Zapis rozmowy Jacka Bańki z księdzem Jackiem Prusakiem, jezuitą, a jednocześnie psychologiem i psychoterapeutą.
Jak ksiądz przyjmuje decyzję papieża Franciszka, że krzyż w rzymskim Kolosem będą niosły jednocześnie Ukrainka i Rosjanka?
- Jest to dla mnie dwuznaczny przekaz. Z jednej strony staram się zrozumieć papieża i doceniam jego wysiłek. On chce pokazać, że wojna ma ofiary po obu stronach. On chce wskazać na rodziców tych młodych żołnierzy wysłanych na wojnę, której nie chcieli. Papież chce podkreślić ból kobiet, które nie mają na to wpływu. Z drugiej strony to przekaz, który może prowadzić do wniosku, że Rosjanie i Ukraińcy są ofiarami, a nie, że Ukraina została najechana przez Rosję. Rozumiem ten gest, ale byłby bardziej zrozumiały, jakby były słowa papieża, że Putin jest agresorem i to wojska rosyjskie najechały Ukrainę. Tak się zrównuje cierpienie ofiar. Trochę mnie ten gest niepokoi. Z drugiej strony papież uważa, że mamy trzecią wojnę w kawałkach. Za nią odpowiedzialne są siły, których wprost nie chcemy wskazać. Rozumiem to. Dla niego nie ma lepszych i gorszych ofiar. Ci, którzy giną, są ofiarami. Przez ten religijny symbol on chce to podkreślić. Od strony ludzkiej jednak trzeba pamiętać, że może to gorszyć i wywoływać wątpliwości ludzi wierzących.
Dlaczego do tej pory nie było jednoznacznego potępienia agresora?
- Wszyscy chcemy wiedzieć, dlaczego papież Franciszek... On jest świadomy krytyki pod jego adresem. On tego jednak nie robi, publicznie nie mówi o swoich racjach. Najprościej byłoby powiedzieć, że Watykan przyjął taką politykę, że nie wskazuje agresora, zachowuje postawę mediatora między walczącymi. Tak się zachowywali papieże także wcześniej przy I wojnie światowej, którą spowodowały kraje chrześcijańskie. Polityka Watykanu jest właściwa? My jesteśmy przyzwyczajeni do spontaniczności papieża, mamy wojnę tuż za plecami. Chcemy zdecydowanej postawy papieża. Stąd nasze wątpliwości. Dla niego ważne jest to, że jako pierwszy papież od XI wieku nawiązał relację z patriarchatem moskiewskim. On się może nie zgadza z Cyrylem, ale nie chce, żeby wojna zaprzepaściła ten wysiłek ekumeniczny. Walczą chrześcijanie, jest konflikt między prawosławiem rosyjskim i ukraińskim. Trudno powiedzieć, czemu papież tak się zachowuje. Nie ma oświadczenia. Trzeba to rozumieć w kontekście polityki Watykanu.
W jakiś sposób postawa Cyryla I zmienia dziś spojrzenie na ekumenizm?
- Zmienia nie tyle spojrzenie na ekumenizm, co na dialog z prawosławiem rosyjskim pod rządami tego patriarchy. Nie wszyscy prawosławni zgadzają się z nim. Przestają go nawet wymieniać w kanonie. Jest zerwana więź. Papież nie może być stroną w konflikcie. To nie jego spór. Cyryl nie stracił wpływów, ale wiemy z deklaracji, że niektórzy się od niego odcinają. Robią to też biskupi prawosławni z Polski. Oni byli sympatykami Moskwy, ale tu jest jasne stanowisko. Oni od polityki Cyryla się odcinają.
Jakie znaczenie miałaby wizyta papieża w Kijowie? Są dwie opcje: albo wizyta na Ukrainie, albo wizyta w Polsce. Te dwie wizyty miałyby to samo znaczenie? Mamy ponad 2 miliony uchodźców w naszym kraju.
- Miałyby znaczenie, ale dla kogo i w czym? My oczekujemy, że jak papież przyjedzie na Ukrainę to Rosja się wycofa? Nie zrobi tego. Dla Putina papież nie jest autorytetem. Jakby przyjechał do Kijowa, spodziewamy się, że jego obecność i słowa wlałyby ducha zachęty Ukraińcom do obrony. On tego nie robi w taki sposób, nie widzi się w takiej roli, żeby zachęcać do wojny. Przyjazd do Polski i kontakt z uchodźcami miałby inne znaczenie. Byłoby to duchowe wsparcie ofiar. Miałoby to większy sens. Obecność papieża fizycznie wśród ofiar ma znaczenie, ale nie spodziewam się, że jego przyjazd zmieni nastawienie Putina i przekona jego zwolenników, żeby się wycofać.
Na ile czas Wielkanocy może być w Polsce trudny dla uchodźców? Oni są w większości wyznania prawosławnego, greckokatolickiego.
- Będzie trudny, bo nie będą mieli spokojnych świąt. Będą to święta na obczyźnie, wśród obcych ludzi, w atmosferze cierpienia i niepewności. Nie będą to dla nich normalne święta. W skali globalnej będą to inne święta. Jest trauma wojenna ludzi. Ona wpływa na psychikę i religijność. Na pewno będą to inne święta, święta trudniejsze. W treści świąt jest, że dobro zwyciężyła zło. Konflikty się w końcu kończą. Może to wleje w nich nadzieję. Tego im życzę.
Mamy też zapewnienia, że będą organizowane święta lokalnie tydzień później dla uchodźców, także w Krakowie. Dotknął ksiądz sprawy wpływu traumy na postawy religijne. Jak trauma wpływa na religijność człowieka? Możemy uogólnić?
- Możemy. Albo osoba dzięki wierze odnajduje siłę do radzenia sobie, albo trauma kwestionuje jego wiarę, wzbudza wątpliwości, zmusza do porzucenia wiary. Zależy to od wielu czynników. To predyspozycje indywidualne, stopień traumy, stopień wcześniejszej religijności. Może być tak i tak. Religia może pomóc, albo utrudnić radzenie sobie z traumą. Żeby poradzić sobie ze skutkami traumy, niektóre osoby porzucają wiarę.
Wiele wskazuje na to, ze w czasie, gdy katolicy będą świętować, Rosja zaatakuje mocniej. O co ksiądz by zaapelował do wiernych w tym trudnym czasie?
- Żeby nie tracili nadziei, wspierali się i pamiętali, że przeżywają święta, które mówią o katastrofie, która dobrze się skończyła. Trzeba zachować solidarność między sobą. Wierzący-niewierzący, katolicy-prawosławni. Od tego wiele będzie zależało.