Zapis rozmowy Jacka Bańki z prezydenckim ministrem do spraw zagranicznych, Krzysztofem Szczerskim.
Polska jest jednym z krajów bez litości. Jak pan przyjmuje tę krytykę naszego państwa związaną z przyjmowaniem uchodźców?
- Łatwo jest rzucać takimi sloganami. Pomyślmy jednak, czy Polska jest do tego przygotowana. Co możemy zaoferować tym uchodźcom? Czy mamy polityki, które mają ich zintegrować z naszym społeczeństwem? Mieliśmy kłopot z przerzuceniem do Polski wojennych Polaków z Donbasu. Od lat nie rozwiązaliśmy problemu repatriantów ze wschodu. Był przecież program, gdzie każda gmina miała przyjąć jedną rodzinę. To się nie udało a to byli Polacy. Problem i dyskusja powinna skupić się na innych zagadnieniach. Czy możemy oferować tym ludziom osiedlenie się nie przez politykę azylową, ale przez urzędy pracy? Może oferować miejsca pracy, których nie chcą Polacy? Wtedy integracja jest inna. Od początku dajemy pracę ludziom, którzy chcą zamieszkać tu na stałe. Jak zaczniemy przyjmować ludzi, którzy nie chcą w Polsce być, albo nie będziemy mieć systemu asymilacji, to będzie to leczenie objawów a nie problemu. Nie dyskutujemy na poważnie o tym, o czym mówił prezydent Duda w Krynicy. Nie mówimy o zwalczaniu źródeł tego exodusu. Źródła są ponure, to siatki przemytnicze, które wykorzystując ludzi, zarabiają pieniądze. Potem piorą te pieniądze w systemach bankowych w Europie.
Mówi się, że ci przemytnicy zarobili 14 miliardów euro. Z drugiej strony są wyliczenia, że utrzymanie uchodźców kosztuje nas niecały grosz. Minister Kosiniak-Kamysz mówi, że nie byłoby problemu ze nalezieniem dla nich zatrudnienia, którego nie chcą Polacy. Dla kilku tysięcy osób znalazło by się miejsce.
- Proszę mi zatem powiedzieć, dlaczego przez 8 lat rządów PO nie sprowadzono do Polski żadnej rodziny ze wschodu, jeśli to nie jest problem? Ci ludzie błagają a ten program jest zarzucony. Jak to jest tak proste, to czemu nie słyszymy tych ludzi ze wschodu? To nie jest takie proste, szczególnie jak mówimy o ludziach, którzy nie wybierają Polski. Jak ich mamy nie wypuszczać, zachowując jednocześnie ich godność i wolność wyboru? Mamy im kazać być tam, gdzie nie chcą? Tych pytań jest tak wiele, że hasłami tego się nie da zrobić. Potrzebna jest odpowiedzialność. Pani premier musi powiedzieć, jak idą te negocjacje. Ja się obawiam, że dzisiaj ona już szuka tylko partnerów, żeby podzielić się decyzją, którą już podjęła.
Z drugiej strony słyszymy głosy publicystów, którzy mówią, żeby prezydent Duda zorganizował dyskusję. Niech wspólnie zostanie wypracowany model pomocy tym osobom. Może to powinno być po stronie prezydenta?
- Wszystkie instrumenty polityki azylowej i zatrudnieniowej są w rękach rządu. Oczekujemy jasnej deklaracji od pani premier. Dzięki temu my się będziemy mogli odnieść do realiów. Inaczej będzie to teatr i zaciemnianie obrazu.
Może powinien się na to zdecydować prezydent, który ma wielki kredyt zaufania?
- Pan prezydent przedstawił swoje zdanie w Krynicy. Teraz oczekuje deklaracji od rządu. Pełnej wiedzy nie mamy. Jak rząd zrealizuje decyzje? W którą stronę idziemy? Wtedy będzie pole do oceny.
Są różne dyskusje odnośnie do uchodźców. Słychać na przykład, żeby przyjmować tylko chrześcijan. Pan się boi muzułmanów?
- Mamy w Polsce muzułmanów.
Ale niewielu.
- Z wielką przyjemnością odwiedzam Kruszyniany i Tatarów. Mamy tradycje wielokulturowości. Problem polega na czym innym, żeby nie tworzyć gett wyznaniowych w Polsce. Ludzie nie mogą być skoszarowani w jednym miejscu, bo obiecaliśmy, że oni z Polski nie wyjadą. Jak będziemy tworzyć specjalne ośrodki skoszarowania grup, żeby one były w Polsce wbrew swojej woli, to jest to tworzenie iluzji. To może przynieść kłopot. Widzimy to po imigrantach ze wschodu. Są setki tysięcy ludzi, którzy przyjechali z Ukrainy, nie w ramach polityki azylowej. Oni nie potrzebują azylu. Oni szukają przyszłości. To setki tysięcy ludzi. Oni mieszkają między nami, bo to był ich wolny wybór. Ci, którzy chcą dalej jechać, to jadą na zachód. Ci, którzy chcą wracać na Ukrainę, wracają. To normalna wymiana ludzi. Polska jest na to otwarta. Polityka przymusowego kwotowania jest fałszem.
Wyznaniowe getta byłyby dla nas niebezpieczne?
- To nieludzkie, żeby im powiedzieć, że przyjmiemy ich do Polski pod warunkiem, że nie wyjadą. A jak wyjadą, to złapiemy i przywieziemy znowu. To leczenie objawów. Albo traktujemy tych ludzi godnie i pozwalamy im się osiedlić, gdzie chcą, albo traktujemy ich jak intruzów i dzielimy między siebie a potem zamykamy w ośrodkach. Byłem koło Calais w tym ośrodku, który jest tam przygotowywany. To wygląda dramatycznie. To metalowe baraki dla kobiet, namioty dla mężczyzn i 4-metrowy płot, zaorana ziemia i kolejny płot. Wie pan, jak oni nazywają ten ośrodek? Dżungla. To nie jest pomoc. To szykowanie problemów.
Pan u siebie przyjąłby rodzinę uchodźców?
- Nie miałbym z tym problemu, pod warunkiem że mógłbym im zaoferować coś więcej niż dach. Jakbym wiedział, że oni są tu z własnej woli, mają pracę i są szczęśliwi to tak. Nie chodzi o slogany czy popisywanie się. Chodzi o to, żeby wszystkim, którzy wybiorą Polskę, zaoferować pomoc przez asymilację i pracę. Wobec wielu takich uciekinierów ze wschodu, jesteśmy otwarci. Nie jesteśmy narodem bez serca. Może to właśnie my chcemy rozwiązywać to odpowiedzialnie.
Słyszymy deklaracje różnych znanych osób, na przykład Lecha Wałęsy, którzy mówią, że nie mieliby problemu z przyjęciem uchodźców pod własny dach, pod warunkiem że wszystkie inne warunki byłyby spełnione.
- Tak. Pomoc ludzka jest naszym obowiązkiem. Nie twórzmy jednak iluzji. Bezpieczeństwo i odpowiedzialność wobec własnego społeczeństwa to nasze zadanie. Musimy też godnie traktować tych ludzi. Chodzi o szacunek. Nim się musimy kierować.