„To wciąż scenariusz bardziej political fiction niż realny plan - bo oczekiwania stron są radykalnie sprzeczne” - mówi w Radiu Kraków dr Marcin Kędzierski z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie. Ekspert nie ma wątpliwości: ostatnie spotkanie przywódców w Białym Domu było potrzebnym pokazem jedności, ale nie przełomem, który zbliża nas do pokoju w Ukrainie.
Mamy dziś trzy obozy: „koalicję chętnych”, gotowych wysłać żołnierzy (Francja, Wielka Brytania, Litwa), „koalicję niechętnych” (m.in. Niemcy, które odrzucają możliwość obecności Bundeswehry na Ukrainie) i „koalicję jawnie wrogich”, z Rosją, która w ogóle nie dopuszcza myśli o obecności zachodnich wojsk. „Rosja mówi o pokoju, ale de facto chce przejąć kontrolę nad Ukrainą. Ukraina walczy o przetrwanie, Europa liczy na amerykańskie gwarancje, a Amerykanie chcą gwarancji europejskich. Tego się nie da pogodzić” - podkreśla dr Kędzierski.
W ocenie eksperta, zmiana w Białym Domu nie przyniosła realnej zmiany polityki USA. Broń i pieniądze płyną do Kijowa, ale w ilościach wystarczających jedynie na przetrwanie, nie na zwycięstwo. Wojna od trzech lat ma charakter pozycyjny, a kolejne spotkania Zachodu przypominają „taniec w kółko”: fala nadziei, rozczarowanie i powrót do punktu wyjścia.
Decyzje liderów europejskich - jak zaznacza dr Kędzierski - coraz mocniej determinują krajowe nastroje polityczne. W Niemczech rośnie poparcie dla AfD, co blokuje ambitniejsze ruchy rządu. Francja tradycyjnie sięga po instrumenty militarne, by wzmocnić swoją pozycję w UE. Włochy pod rządami Giorgii Meloni zaskakują stabilnością i zyskują sympatię Donalda Trumpa, Finlandia gra rolę „dobrego klimatu” w rozmowach z prezydentem USA, a Wielka Brytania zmaga się z kryzysem po Brexicie.
„To spotkanie niczego nie przełamało. Ale jedność Europy i tak trzeba pokazywać, bo Moskwa gra na jej rozbicie. Tyle że ta jedność to wciąż fasada, a wojna trwa” – mówi dr Marcin Kędzierski.