Jacek Bańka: Zacznijmy od tego, czego w Krakowie jeszcze nie widzieliśmy. Od odwołania rektora Uniwersytetu Komisji Edukacji Narodowej, odwołania przez ministra nauki. To w świecie akademickim rzecz wyjątkowa?
Profesor Jedynak: Cały czas wyjątkowa, dlatego że jeśli sięgniemy pamięcią do kilku lat wstecz, czyli do czasów, kiedy szkolnictwo wyższe w Polsce podlegało tak zwanej ustawie 2.0, to jest to dopiero trzeci przypadek odwołania rektora szkoły wyższej. Każde takie odwołanie wywołuje dyskusję o rolę autonomii i relacje między systemem prawnym a autonomią.
Jak się ma ta decyzja do tej autonomii uczelni? Czy tutaj została jakoś naruszona, czy nie?
Profesor Bednarczyk: Nie będę wyrokował na temat przekroczenia lub nieprzekroczenia uprawnień ministra i naruszenia czy nienaruszenia autonomii tamtejszej uczelni. Oczywiście decyzja ministra, tak jak profesor Jedynak wspomniał, zawsze będzie wywoływać niepokój, bo jest to decyzja od strony organu nadzorującego pracę uczelni. Ja nie zauważyłem żadnych oznak naruszenia niezawisłości uczelni. To też nie było zrobione przeciwko społeczności tamtej uczelni. O ile ja dobrymi informacjami dysponuję.
To nie jest pierwsza taka sprawa od momentu wejścia w życie ustawy 2.0 przygotowanej przez Jarosława Gowina, ale pierwszy chyba tak spektakularny przypadek. Czy panowie rektorzy nie obawiają się, że to może się okazać precedensem, który również z powodów politycznych może pociągnąć za sobą kolejne, jeśli nie teraz, no to przy kolejnych układach politycznych?
Profesor Ziębicki: Nie mam takiej obawy. Myślę, że to jest taki pojedynczy przypadek w naszej społeczności rektorów uczelni publicznych. Musimy pamiętać o tym, że właścicielem uczelni publicznych jest państwo i jego reprezentantem jest minister nauki i szkolnictwa wyższego. Jesteśmy finansowani ze środków publicznych, więc i zobligowani do określonych zachowań, do przestrzegania najwyższych standardów prawa.
Profesor Jedynak: My oczywiście jako przedstawiciele środowiska akademickiego jesteśmy zwolennikami autonomii uczelni, ale autonomii rozumianej jako swoboda wyboru zainteresowań badawczych, swoboda sposobu prowadzenia nauki. Natomiast jednocześnie, jak to już wspomnieli koledzy, musimy pamiętać, że jesteśmy reprezentantami uniwersytetów publicznych i musi być mimo wszystko jakiś system nadzoru nad naszą działalnością, bo autonomia bezwzględna oznaczałaby pełną swobodę działalności rektora. Ważne w tej sprawie krakowskiej jest to, że sygnały i dowody związane z brakiem zgodności z przepisami prawa, po pierwsze nie były epizodalne, a po drugie były potwierdzone wyrokami sądów. I o ile dobrze pamiętamy, to nie była inicjatywa ministra nauki, żeby odwoływać rektora. To była reakcja na liczne głosy środowiska akademickiego, które miejscami było bezsilne
Jacek Bańka: Temu odwołaniu rektora towarzyszył jednak spór polityczny. To znaczy część sceny politycznej była oburzona, część chwaliła decyzję ministra. Czy to może spowodować, no, powiedzmy sobie taki efekt wahadła przy kolejnych zmianach, powiedzmy sobie władzy?
Profesor Ziębicki: No, ja się raczej nie boję takiej sytuacji. To był skrajny przypadek, sytuacja, która od dłuższego czasu była nagłaśniana w przestrzeni publicznej. Podobnie jak rektor Jedynak wiele słyszałem od bezpośrednio osób, które odeszły z tej uczelni. Takie osoby także zostały zatrudnione w Uniwersytecie Ekonomicznym, między innymi były prorektor UKEN-u został zatrudniony w naszej uczelni, pracownicy administracji ze stanowisk kierowniczych. Ta sytuacja była wielce niejasna i w rezultacie doprowadziła do interwencji ministra.
Profesor Bednarczyk: Tutaj bym się nie zgodził, co do tej pewności i spokojności o przyszłość, bo nie trzeba być znawcą sceny politycznej w Polsce, żeby widzieć działania, które nie mieszczą się w jakichkolwiek normach prawnych, europejskich, i obyczajowych. Ja nie mogę wykluczyć takiego rozwoju sytuacji w Polsce, że niezawisłość uczelni będzie zagrożona. Wystarczy spojrzeć na to, co się stało z uczelniami na Węgrzech na przykład. Nikt się tego nie spodziewał, a jednak to stało się faktem. Nie biję na alarm, tylko mówię o tym jako o naszej odpowiedzialności, bo gdyby, nie daj Bóg, coś takiego się zdarzyło, to na naszych plecach spocznie odpowiedzialność za niezgodę na takie działania.