieć z pełną odpowiedzialnością, że procedury zadziałały. Zestrzelenie i zneutralizowanie dronów jest sukcesem zarówno Polski, jak i sił wojskowych NATO. To jest to, co dzisiaj wiemy na pewno.
Ale co z tymi dronami nad Ukrainą? O tym wspominał minister, wicepremier Sikorski. Wszyscy znawcy Rosji twierdzą, że Putin rozumie wyłącznie język siły i bez twardej postawy wobec Rosji się nie cofnie. Może więc warto się na to zdecydować?
Panie redaktorze, Polska i NATO reprezentują tutaj twardą postawę, bo zareagowaliśmy błyskawicznie. Od razu. Nie jest wykluczone, że te zestrzeliwania również na terenie Ukrainy mogą się pojawić. Nie jest to chyba jeszcze ten moment i takiej decyzji – z mojej wiedzy – na ten moment nie ma. Natomiast rzeczywiście pojawiają się takie sugestie.
Zresztą w internecie pojawia się cała masa różnych teorii spiskowych czy po prostu świadomego działania rosyjskich trolli. I Polki i Polacy nie mogą się tej propagandzie poddać. Nie jest prawdą – i chcę to powiedzieć z pełną siłą – że Ukraina wciąga Polskę w wojnę. Ale też nie jest prawdą to, że nie jest to nasza wojna, że nie dotyka Polek i Polaków. Ta wojna nas dotyka i tak naprawdę dotyka od samego początku.
Mamy do czynienia z wojną informacyjną, mieliśmy do czynienia z mocnym wykorzystywaniem żywności do wojny. I musimy być przygotowani, pokazywać to każdego dnia trollom rosyjskim i Putinowi, że Polska i NATO potrafią zadziałać szybko, skutecznie i stanowczo, ale adekwatnie do określonego zagrożenia w danym momencie.
A jak pani ocenia, jak zachował się Donald Trump po tym nalocie dronów na Polskę? Trump wydaje się robić wszystko, żeby Rosji nie denerwować. Mówił po nalocie, że to mogła być pomyłka, spowalnia dostawy broni na Ukrainę i wymiguje się od nałożenia sankcji. Bo przecież właśnie takim wymigiwaniem się jest jego ostatni list do NATO. Nie sądzi pani?
Panie redaktorze, my oczywiście potrzebujemy sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi, potrzebujemy Donalda Trumpa i mamy świadomość wagi tego sojuszu. To po pierwsze. Po drugie – rzeczywiście Donald Trump prowadzi przede wszystkim swoją politykę, jego zdaniem korzystną dla Stanów Zjednoczonych.
I co on chce uzyskać tym listem i tym swoim działaniem? Chce uzyskać wsparcie Unii Europejskiej – w tym także Polski – do zaangażowania nas w wojnę handlową, którą za pomocą ceł toczy z Chinami. Rola Unii Europejskiej i Polski polega na tym, że dbając o sojusz i dobre relacje ze Stanami Zjednoczonymi, pewnej granicy nie możemy przekraczać. Nie możemy dać się wciągnąć do wojny celnej, handlowej z Chinami.
Wczoraj była wizyta chińska w Polsce. To była dobra wizyta, dobre rozmowy zarówno z ministrem Sikorskim, jak i w kwestii gospodarczej – związanej z tematami żywnościowymi. Odblokowanie możliwości eksportu polskiego mięsa drobiowego do Chin, czyli podpisanie tzw. regionalizacji, to bardzo ważna rzecz. Polska – przypomnę – jest największym producentem drobiu w Unii Europejskiej. Chiny to ogromny rynek zbytu i musimy o te relacje handlowe z Chinami dbać.
Oczywiście mamy świadomość tego, że Chiny grają tak naprawdę w pierwszej lidze, Polska nie jest najważniejszym partnerem chińskim. Niemniej jednak zamknięcie granicy polsko-białoruskiej spowodowało, że zwróciliśmy swoją uwagę mocno na Chiny. Dlaczego? Dlatego, że spora część towarów, które Chiny eksportują do Unii Europejskiej, przepływa właśnie przez Polskę.
Kilka procent zaledwie, wydaje się.
Kilkanaście procent. Zamknięcie tego terminala maszynowej w związku z tym…
Zostanie to zaraz otwarte. Ja bym chciał jeszcze wrócić do sytuacji na Ukrainie i do pogłosek – nie wiem, czy pani nie zna – że właściwie wszystko już zostało ustalone. Że Trump, po tym jak rozwinął czerwony dywan przed Putinem, dogadał się z nim, że te wszystkie ziemie, których Putin chce, dostanie. Czyli te cztery wschodnie obwody Ukrainy. Że powstanie strefa buforowa i tylko teraz Trump musi wymusić to, co ustalił z Putinem, na Wołodymyrze Zełenskim. Czy pani słyszała o takich ustaleniach?
Panie redaktorze, ja już o tym przed chwilą powiedziałam. Internet i przestrzeń medialna są pełne różnych informacji, prowokacji, testów, kłamstw, przekłamań, propagandy rosyjskiej. W związku z powyższym traktujmy bardzo poważnie te komunikaty, które są podawane z oficjalnych źródeł.
