Zapis rozmowy Jacka Bańki z prof. Jerzym Hausnerem z katedry gospodarki i administracji publicznej Uniwersytetu Ekonomicznego.
Na Forum Ekonomicznym, powracając do własnej publikacji sprzed lat, mówił pan, że niczego nie potrafimy zrobić dobrze i do końca. Stajemy wobec potrzeby przedefiniowania naszej polityki migracyjnej. W jaki sposób to robić?
- W Polsce nigdy nie było polityki migracyjnej. Mieliśmy czas na zastanowienie się, jak będziemy reagować na takie zjawiska. Nie było politycznej wyobraźni, by zdać sobie sprawę z ryzyka. Zadziałał nasz deficyt, że państwo nie dysponuje suwerenną myślą strategiczną. Nie ma ośrodka takiej myśli. Jak do tego dochodzi przywództwo bez wyobraźni politycznej, to jesteśmy skazani na krótkowzroczność i działanie doraźne. Pytanie jak absorbować imigrantów, także ekonomicznych? Nie tylko uchodźców politycznych. Czy możemy wypracować taką politykę? Na czym ona powinna polegać? Grozi nam przypływ. Pomyślmy, jak z tym sobie zaradzić, żeby umieć na wszystkich poziomach, to problem parafii, szkoły, uczelni, gminy, państwa, rządu i służb bezpieczeństwa, sobie z tym poradzić. Zamiast toczyć spór, powinniśmy zdobyć się na wypracowanie długofalowej polityki w tym zakresie. Jest późno, ale lepiej późno niż wcale.
W tej debacie wokół kryzysu migracyjnego przeważa narracja, że ci ludzie to zagrożenie. Nie możemy patrzeć na te osoby, jako na szansę?
- To, że to jest zagrożenie, to jest oczywiste. Ale jak powiemy, że to zagrożenie, to ono zniknie? Jest pytanie, w jaki proces społeczny chcemy włączyć tych ludzi pamiętając, że oni będą chcieli zachować swoją tożsamość. My musimy pomóc im się tu osiedlić. Trzeba się zastanowić, jak do tego włączyć przedsiębiorców, gminy, szkoły i instytucje. Nie da się tego inaczej zrobić, tego nie zrobi premier. Jednak od prezydenta, premiera i rządu należy oczekiwać wypracowania strategii i sposobu rozmowy z obywatelami. Dzisiaj jesteśmy straszeni. Lęk rodzi paraliż. My chcemy problemu uniknąć. Zachowujemy się jak dzieci. Nie unikniemy tego. Nie ma prostych odpowiedzi. Będziemy się uczyć na błędach, ale warto zobaczyć, jak w innych krajach radzi sobie pomoc społeczna. Nie chodzi o to, żeby oferować środki i mieć spokój. Chodzi o to, żeby tych ludzi włączyć w krwiobieg społeczny i gospodarki. Wtedy to nas wzmocni. Inaczej będzie jadziło.
Przy okazji kryzysu media przypominają lata 60. w Niemczech jak witano milionowego imigranta z Portugalii. Podkreślana jest rola pracownika spoza Niemiec w budowaniu gospodarki niemieckiej. Można to jakoś przełożyć na nasz grunt?
- Czym innym jest ten dzisiejszy exodus. On jest związany z napięciami politycznymi i tak skrajnie różnymi warunkami życia. Tego nie da się zatrzymać. Ta fala nas nigdy nie dotyczyła. Ona szła w kierunku Francji i Hiszpanii. W takiej Hiszpanii sobie radzili. Rząd hiszpański potrafił prowadzić z jednej strony politykę wzmacniania rozwoju Maroka i Tunezji i nie hamował migracji zarobkowej. Oni to traktowali jako szansę, o ile to nie było gwałtowne. My też musimy się tego nauczyć. Z naszego punktu widzenia Ukraińcy są odpowiednikiem tych Portugalczyków. Nam jest się nawet łatwiej porozumieć. Jak widać ta współobecność Ukraińców u nas, jest ich ponad 200 tysięcy, nie wywołuje napięć. Dzisiaj nam nie powinno zależeć, żeby Ukrainiec sprzątał. Tam są ludzie inteligentni. Dobrze by było, żeby oni byli włączani w działanie instytucji, które dają siłę rozwojową. Będziemy mieli przed sobą katastrofę demograficzną. Nie powinniśmy się wystrzegać ludzi, którzy mogą dzisiaj stanowić ważny element zasobów pracy. Nie możemy ich jednak skazywać na gorsze warunki. To nam będzie szkodzić.
Mamy poszczególne akty jak burmistrza Wadowic, który chce przyjąć rodzinę syryjską. Są krakowskie uczelnie, które też przyjmą studentów.
- Takie gesty są potrzebne ze względu na chaotyczną debatę. Niezrozumiałe jest licytowanie się na strach i poczucie zagrożenia. Z drugiej strony nie tego rodzaju działania są potrzebne. Dzisiaj potrzebujemy działań polegających nie na tym, że kogoś się zaprosi. Nawet jak się kogoś nie zaprosi, to on się pojawi. Jak się pojawi, to z czym się zetknie od strony sąsiada czy władzy? Nie chodzi o otwieranie drzwi i zapraszanie, bo jesteśmy życzliwi. Chodzi o to, żeby zdać sobie sprawę, że ci ludzie się pojawią. Kiedyś stragany były opanowane przez Rosjan. Chodzi o to, żeby nie traktować tego jak incydent. To będzie nasze przyszłe funkcjonowanie i będziemy musieli ze sobą współżyć. Tolerowanie to za mało. To oznacza, że nie będzie konfliktu. Nam powinno zależeć na włączaniu tych ludzi w funkcjonowanie naszego społeczeństwa i gospodarki. To wymaga wysiłku, na przykład zorganizowania nauki języka polskiego. Tak jest na północy. Trzeba tam podjąć naukę języka a my to ułatwiamy. To jest właściwa polityka. Ona polega na aktywności. Jak tego nie potrafimy zrobić, to skazujemy się na poważne problemy i napięcia, na które potem można reagować. Czasami to jednak będzie bardzo trudne. Jak ktoś sądzi, że to jest proste, to niech zobaczy, jaki problem mają Słowacy czy Czesi we współżyciu z Romami. Oni tam są od wieków. Te problemy będą czasami trudne. Trzeba się tego nauczyć a nie stworzyć getto. Na końcu otoczymy getta murami? Nie możemy dać się zagonić w lęku. W kryzysie jest wyzwanie, zagrożenie i szansa.