Ok, czyli z wiarygodnego źródła takich rzeczy pani nie słyszała. Dobrze, w takim razie zostawmy Rosję i Stany Zjednoczone. Pozostańmy jednak na chwilę przy polityce międzynarodowej. Sama pani mówiła przed chwilą, że Trump postuluje i sam zresztą nakłada także na Europę cła. Tymczasem Unia planuje otwarcie nowego, wielkiego rynku wolnego handlu z krajami Ameryki Południowej – tzw. krajami Mercosur. Pani głośno przeciwko temu protestuje swoją drogą. I pytanie: czy sądzi pani, że Polska ma jeszcze jakiekolwiek szanse, by tę umowę zablokować? I na jaki kraj pani liczy jako nasze wsparcie, bo sami przecież tego nie zrobimy?
Tak, po pierwsze rzeczywiście od samego początku jestem przeciwna zawarciu tej umowy z krajami Mercosur. Dlaczego? Dlatego, że ta umowa jest dużym zagrożeniem dla polskiego rolnictwa. Do końca trzeba walczyć, póki piłka w grze. Głosowania jeszcze nie było – ma się odbyć do końca roku. Czyli mamy czas, żeby jeszcze tę większą mniejszość blokującą budować.
Przypomnę: to jest co najmniej 4 kraje, które reprezentują 35% populacji Unii Europejskiej. Francja była i jest – i to chcę wyraźnie powiedzieć – przeciwna podpisaniu umowy w obecnym kształcie. Dlaczego? Dlatego, że stanowi to również zagrożenie dla francuskiego rolnictwa. Polska i Francja potrzebują jeszcze co najmniej czterech krajów.
Mocno zabiegaliśmy o Włochy. Dziś wszystko wskazuje na to, że Włochy nam odpływają – że jednak, mając też inne interesy, nie tylko związane z rolnictwem, ale również z przemysłem, są bardziej za podpisaniem tej umowy niż przeciw. Węgry, Słowacja, Irlandia – tutaj jeszcze trwają rozmowy. Austria również jest skłonna nas poprzeć.
Gdyby udało nam się pozyskać Włochy, spalibyśmy spokojnie. Na razie takiej pewności nie ma. Na dziś raczej trudniej nam będzie tę mniejszość blokującą zbudować niż parę miesięcy temu. Ale ja cały czas stoję na stanowisku, że do ostatniego dnia powinniśmy o polskie rolnictwo walczyć.
Jak się okaże, że tej mniejszości blokującej nie zbudujemy, będziemy musieli mocno naciskać na to, aby rozwiązania chroniące polski rynek rolny zostały wprowadzone. Suwerenność żywnościowa – zwłaszcza w kontekście tego, o czym rozmawialiśmy, panie redaktorze, czyli tego, co się dzieje z naszą wschodnią granicą, a dotyka nas coraz bardziej i bezpośrednio – jest równie ważna jak bezpieczeństwo militarne czy energetyczne. To ważny element bezpieczeństwa Polski i Unii Europejskiej.
Wróćmy do polityki krajowej. Minister Sprawiedliwości odwołał właśnie 25 prezesów i wiceprezesów sądów. Jak sam przyznaje, zrobił to z pominięciem opinii „nieprawidłowo ukształtowanej” Krajowej Rady Sądownictwa, choć przepisy mówią jasno, że opinia KRS jest wymagana. Czy minister Żurek postąpił właściwie?
Panie redaktorze, minister Żurek wszedł do ministerstwa z jasnym planem, z dużą energią i determinacją. Rzeczywiście odwołał 25 sędziów – pomimo negatywnej opinii kolegiów i 20 z tzw. pozytywną opinią.
Stanowisko ministerstwa i ministra Żurka jest jednoznaczne i w oficjalnym komunikacie też mocno wyrażone. Pada tam stwierdzenie, że nie można pozostawiać na stanowiskach osób, które uczestniczyły w upolitycznionej procedurze awansowej przed nieprawidłowo powołaną KRS. Wiemy, że przez lata rządów Prawa i Sprawiedliwości w naszym kraju wprowadzono bardzo duży chaos – upolityczniono wymiar sprawiedliwości, a przynajmniej podjęto wiele prób, aby go upolitycznić.
Minister Żurek działa naprawdę w trudnych uwarunkowaniach prawnych, w dużym chaosie. Ale ja wierzę i w jego mądrość, i w jego determinację. Bardzo się cieszę – szanując dorobek ministra poprzedniego, Adama Bodnara – że pan minister Żurek z taką nową energią i siłą wkroczył.
Jeszcze na sam koniec, bo mamy bardzo mało czasu, chciałem zapytać, co zrobi obecna koalicja rządząca, gdy wiosną przyszłego roku upłynie kadencja sędziów Krajowej Rady Sądownictwa. Czy państwo ją obsadzą na podstawie pisowskich, niekonstytucyjnych przepisów, czy pozostawią bez obsady, tak żeby nowa władza mogła zrobić, co chce z KRS?
Panie redaktorze, mamy jeszcze trochę czasu, żeby podjąć decyzję w tej sprawie, także dzisiaj nie udzielę jednoznacznej odpowiedzi. Na pewno działania, które zostaną podjęte przez koalicję rządzącą – i o tym mogę zapewnić Polki i Polaków, i Krakowian – będą podejmowane zgodnie z prawem.